Śląsk - Ruch. Jak dotrzeć do Morioki?
Przed sobotnim meczem z Ruchem Chorzów (godz. 18, Stadion Wrocław, Canal+ Sport) sztab szkoleniowy Śląska Wrocław przeprowadził poważną rozmowę z Ryotą Morioką. Czy to poskutkuje?
fot. fot. Paweł Relikowski
Postawa Ryoty Morioki może okazać się dla Śląska kluczowa podczas sobotniego meczu z Ruchem Chorzów oraz w dalszej walce o utrzymanie. Pytanie: jak sprawić, by Japończykowi chciało się jeszcze umierać za WKS?
Morioka w Gliwicach wszedł na boisko w drugiej połowie. Miał na początku kilka udanych zagrań, a potem... zgasł. Miał straty, nie wracał za piłką. Po reakcjach jego niektórych kolegów widać było, że są już nawet lekko poirytowani postawą rozgrywającego z Azji.
Japończyk kontrakt w Śląsku ważny ma do końca roku. Nie chce podpisać nowej umowy i najchętniej wyjechałby z Wrocławia. - Wiemy, że w głowie Ryoty jest już inna liga i trudno trzymać go tutaj na siłę - powiedział ostatnio na łamach Przeglądu Sportowego prezes Michał Bobowiec. Latem będzie też ostatnia dla klubu okazja, by sprzedać piłkarza i coś na nim zarobić. Trzeba go jeszcze jednak jakoś zmobilizować, by w pięciu ostatnich meczach pokazał zdecydowanie więcej niż w Gliwicach.
Morioka wciąż mówi słabo po angielsku, więc Jan Urban o pomoc poprosił swojego znajomego. Atsu Okazaki to młody japoński szkoleniowiec, który w Hiszpanii kończył kursy trenerskie, a potem pracował z młodzieżą. Dobrze mówi też po hiszpańsku. Sztab poprosił zatem, aby za pośrednictwem internetowej kamery tłumaczył rozmowę z Morioką. Okazało się, że Okazaki zna brata piłkarza, a w Japonii z samym zawodnikiem są właściwie sąsiadami - mieszkają 10 min drogi od siebie.
- Chcieliśmy konkretnie powiedzieć, co my myślimy, zapytać Ryo, co on myśli o tej sytuacji, jak się czuje. Zrobiliśmy konferencję przez internet - wyjaśnia Urban. Jak zdradził Morioka i Okazaki tak byli pozytywnie zaskoczeni całą sytuacją, że potem rozmawiali ze sobą jeszcze blisko godzinę przez telefon.
Gdyby sztabowi szkoleniowemu faktycznie udało się dotrzeć do Morioki, to Śląsk mógłby odżyć. Świetnie pokazuje to przykład Joana Romana - u Mariusza Rumaka był graczem marginalnym, lecz gdy przyszedł szkoleniowiec, który bez problemu mógł się z nim dogadać w jego ojczystym języku, nagle zaczął odgrywać kluczową rolę w drużynie.
Spora rzesza kibiców przyczyn tak słabej postawy Śląska w tym kluczowym momencie sezonu upatruje w tym, że dużą część zespołu tworzą obcokrajowcy, a nie zawodnicy od lat związani z Dolnym Śląskiem i z Wrocławiem.
- Wydaje mi się, że obcokrajowiec zawsze patrzy na taką sytuację trochę inaczej - przyznaje Jan Urban. - Jest w jednym klubie, potem w drugim... Oczywiście stara się być profesjonalistą, ale w większości przypadków ci chłopcy odchodzą. Polak na pewno przeżywa to bardziej - zauważa szkoleniowiec, ale zaraz dodaje, że wyjątkiem jest Sito Riera, który do sprawy podchodzi bardzo profesjonalnie.
- Gra tak, że pozycja w tabeli nie ma na niego żadnego wpływu. Jest przykładem tego, jak ktoś powinien radzić sobie w takiej sytuacji - wyjaśnia trener, który w ostatnim czasie znów spotkał się z Rafałem Dutkiewiczem. Jak mówi - prezydent jest bardzo zaangażowany w sprawy Śląska i stara się pomóc, jak tylko może.
Od kilku dni wiemy już, że w sobotę nie zagra Adam Kokoszka i prawdę mówiąc z nogą w ortezie nie wygląda jak ktoś, kto miałby w tym sezonie jeszcze wyjść na murawę. Oprócz niego i Romana przeciwko Ruchowi nie zagra też Alvarinho. Do zdrowia wrócił za to Mariusz Pawełek, który miał problemy z łokciem. Urban powiedział w piątek, że „na niego liczy”, więc naszym zdaniem ma wielką szansę posadzić Dominika Budzyńskiego na ławkę i znów wrócić między słupki.