menu

Skuteczny do bólu! Nikolić rozstrzygnął starcie Legii z Wisłą w Krakowie! [ZDJĘCIA]

6 grudnia 2015, 19:53 | Jakub Podsiadło

W meczu 19. kolejki Ekstraklasy Nemanja Nikolić zdobył swoją 20. bramkę w tym sezonie oraz zanotował asystę i zapewnił Legii Warszawa zwycięstwo z Wisłą w Krakowie. Węgier jest najskuteczniejszym zawodnikiem polskiej ligi.

Oprawa podczas meczu Wisła - Legia
fot. F. Kliber
Wisła - Legia
fot. F. Kliber
Wisła - Legia
fot. Anna Kaczmarz/Polska Press
Wisła - Legia
fot. Anna Kaczmarz/Polska Press
Wisła - Legia
fot. Anna Kaczmarz/Polska Press
Wisła - Legia
fot. Anna Kaczmarz/Polska Press
Wisła - Legia
fot. Anna Kaczmarz/Polska Press
Wisła - Legia
fot. Anna Kaczmarz/Polska Press
Wisła - Legia
fot. Anna Kaczmarz/Polska Press
Wisła - Legia
fot. Anna Kaczmarz/Polska Press
Wisła - Legia
fot. Anna Kaczmarz/Polska Press
Wisła - Legia
fot. Anna Kaczmarz/Polska Press
Wisła - Legia
fot. Anna Kaczmarz/Polska Press
Wisła - Legia
fot. Anna Kaczmarz/Polska Press
Wisła - Legia
fot. Anna Kaczmarz/Polska Press
Wisła - Legia
fot. Anna Kaczmarz/Polska Press
1 / 16

Najpierw zaciekły opór przeciwko silnej jak nigdy Cracovii, potem biała flaga wywieszona w Poznaniu w odpowiedzi na szturm odrodzonego Lecha. Sinusoida czy prędzej równia pochyła - forma osieroconej i zdołowanej serią upokarzających występów Wisły przed hitem kolejki była zagadką.

Czego można było się spodziewać po następcy Smudy i Moskala, Marcinie Broniszewskim, skoro i tak asystował obu trenerom? Na pewno nie rewolucji ani wywracania stylu gry do góry nogami, bo w wielu przypadkach tymczasowy szkoleniowiec "Białej Gwiazdy" i tak był jej taktycznym mózgiem.

Nawet problemy były te same, co za poprzedników - luki w wyjściowym składzie trzeba było załatać mięsem armatnim. Najbardziej szokująca zmiana dotyczyła lewej obrony, gdzie tym razem zabrakło jednego z nowych liderów wiślackiej defensywy. Maciej Sadlok sam wyeliminował się ze szlagieru z Legią, a szansę w niecodziennej roli otrzymał Tomasz Cywka.

Kraków i Warszawa dla obu drużyn były zwykle jak dwa bieguny - niezależnie od tego, czy Wisła była o krok od mistrzostwa z bezpieczną przewagą, czy oba kluby szły łeb w łeb, na własnym boisku jedni potrafili spuścić drugim kilkubramkowy łomot. Ale czasy się zmieniły, tak jak zmieniła się "Biała Gwiazda". Ostatnio to warszawianie przyjechali tu jak po swoje i mimo "mobilizacyjnej" wizyty kibiców na ostatnim treningu wiślaków przed niedzielą wszyscy oprócz niepoprawnych optymistów musieli liczyć się z powtórką z rozrywki.

Wisła miała ulżyć swoim fanom i zaskakującą pierwszą połową znacznie rozbudziła apetyty. Zaczął Wilde-Donald Guerrier, na którego Moskal kręcił nosem rzekomo z powodu kontuzji, lecz Broniszewski od razu wcielił go z powrotem do składu. Jego przewrotka, tak samo jak próby innych "synów marnotrawnych" - Rafaela Crivellaro i Macieja Jankowskiego - oprócz dodatkowej rozgrzewki dla Duszana Kuciaka nie zaszkodziły legionistom.

Pod drugą bramką też bywało gorąco, a zwłaszcza, gdy piłkę przy nodze miał Ondrej Duda. Słowak postraszył Radosława Cierzniaka niemrawym uderzeniem zza pola karnego, ale w 30. minucie samotny rajd zwieńczył niebezpiecznym strzałem tuż obok słupka. Krakusi wyszli z tego cało, podobnie jak z niemal perfekcyjnego rzutu wolnego bitego przez Tomasza Brzyskiego przed przerwą - w tej sytuacji paradą na najwyższym poziomie popisał się Cierzniak. Ale Wisła nie byłaby Wisłą, gdyby nie przydarzyło się jej coś złego - po zderzeniu z Michałem Pazdanem aktywnego Bobana Jovicia musiał zastąpić Jakub Bartosz.

Młody obrońca pojawił się na boisku prawie znikąd i od razu podważył autorytet trenera Broniszewskiego, jeśli chodzi o decyzje personalne. Zaprezentował się świetnie na tle Legii, w której po przedwczesnym zejściu Ondreja Dudy szybko spadło morale zupełnie jak w armii, która straciła generała. "Wojskowi" ograniczali się tylko do pojedynczych wypadów, przez co wyglądali jak byle drużyna, która przyjechała pod Wawel tylko przeszkadzać gospodarzom, a nie zdobywać teren.

Wiśle też nie spieszyło się do decydującej bramki - na początek drugiej połowy Jankowski nieudanie przedłużał głową centrę Krzyszofa Mączyńskiego z rzutu wolnego, innym razem Rafał Boguski uderzał z woleja prosto w stojącego przed nim stopera Legii. Na tym inwentarz sytuacji gospodarzy można było zamknąć, co innego goście - w 76. minucie Nemanja Nikolić wyszedł spod kamuflażu i w trudnej sytuacji i tak zdołał posłać piłkę nad poprzeczką.

W końcówce Stanisław Czerczesow dał swojemu snajperowi do pomocy aż dwóch partnerów. Była 85. minuta, kiedy po celnym zagraniu wzdłuż wiślackiej bramki Aleksandar Prijović i Arkadiusz Piech zrobili legioniście tyle miejsca, że ten z najbliższej odległości wbił piłkę do siatki, uciszając ponad dwudziestotysięczną widownię. Po zabójczej kontrze "Wojskowych" przez pół boiska zakończonej łatwym golem Prijovicia arbiter już nie wznawiał gry - Wisła została zdemolowana w samej końcówce.

W dziewięćdziesięciu minutach niedzielnego hitu piłkarze Wisły i Legii zmieścili więcej niż ustawowe minimum emocji, zupełnie niewspółmierne do samotnej bramki Nikolicia. Nie ma na co narzekać, bowiem hit spełnił oczekiwania postronnego widza - gorzej z kibicami gospodarzy, którzy muszą pogodzić się z trzecią dotkliwą porażką w ciągu chyba najgorszego tygodnia "Białej Gwiazdy" od wielu miesięcy. Legia zaleczyła ostatnie objawy choroby, której nabawiła się jeszcze w Bielsku-Białej - w Krakowie zagrała poniżej oczekiwań, jednak skuteczny finisz rozgrzesza ich z tego, co musieli oglądać ich sympatycy przez całą resztę meczu z wiślakami. I tylko żal Arkadiusza Głowackiego - kapitan wystąpił dziś po raz 400. w wiślackiej koszulce, ale kto chciałby pamiętać taki jubileusz?

Wisła Kraków - Legia Warszawa 0:2 (0:0)

Bramki: Nikolić 85', Prijović 90'+3

Więcej o 19. KOLEJCE EKSTRAKLASY


Polecamy