Śląsk - Lechia 1:1. Ćwielong uratował remis. Fatalne błędy bramkarzy zadecydowały o bramkach
Taka gra nie przystoi mistrzom Polski. Śląsk Wrocław, bez zęba i pomysłu, zremisował z Lechią Gdańsk 1:1. O obu bramkach zadecydowały szkolne błędy bramkarzy.
Śląsk kompletnie przespał pierwsze 45 minut, pozwalając przeciwnikowi na swobodne rozgrywanie piłki. Gdańszczanie często gościli na połowie przeciwnika, gdzie zazwyczaj wymieniali serie krótkich podań na małej przestrzeni, po których w sytuacjach strzeleckich odnajdywał się Adam Duda. Napastnik Lechii trzy razy stanął przed szansą zdobycia bramki. Najdogodniejszą zmarnował w 11. minucie, gdy próbował przedłużyć strzał Jarosława Bieniuka. Śląsk, przed zmianą stron, tylko raz postraszył Lechię. W 30. minucie tuż obok lewego słupka uderzył Dalibor Stevanović.
Nawet gorzkie słowa, jakie padły w przerwie z ust Stanislava Levy’ego, nie zmotywowały wrocławian do lepszej gry. Tymczasem Lechia, już w 53. minucie, wyszła na prowadzenie. Fatalny błąd Mariana Kelemena przy wyprowadzaniu piłki - skrzętnie wykorzystał Piotr Wiśniewski, który najpierw wślizgiem odegrał do Pawła Buzały, by potem z bliskiej odległości, pod nogami Kelemena, wpakować futbolówkę do siatki. Wcześniej, przed golem Wiśniewskiego, świetnego dośrodkowania od Deleu nie wykorzystał Ricardinho.
Śląsk po stracie bramki grał do bólu czytelnie. Akcje kończył strzałami z okolicy szesnastki. W 61. minucie bardzo niecelnie kopnął Piotr Ćwielong, a pięć minut później bombę Przemysława Kaźmierczaka sparował na rzut rożny Bartosz Kaniecki. Ale pomimo tak przewidywalnej taktyki, gospodarzom udało się doprowadzić do wyrównania. W 88. minucie - po raz czwarty w sezonie - losy meczu odmienił Piotr Ćwielong, posyłając piłkę między nogami Kanieckiego. Asystował rzecz jasna Sebastian Mila.