menu

Skuteczna druga połowa Lecha. Górnik przegrał drugi raz z rzędu (ZDJĘCIA)

3 listopada 2013, 19:54 | Wojciech Maćczak

Piłkarze Lecha Poznań, choć przegrywali po pierwszej połowie z Górnikiem Zabrze po golu Prejuce'a Nakoulmy w meczu 15. kolejki T-Mobile Ekstraklasy, ostatecznie zdołali przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W drugiej połowie do siatki Pavelsa Steinborsa trafili bowiem Gergo Lovrencsics, Marcin Kamiński i Łukasz Teodorczyk.

Po porażce z Jagiellonią na sporo zaskakujących roszad w składzie swojego zespołu zdecydował się Mariusz Rumak. Szkoleniowiec Lecha sporo namieszał w ustawieniu defensywy „Kolejorza”, odsyłając na ławkę rezerwowych dobrze spisującego się ostatnio Barry’ego Douglasa oraz Huberta Wołąkiewicza. Temu drugiemu co prawda spotkanie w Białymstoku nie wyszło, ale we wcześniejszych meczach był podstawą obrony poznańskiego zespołu, dlatego jego nieobecność to spore zaskoczenie. Miejsce Szkota zajął Luis Henriquez, natomiast zamiast „Żaby” na środek defensywy przesunięty został Kebba Ceesay, a jego na prawej stronie zastąpił Mateusz Możdżeń. Do tego jeszcze na lewej pomocy za kontuzjowanego Szymona Pawłowskiego w podstawowym składzie znalazł się Karol Linetty, a Szymona Drewniaka zastąpił wracający po pauzie za żółte kartki Łukasz Trałka. I chyba tylko ta ostatnia roszada była spodziewana i w pełni zrozumiała.

Z kolei szkoleniowiec zabrzan Bogdan Zając zdecydował się na dwie zmiany. Na lewą obronę wrócił Rafał Kosznik, zastępując w tym miejscu Seweryna Gancarczyka, za Antoniego Łukasiewicza w środku obrony pojawił się Boris Pandża, natomiast na prawym skrzydle Przemysław Oziębała ustąpił miejsca Prejuce Nakoulmie.

Szybko okazało się, że to przyszły asystent selekcjonera reprezentacji Polski miał lepszy pomysł na wyjściowy skład. Początek spotkania należał bowiem do zabrzan, którym nijak nie potrafiła przeszkodzić przemeblowana poznańska defensywa. Już w siódmej minucie gracze Górnika mogli zdobyć bramkę – przed linią pola karnego efektownym zagraniem piętką oszukali Ceesaya, a później sytuację uratował wychodzący z bramki Maciej Gostomski. Jeszcze bardziej efektowną interwencję zaliczył chwilę później, broniąc efektowny strzał Mariusza Przybylskiego.

Do trzech razy sztuka. Kolejna próba zabrzan przyniosła już powodzenie. Po zagraniu Rafała Kosznika piłka trafiła do Mateusza Zachary, jego strzał co prawda obronił Gostomski, ale przy dobitce Nakoulmy był już bezradny. Poznaniacy zafundowali nam w tej sytuacji prawdziwy festiwal błędów – najpierw długo nie potrafili przerwać rozegrania piłki przez rywala (bliski był Trałka), później Kebba Ceesay spóźnił się z interwencją do strzelającego Zachary, a na koniec nikt nie pofatygował się, by przeszkodzić Nakoulmie w zdobyciu bramki.

Strata gola podziałała nieco na graczy ze stolicy Wielkopolski, którzy dopiero wtedy zaczęli stwarzać sobie okazje pod bramką Pavelsa Steinborsa. W siedemnastej minucie golkiper zabrzan obronił groźny strzał Rafała Murawskiego sprzed linii pola karnego, pięć minut później poradził sobie również z uderzeniem Mateusza Możdżenia. A goście czekali na okazje do kontrataku i bardzo dobrą mieli chociażby w 25. minucie. Wtedy Łukasz Madej idealnie zauważył wchodzącego w pole karne Nakoulmę (oczywiście kompletnie niepilnowanego), ale reprezentantowi Burkina Faso brakło pół kroku, by dojść do piłki i wpakować ją do siatki. Lechici myśleli chyba, że rywal jest na spalonym, ale chorągiewka sędziego asystenta nie powędrowała w górę.

