menu

Show Messiego i Neymara. Barcelona łatwo rozprawiła się z Sociedad (ZDJĘCIA)

24 września 2013, 21:53 | Michał Jackowski

FC Barcelona nie dała szans Realowi Sociedad w meczu 6. kolejki ligi hiszpańskiej. W rolach głównych wystąpili dzisiaj Leo Messi i Neymar, którzy strzelili po jednym golu i mieli udział przy pozostałych trafieniach katalońskiego zespołu.

Trener Jagoba Arrasate rzucił ręcznik już w szatni. Do podstawowego składu desygnował ledwie czterech zawodników z poprzedniego meczu z Malagą. Taki eksperyment nie mógł się powieść, nie z takim rywalem jakim jest Barcelona. Jego podopieczni, w odróżnieniu od niego, próbowali jednak zagrać odważnie. Pomysłu i umiejętności starczyło ledwie na pierwsze 2 minuty meczu, a okres przewagi Basków zwieńczył strzałem w poprzeczkę Haris Seferović. Gracze Sociedad tylko jeszcze raz w pierwszej połowie postraszyli Barcę. W 43 minucie z daleka huknął Antoine Griezmann, ale będący w wyśmienitej formie Victor Valdes spokojnie sparował tę piłkę.

Wtedy jednak już dawno było po meczu. Barca po 8 minutach prowadziła bowiem 2-0. Najpierw swoją pierwszą bramkę w ligowym meczu strzelił Neymar, choć strzelił to za dużo powiedziane. Po prostu wszedł z piłką do bramki, po płaskim dorzuceniu futbolówki przez Alexisa i wykorzystał braki w komunikacji szeregów obronnych Sociedad. Drugiego gola zdobył Messi. Strzał „szczupakiem” to nie jest to, czym Leo czaruje na co dzień, ale tylko w ten sposób mógł wykończyć genialną akcję Neymara.

To właśnie Brazylijczyk kradł show swojemu wielkiemu partnerowi. Hasał po lewej stronie boiska, a rywali traktował jak slalomowe tyczki. Obrońcy Sociedad nie byli godni rywalizować z Brazylijczykiem. Warto zauważyć, że obaj gracze z Ameryki Południowej rozumieją się z meczu na mecz lepiej i coraz bardziej lubią wymieniać futbolówkę między sobą.

Zresztą defensywa Basków nie radziła sobie nie tylko z Messim i Neymarem, ale z całą ofensywną siłą Barcy. Raz po raz zawodnicy Blaugrany bezlitośnie nękali swoich przeciwników. Piłką bawili się jak najlepszy malarz pędzlem i farbami i nie dawali dojść do głosu gościom. Tiki-takę można kochać, można ją nienawidzić, ale nie sposób nie zauważyć destrukcyjnego jej wpływu na poczynania rywali Barcelony.

Kropkę nad „i” w pierwszej połowie postawił rzadko strzelający gole Segio Busquets. Najpierw Leo Messi piętką próbował zaskoczyć Claudio Bravo, dobitkę posłał w poprzeczkę, a później źle wybitą piłkę przejął wspomniany Busquets, który strzałem zza pola karnego, lewą nogą, idealnie zmieścił futbolówkę obok słupka. Szkoda, że po chwili defensywny pomocnik Barcy zrobił coś, co bardzo rzadko zdarza się w świecie piłki. Swoją nieszczęśliwą interwencją, doprowadził do kontuzji uda swojego kolegi Javiera Mascherano, który musiał opuścić boisko z powodu urazu.

Druga połowa aż do 65 minuty wyglądała identycznie jak pierwsza. Z jednym małym wyjątkiem - Barca nie była tak skuteczna jak w początkowych 45 minutach. Co chwila na bramkę Castro leciały strzały niemal wszystkich graczy z Katalonii. Całkowicie niespodziewanie bramkę zdobyli jednak goście. Imanol Agirretxe lekko zawstydził balansem ciała Pique i wyłozył piłkę do Alberto de la Belli. Ten nie mógł zrobić niczego innego, niż spokojnie posłać piłkę do siatki.

Barca czasami miała tendencję do trwonienia wcześniej wypracowanej przewagi, ale nie tym razem. Już w 76 minucie kapitalna akcję lewą stroną przeprowadził Messi, a Marc Bartra sprzątnął piłkę tuż przed nosa interweniującego bramkarza Sociedad. Po kilku minutach z boiska zszedł asystujący chwilę wcześniej Argentyńczyk. Nie był jednak z tego powodu zadowolony i nie podał ręki trenerowi Martino, który także nie wyciągnął prawicy w kierunku swojego gwiazdora. Messi jest tak pazerny na kolejne gole, że nawet te 10 minut na ławce boli go niezmiernie. Jednak jego rodak wie, że przed Barcą jeszcze wiele ważnych spotkań i nie chce nadmiernie eksploatować najlepszego piłkarza świata, a przecież Messi w ostatnim czasie nie zawsze był w stu procentach zdrowy.

Do końca meczu nie działo się nic ciekawego. Barca kontrolowała przebieg spotkania i miała w swych szeregach pechowego Alexisa, który jak zwykle nie mógł wstrzelić się w bramkę i obił w końcówce meczu poprzeczkę. Baskowie wiedzieli, że nie są w stanie odmienić oblicza tego spotkania. Tchórzostwo i brak wiary ich trenera, który oszczędzał najlepszych zawodników na inne mecze sprawił, że na Camp Nou obserwowaliśmy jednostronne widowisko i zasłużoną wygraną lidera Primera Division.


Polecamy