Śląsk Wrocław - Jagiellonia Białystok 2:0. Śląsk sprawił niespodziankę (ŚLĄSK JAGIELLONIA WYNIK, REALCJA, GALERIA, ZDJĘCIA, KIBICE)
Śląsk Wrocław wygrał z Jagiellonią Białystok 2:0 w meczu 25. kolejki LOTTO Ekstraklasy. Bramki dla WKS-u strzelili Michał Chrapek i Marcin Robak. Wrocławianie dzięki temu zwycięstwu oddalili się od strefy spadkowej i awansowali na 11. miejsce w tabeli.
fot. FOT. Tomasz Hołod
Śląsk Wrocław przystępował do meczu z Jagiellonią Białystok po przegranej z Piastem w Gliwicach 0:2 w poprzedniej kolejce. Trener Lavicka pytany o ewentualne zmiany na mecz z "Jagą" zaznaczał, że nie jest typem szkoleniowca, który po jednej porażce na wyjeździe wymienia cały skład i że rewolucji nie będzie.
Nie oznacza to jednak, że zmian nie robi wcale. Przede wszystkim na lewej obronie od pierwszych minut oglądaliśmy Mateusza Hołownię, dla którego był to debiut w Śląsku. Ta zmiana była jednak podyktowana kontuzją Mateusza Cholewiaka, który będzie pauzował przez około 2-3 tygodnie.
Na prawą obronę powrócił nie widziany od słabego występu przeciwko Wiśle w Krakowie Łukasz Broź, a w środku pola zamiast Jakuba Łabojki pojawił się bardziej kreatywny Michał Chrapek.
Pierwsza połowa to festiwal błędów Jagiellonii, która zupełnie nie radziła sobie z dobrze zakładającym średni pressing Śląskiem. W efekcie obrońcy gości kilkukrotnie zagrali piłkę w wprost pod nogi Lubmbo Musondy, z czego brały się groźne szybkie ataki wrocławian.
Bramka na 1:0 padła w pierwszej minucie, po tym jak Zoran Arsenić próbował wymusić rzut wolny przy linii bocznej. Sędzia Paweł Raczkowski nie dał się na to nabrać i pozwolił Robakowi na szybkie wznowienie z autu. Piłka trafiła w pole karne i po ogromnym zamieszaniu Michał Chrapek wpakował ją do bramki.
Białostoczanie długimi fragmentami sprawiali wrażenie bezradnych. Brakowało im pomysłu na przedostanie się pod pole karne Jakuba Słowika i nie licząc pojedynczych zrywów i stałych fragmentów gry nie stanowili żadnego zagrożenia.
Śląsk tym czasem szedł jak po swoje i w 25 min podwyższył prowadzenie. Tym razem Chrapek dogrywał, a Robak w ekwilibrystyczny sposób z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki. Co ciekawe początkowo nie okazywał radości, tylko spoglądał w stronę sędziego asystenta, by upewnić się, że nie był na pozycji spalonej. Dopiero po chwili wraz z kolegami celebrował zdobycie swej 13 bramki w tym sezonie ekstraklasy.
Po zmianie stron obraz gry nie zmieniał się. Jagiellonia próbowała prostszymi środkami stworzyć sobie jakieś okazje, ale poza kilkoma uderzeniami z dystansu, z którymi Jakub Słowik nie miał większych problemów, praktycznie nie zagrażała Trójkolorowym.
Największe emocje w drugiej połowie mieliśmy w ostatnich minutach regulaminowego czasu gry. Wówczas Grzegorz Sandomierski interweniował poza własnym polem karnym, próbując wypiąstkować piłkę spadającą na głowę wychodzącego sam na sam z nim Roberta Picha. Początkowo sędzia gry nie przerwał, ale wtedy do akcji wkroczył VAR.
Powtórki pokazały, że Sandomierski dotknął piłki poza obrębem szesnastki, dlatego sędzia pokazał mu czerwoną kartkę, a Śląsk dostał rzut wolny z 17 metra. Problem w tym, że trener Ireneusz Mamrot wykorzystał już limit zmian, więc między słupkami musiał stanąć piłkarz z pola. Padło na Tarasa Romanczuka, ale jednokrotny reprezentant Polski nie musiał wykazywać się swoim kunsztem, bo wrocławianie nie zdołali oddać celnego strzału ani wtedy, ani do końca doliczonego czasu gry.
Wygrana pozwala Śląskowi złapać oddech. Obecnie ekipa z Wrocławia ma 4 pkt przewagi nad strefą spadkową i plasuje się na bezpiecznym, 11. miejscu. Jagiellonia spadła z kolei z 3. na 4. pozycję w tabeli i o mistrzostwie Polski w sezonie 2018/2019 może już praktycznie zapomnieć.