menu

Słaby kontra słabszy. Końcówka sezonu w lidze i pucharze będzie należała do Legii lub Lecha

20 kwietnia 2015, 08:49 | Cezary Kowalski/Polska The Times

Zdaniem Cezarego Kucharskiego Legia powinna w lidze wyprzedzić Lecha. Wojciech Kowalczyk uważa, że poznaniacy mają silniejszy skład.

Lech - Legia
Lech - Legia
fot. R. Gorączniak

Puchar Federacji. Polska - Szwajcaria 2:3. Kolejna wpadka Agnieszki Radwańskiej [ZDJĘCIA+VIDEO]

Legia - Lech. Zbitka nazw tych dwóch najsilniejszych obecnie polskich klubów elektryzuje piłkarskich kibiców w Polsce. Zbigniew Boniek, prezes PZPN, który próbuje odbudować prestiż rozgrywek o Puchar Polski, ustawił nawet tak drabinkę spotkań w tych rozgrywkach, aby 2 maja na Stadionie Narodowym zmierzyły się właśnie te dwa zespoły. I dopiął swego. Na mecz od dawna brakuje już biletów, bez wątpienia będzie wielkie wydarzenie.

W lidze Legia zwiększyła właśnie przewagę nad zespołem Macieja Skorży do czterech punktów, ale cóż to znaczy w perspektywie jeszcze kilku spotkań, które pozostały do rozegrania i rundy kończącej, w której dzieli się punkty na połowę. W naszych realiach ten "produkt" śmiało można reklamować jak starcie Barcelony z Realem lub Manchesteru z Liverpoolem. Mnóstwo kibiców, wielkie miasta, piękne stadiony. Pytanie tylko, co kryje się pod tym atrakcyjnym opakowaniem. I czy rzeczywiście jest to w naszej ekstraklasie jakaś nowa jakość, na która tak mocno czekamy?

Stwierdzenie, że nic, byłoby przesadą, lepiej powiedzieć nic atrakcyjnego. Trudno na podstawie ostatnich miesięcy nie oprzeć się wrażeniu, że oto jesteśmy świadkami rywalizacji słabego z jeszcze słabszym, którzy i tak górują zdecydowanie nad resztą stawki. Liczba wpadek obu drużyn na różnych frontach, jak na ich aspiracje, jest wręcz zdumiewająca.

Legia przegrała już osiem meczów, a w ostatnim starciu z Zawiszą co prawda zdobyła trzy punkty, ale wielu na Łazienkowskiej w minioną niedzielę było w stanie wystawić wyższe noty Zawiszy. Wpadki drużynie Berga zdarzają się w miarę systematycznie i to z drużynami z niższych rejonów tabeli. Choć nie tak dawno Legia przegrała też z Lechem w Poznaniu. Jeszcze wówczas, kiedy mistrzowie Polski rywalizowali w Lidze Europy, można było to zrzucić na karb przemęczenia i stopniowaniu wyzwań przez norweskiego trenera, który wyraźnie stawiał na rywalizację na arenie międzynarodowej, ale teraz? Wyraźnie widać, że sprzedaż w środku sezonu lidera Miroslava Radovica do drugiej ligi chińskiej, to może był i dobry interes finansowy, ale sportowo strzał w stopę. To banalne, ale jednak prawdziwe stwierdzenie, że świetny jesienią Ondrej Duda bez wsparcia rutyniarza czuje się zagubiony i przez to gra o klasę słabiej.

A zatem nie tylko strata lidera, ale także podcięcie skrzydeł zawodnikowi, który dotychczas robił różnicę. Taki jest realny bilans tego transferu, przyjście zdolnego Masłowskiego nie do końca stratę równoważy. I można się zastanawiać, dlaczego działacze nie wyciągają wniosków z poprzednich sezonów i nie wstrzymują się z wyprzedażą kluczowych graczy do końca sezonu. Nie tak dawno zespół prowadzony przez Macieja Skorżę nie dał rady sięgnąć po tytuł, bo w połowie sezonu sprzedano Rybusa, Borysiuka i Komorowskiego.

Z drugiej strony mamy Lecha, który pod wodzą trenera Skorży miał się przeistoczyć z ciężkiej lokomotywy w pędzące pendolino. Nic takiego się nie stało. Owszem, nadzieje poznaniakom daje triumf w ostatnim bezpośrednim starciu z Legią u siebie, ale jak już mieli szansę zostać liderem to pękli psychicznie, nie byli w stanie ograć Korony, a teraz nie dali rady Górnikowi Łęczna. Jeśli do tego dodamy blamaż w pierwszym półfinałowym meczu o Puchar Polski z drugoligowymi Błękitnymi (1:3) i awans do wielkiego finału, tylko dzięki szybkiej czerwonej kartce dla półamatorów ze Stargardu Szczecińskiego, to mamy obraz nędzy tej drużyny.

Nie przekonują kolejne transfery średniej lub marnej klasy grajków z piłkarskiej Europy B. W czym tacy zawodnicy jak Holman, Douglas, Arajuuri, Kadar, Keita czy Sadajew są lepsi od naszych i czy w ogóle mogą być jakąkolwiek wartością dodaną to pytania retoryczne. Wielka nadzieja polskiej piłki, jaką do niedawna mienił się młody Kownacki, rozmienia się na drobne. Chociaż akurat jeśli chodzi o sylwetkę, to drobnym napastnikiem już nie jest. Jego nadwaga w Poznaniu zrobiła się już słynna.


Cezary Kucharski, dawniej piłkarz Legii, a obecnie poseł i menedżer, który reprezentuje zawodników z obu drużyn, twierdzi, że mimo wszystko lepsze wrażenie robi Legia, a wymagania wobec tego zespołu są spowodowane poprzeczką, którą klub sam sobie wysoko zawiesił, rozbudzając nadzieję kibiców podczas występów w Lidze Europy. - W krótkim dystansie, w jednym meczu jak w finale Pucharu Polski Lech może wygra, ale na dłuższą metę, czyli w lidze, górą powinna być Legia. Jednak to doświadczenie wyniesione z gier europejskich musi procentować. Z Lechem jest odwrotnie, czym bardziej się na niego liczy, tym bardziej zawodzi. To równy zespół, ale jednak brakuje w nim takich zawodników, którzy robią różnicę - mówi Kucharski.

Z kolei według innego byłego legionisty Wojciecha Kowalczyka, porównując pierwsze jedenastki, zwłaszcza po odejściu Radovica, mocniejsza jest ta Lecha.

I bądź tu mądry. Z pewnością rywalizacja o mistrzostwo i Puchar Polski ma swoją temperaturę i generalnie nie ma co się obrażać na poziom prezentowany przez naszych głównych graczy w ekstraklasie. Raczej trzeba przyzwyczaić się do faktu, że mamy do czynienia z trochę inną dyscypliną i nie porównywać się do czołówki europejskiej, bo po prostu porównania nie ma. O tym, jak daleko odstaje, świadczy liczba porażek drużyny, która dzielnie zmierza po mistrzowski tytuł. Legia ma ich na koncie już osiem, a wcale nie jest pewne czy nie będzie miała jeszcze kilku kolejnych, a i tak zdobędzie mistrzostwo. Dla porównania Ajax Amsterdam w lidze holenderskiej przegrał ledwie cztery spotkania i nie ma już żadnych szans na obronę tytułu.

Polska The Times


Polecamy