Skromne zwycięstwo Legii z Cracovią. Lider znowu w Warszawie
Po trudnym meczu Legia Warszawa wywozi z Krakowa trzy punkty. Cracovia zagrała przeciwko mistrzowi Polski bardzo dobry mecz, ale niewykorzystane sytuacje zemściły się na "Pasach". Jedyną bramką dla "Wojskowych" zdobył niezawodny Miroslav Radović.
Po wtorkowym niepowodzeniu w eliminacjach Ligi Mistrzów, Legii Warszawa przyszło przyjechać do Krakowa na starcie z Cracovią. Pełni sportowej złości, ale też osłabieni przez kontuzje, podopieczni Jana Urbana chcieli zmazać plamę i wygrać w lidze po ostatnich dwóch porażkach z Ruchem i Lechią.
Od samego początku meczu przewagę optyczną uzyskali gospodarze. Trener Stawowy bardzo zmobilizował swoich zawodników, gdyż „Pasy” założyły wysoki pressing i co rusz atakowały bramkę... no właśnie, Wojciecha Skaby. Podstawowy bramkarz mistrzów Polski Dusan Kuciak będzie pauzował co najmniej 3 miesiące, co z całą pewnością napawa bólem głowy trenera Urbana.
Na trybunach nie brakowało wzajemnych wymian uprzejmości ze strony kibiców obu drużyn. Tradycyjnie już fani „Wojskowych” byli „pozdrawiani” przez miejscowych, a sami nie pozostawali dłużni.
Cracovia starała się atakować na ułańskiej fantazji. Trzeba przyznać, że pressing założony przez gospodarzy sprawiał nie lada problemy mistrzom Polski, którzy nie potrafili skutecznie wyprowadzić piłki z własnej połowy przez dobre kilkanaście minut.
W 13. minucie kapitalną okazję zmarnował Dawid Nowak, który po podania od Stebleckiego miał tylko skierować piłkę do niemal pustej bramki. Strzał Nowaka minął jednak słupek bramki legionistów i kibice gospodarzy musieli obejść się smakiem.
W odpowiedzi dwójkową akcję w polu karnym „Pasów” rozegrali Dwaliszwili z Radoviciem, jednak tego ostatniego przed wyjściem na sytuację sam na sam powstrzymał Milos Kosanović.
Co nie udało się w jednej akcji, udało się w następnej. Radović znalazł się sam na sam z Pilarzem i strzałem w krótki róg umieścił piłkę w siatce, wyprowadzając „Wojskowych” na prowadzenie. Chwilę później powinno być 0-2, jednak Kucharczyk fatalnie spudłował uderzając w trybuny.
Po zdobyciu bramki Legia narzuciła swój styl gry i nie cofała się na własną połowę po stracie piłki. Poskutkowało to kilkoma groźnymi strzałami na bramkę Pilarza, jednak żaden z nich nie zmusił bramkarza „Pasów” do zwiększonego wysiłku.
W 60 min. pierwszy raz w tym meczu z dobrej strony pokazał się Saidi uderzając z 20 metrów bardzo precyzyjnie w długi róg, jednak jego strzał na rzut rożny, z największą trudnością sparował Skaba.
Znakomicie w drużynie gości spisywał się Henrik Ojamaa, który na lewej flance zastąpił w składzie Legii kontuzjowanego Jakuba Koseckiego. Estończyk co chwila szarżował na skrzydle wyprowadzając w pole najpierw Marciniaka, a następnie Kusia, który wyszedł na drugą połowę w miejsce Pawła Jaroszyńskiego. Kompletnie niewidoczny był natomiast Władimer Dwaliszwili, potwierdzając tylko teorię Urbana o braku formy u Gruzina.
W 70 min. znakomitą okazję do podwyższenia rezultatu miał Ojamaa, który po podaniu Radovicia miał przed sobą już tylko Pilarza, jednak strzał Estończyka z pierwszej piłki wylądował w „koszyczku” golkipera gospodarzy.
Cztery minuty później Stawowy posłał do boju najlepszego strzelca Cracovii z poprzedniego sezonu - Boljevicia, który na placu gry zastąpił defensywnego pomocnika Damiana Dąbrowskiego. W odpowiedzi trener Urban posłał bój w Helio Pinto, który zastępując zmęczonego Furmana miał wzmocnić środek pola.
Cracovia w końcówce nie miała pomysłu na rozmontowanie obrony rywali, legioniści skutecznie zablokowali środek pola oraz długo przetrzymywali piłkę na połowie gospodarzy, nie dając im możliwości zdobycia gola. Mistrzowie Polski wygrali 1-0 i dzięki zdobytym trzem punktom zrównali się w tabeli z Górnikiem oraz Lechią Gdańsk. Lepszy bilans bramek sprawia, że to Legia jest w tej chwili liderem T-Mobile Ekstraklasy.