menu

Śląsk Wraca do Europy po 24 latach!

14 lipca 2011, 15:50 | Mariusz Wiśniewski / Gazeta Wrocławska

Po blisko 24 latach oczekiwania piłkarski Śląsk wraca do europejskich pucharów. Pewnie nikt z 40 tysięcy kibiców, którzy zjawili się na Stadionie Olimpijskim 30 września 1987 roku na meczu wrocławskiego zespołu w Pucharze Zdobywców Pucharów z Realem Sociedad San Sebastian, nie przypuszczał, że na kolejny występ ich drużyny na międzynarodowej arenie przyjdzie czekać niemal ćwierć wieku.

Z perspektywy czasu można powiedzieć, że pojedynek z Hiszpanami zakończył pewną erę wrocławskiego klubu. Od tego momentu Śląsk zaczął się staczać po równi pochyłej, aby w 1993 roku, po 20 nieprzerwanych latach gry w ekstraklasie, spaść do drugiej ligi.

Kolejne sezony przyniosły fanom zielono-biało-czerwonych huśtawkę nastrojów. Śląsk powrócił po dwóch latach do ekstraklasy, aby szybko z niej spaść. Po kolejnym awansie pojawiły się mocarstwowe plany i zapowiedź budowy silnej drużyny. Skończyło się krachem finansowym i w konsekwencji degradacją do drugiej, a następnie trzeciej ligi.
- To były ciężkie czasy dla Śląska - wspomina dzisiaj Dariusz Sztylka. - Nie wiedzieliśmy, w której lidze zagramy i czy w ogóle przystąpimy do rozgrywek - dodaje.

Pomocną rękę wyciągnął wtedy do piłkarzy Śląsk koszykarski. Zaczęła się mozolna odbudowa klubu z Oporowskiej, której zwieńczeniem był powrót po sześciu latach do ekstraklasy. Przez ten czas w Śląsku zmieniło się niemal wszystko. W klub z Oporowskiej zaangażowało się miasto, a następnie jeden z najbogatszych Polaków - Zygmunt Solorz.

W końcu nadszedł niesamowity sezon 2010/11. Niesamowity, bowiem po 11 kolejkach wrocławski zespół znajdował się jeszcze w strefie spadkowej, a wcześniej doszło do zmiany na ławce trenerskiej, gdzie Ryszarda Tarasiewicza zastąpił Orest Lenczyk. Włodarze klubu przed nowym szkoleniowcem postawili jeden cel - uratować drużynę przed spadkiem.

Lenczyk zaczął pracę ze Śląskiem od trzech remisów, aby kolejne cztery spotkania wygrać. Ostatecznie rundę jesienną wrocławianie zakończyli na dobrym, dziewiątym miejscu ze stratą siedmiu punktów do drugiej w tabeli Wisły Kraków i trzeciej Legii Warszawa. Wiosną Śląsk kontynuował dobrą passę i wspinał się w górę tabeli. Po 25 kolejkach wrocławianie byli już na czwartym miejscu, które przy dobrym układzie mogło dać start w europejskich pucharach.

Nie da się ukryć, iż nie tylko dobre wyniki sprawiły, że Śląsk dołączył do ligowej czołówki, ale również niesamowity przebieg sezonu, gdzie każdy wygrywał z każdym. Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać, z jak dużymi problemami kadrowymi musiał borykać się Śląsk. Właściwie łatwiej wymienić tych zawodników, którzy nie byli kontuzjowani, niż tych, którzy musieli pauzować z powodu urazów. Warto tylko wspomnieć, że w końcówce sezonu trener Lenczyk nie mógł skorzystać między innymi z Przemysława Kaźmierczaka, Łukasza Gikiewicza, Mariusza Pawelca czy Antoniego Łukasiewicza. Doszło do tego, że szkoleniowiec musiał na ostatni mecz sezonu, który decydował o wicemistrzostwie, postawić od pierwszej minuty na powracającego dopiero do zdrowia Krzysztofa Wołczka.

Po pierwszej połowie spotkania z Arką Gdynia na tablicy widniał bezbramkowy remis. Druga część meczu to już jednak popis piłkarzy Śląska, którzy aż pięć razy trafiali do siatki rywali. Po końcowym gwizdku na stadionie wybuchła feta, która później przeniosła się do Rynku. Wielu starszych fanów wrocławskiej drużyny nie ukrywało łez. Na taką chwilę czekali ćwierć wieku.

Czy awans do pucharów i mecze z Dundee United mogą być takim punktem granicznym, jak spotkania z Realem Sociedad San Sebastian? Są podstawy, aby sądzić, że tak właśnie może być.
Początkowo nieoczekiwany sukces wyraźnie zaskoczył włodarzy Śląska. Wiadomo było, że zespół musi być wzmocniony, ale jeszcze miesiąc wcześniej nikt nie zakładał w klubie spektakularnych transferów. Powtarzano: - Na pewno kogoś sprowadzimy, ale szaleństw nie będzie. Okazało się jednak, że jeżeli jest potrzeba, pieniądze w Śląsku są. Udało się sprowadzić Mateusza Cetnarskiego (300 tys. euro), Johana Voskampa (mniej niż pół miliona euro), wypożyczyć Marka Wasiliuka (Cracovia) oraz zakontraktować Dariusza Pietrasiaka (Polonia Warszawa) i Krzysztofa Żukowskiego (Flota Świnoujście). Nie trzeba więc było czekać, aż powstanie legendarna już galeria, aby znalazły się pieniądze na nowych graczy. To pierwsza i chyba najważniejsza kwestia dająca podstawy, by myśleć, że dla wrocławian mecze z Dundee United mogą oznaczać początek nowej ery.

Poza tym już niebawem Śląsk przeniesie się na jeden z najnowocześniejsych stadionów w Europie, który klubowi daje znacznie większe możliwości, jeżeli chodzi na przykład o marketing. Może się to wydać dziwne, ale stadion ma też niebagatelne znaczenie przy rozmowach z potencjalnymi nowymi graczami, nie mówiąc już o pozyskiwaniu sponsorów.

Poza tym sukces sprawił, że Śląsk stał się modny nie tylko w samym Wrocławiu, ale na całym Dolnym Śląsku. O zespole Oresta Lenczyka mówi się i pisze w mediach w całej Polsce. Jeżeli ta hossa zostanie wykorzystana, na kolejny start swojej drużyny w europejskich pucharach fani zielono-biało-czerwonych nie będą musieli czekać 24 lat.

Ale teraz już przed nami pojedynki z Dundee United i kolejne wyzwanie. Jeżeli udało już się zakończyć erę oczekiwania na puchary, to teraz czas zakończyć też oczekiwanie na gola. Ostatni raz Śląsk w pucharach zdobył bramkę w 1982 roku. W wyjazdowym spotkaniu w Pucharze UEFA z Servette Genewa do siatki rywali trafił Waldemar Prusik. Kto będzie następny?


Polecamy