Naprawdę ciekawą akcję poznaniacy skonstruowali w 37. minucie. Łukasz Teodorczyk świetnie rozprowadził piłkę na lewą stronę do Gergo Lovrencsicsa, ten poszedł do przodu i dośrodkował w pole karne, tyle że tam piłka nie trafiła z powrotem do „Teo”, a przejął ją któryś z obrońców z Zabrza. Zresztą gra w przechwycie była bardzo mocną stroną Górnika w spotkaniu z Lechem. Podopieczni Zająca świetnie czytali grę przeciwnika i bardzo często przerywali podania, nie pozwalając przeciwnikowi na skonstruowanie groźnej akcji. Natomiast tuż przed przerwą sami stworzyli sobie świetną okazję do podwyższenia wyniku. Madej posłał prostopadłe podanie do wychodzącego na czystą pozycję Nakoulmy (spóźniony był Kamiński), zawodnik Górnika minął Gostomskiego, ale jednocześnie wyrzucił się do bardzo ostrego kąta i zakończył akcję strzałem w stojącego na linii bramkowej Możdżenia.

To nie był jeszcze koniec popisów Górnika. W 44. minucie do akcji ofensywnej świetnie włączył się Rafał Kosznik, wszedł w pole karne gospodarzy i uderzał dwa razy z ostrego kąta. Pierwszy strzał obronił Gostomski, a dobitka powędrowała w boczną siatkę. To był tylko jeden z symboli świetnego występu lewego obrońcy zabrzan w Poznaniu. Widać na 30-letniego zawodnika bardzo pozytywnie wpłynęły informacje medialne o powołaniu do kadry, gdyż zagrał rewelacyjnie, co chwilę atakując swoją stroną boiska. Zresztą podobnie czynił na przeciwległej flance Paweł Olkowski, a poznaniacy kompletnie nie mieli pojęcia, jak to przerwać.

W drugiej połowie emocje zaczęły się dopiero po 20 minutach gry. I to rozpoczęły się dość przypadkowo, bowiem od długiego wybicia Macieja Gostomskiego. Później piłkę do Łukasza Teodorczyka strącił głową wprowadzony na boisko chwilę wcześniej Barry Douglas, Teo po kilku zwodach zacentrował, tam znów znalazł się Douglas, który przedłużył podanie głową na długi słupek. Steinbors nie zdążył za akcją, zdążył za to Lovrencsics, który wpakował piłkę do bramki i dał poznaniakom remis.

Później lechici stwarzali kolejne okazje, by przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Udało się to uczynić w 75. minucie spotkania – z rzutu rożnego dośrodkował Lovrencsics, podanie przedłużył Teodorczyk, a piłkę w siatce umieścił Marcin Kamiński. Prowadzenie Lecha było sporą niespodzianką, patrząc zwłaszcza na pierwszą połowę spotkania. Co prawda po przerwie poznaniacy spisywali się już lepiej, ale nie udało im się osiągnąć takiej przewagi, jaką wcześniej mieli piłkarze Górnika. Sprzyjało im jednak szczęście – dwa razy piłkarze „Kolejorza” znaleźli się w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, by wpakować piłkę do siatki.

W 86. minucie szczęście uśmiechnęło się do poznaniaków po raz kolejny. Łukasz Trałka na lewej stronie nawinął przeciwnika, dograł w pole karne, gdzie piłka minęła Bartosza Ślusarskiego, ale trafiła wprost na głowę stojącego na długim słupku Teodorczyka, który umieścił ją w siatce. A w nagrodę… opuścił boisko, ustępując miejsca debiutującemu w Ekstraklasie Dariuszowi Formelli.

Lech dociągnął wynik do końca spotkania i pokazał, że wcale nie trzeba być drużyną lepszą w przekroju całego meczu, by zdobyć trzy punkty. Sporo do gry poznaniaków wniósł wprowadzony po przerwie Douglas. Pozostaje tylko pytanie, dlaczego Szkot rozpoczął spotkanie na ławce rezerwowych. Mimo zwycięstwa ciężko zrozumieć zmiany w obronie, bo wydawało się, że zdestabilizowały one jedynie grę formacji defensywnej.

Lech Poznań

LECH POZNAŃ - serwis specjalny Ekstraklasa.net


Polecamy