Sevilla rozbiła Porto. "Smoki" pożegnały się z Ligą Europy (ZDJĘCIA)
W rewanżowym meczu ćwierćfinałowym Ligi Europy Sevilla pokonała u siebie FC Porto 4:1 (3:0) i awansowała do półfinału rozgrywek. Gospodarze potrzebowali zaledwie trzydziestu minut, by wbić mistrzom Portugalii trzy gole. Bezradnym gościom nie pomogła nawet czerwona kartka, którą na początku drugiej połowy otrzymał Jorge Coke.
Cytowany przez nas w przedmeczowej zapowiedzi trener Sevilli Unai Emery zapowiadał, że dla jego drużyny kluczem do sukcesu w rewanżowym starciu będzie cierpliwość. Już po pierwszych minutach spotkania na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan wiedzieliśmy, że była to jedynie zasłona dymna. Sevilla niczym Atletico przeciwko Barcelonie rzuciła się na rywali od samego początku, chcąc jak najszybciej zniwelować straty z meczu w Porto.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Już w 4. minucie Danilo sfaulował w polu karnym Carlosa Baccę, a chwilę później jedenastkę zamienił na gola Ivan Rakitić. Szybko strzelony gol jeszcze bardziej nakręcił zmotywowanych gospodarzy, a Portugalczycy zupełnie nie potrafili się im przeciwstawić. Bliscy podwyższenia prowadzenia byli Coke i Jose Antonio Reyes, ale po ich strzałach "Smoki" miały jeszcze szczęście. Zabrakło go jednak w 26. minucie, gdy błąd popełnił Fabiano. Bramkarz gości po złym wznowieniu gry sprowokował stratę, Bacca szybko zagrał prostopadle do Vitolo, a ten poradził sobie z obrońcą i precyzyjnym strzałem w długi róg wprawił w szał andaluzyjskich kibiców. Eksplozja radości na stadionie w Sewilli była jeszcze większa, gdy cztery minuty później na 3:0 strzelił Bacca. Znakomicie dysponowany Kolumbijczyk odnalazł się po zamieszaniu w polu karnym Porto, świetnie "zgasił" piłkę i z pomocą rykoszetu pokonał bezradnego Fabiano.
Luis Castro i piłkarze FC Porto chyba uwierzyli w przedmeczowe mydlenie oczu Unaia Emery'ego, bo od momentu straty pierwszego gola zupełnie nie mieli koncepcji na zaatakowanie rywala. Goście przypominali zdezorientowanego boksera, który właśnie przyjął kilka mocnych ciosów i nie ma pojęcia, gdzie się znajduje. Jedynie Ricardo Quaresma próbował poderwać swój zespół do lepszej gry. Skrzydłowy gości zaimponował kilkoma efektownymi dryblingami i oddał jedyny przed przerwą celny strzał na bramkę Beto.
W szatni FC Porto musiało paść kilka męskich słów, bo po przerwie goście wzięli się w garść. Sygnał do ataku jako pierwszy znów dał Quaresma, którego strzał z rzutu wolnego sparował na poprzeczkę Fabiano. Sevilla nadal miała w zanadrzu trzy bramki przewagi, ale od 54 minuty musiała sobie radzić w dziesiątkę, bo drugą żółtą kartkę obejrzał Coke. Strategia gospodarzy na ostatnie pół godziny była już prosta - polegała na zaryglowaniu własnej bramki i wyczekiwaniu na końcowy gwizdek sędziego.
Już chwilę później Porto znów miało okazję na kontaktową bramkę, ale groźne uderzenie Hectora Herrery na raty obronił Beto. W następnych minutach goście nie potrafili jednak sforsować obrony Sevilli. Liczne strzały z dystansu oddawane przez piłkarzy "Smoków" nie przynosiły skutku, a czasu na odrobienie strat było coraz mniej. W końcu Porto nadziało się na śmiertelny cios, jakim był skuteczny kontratak drużyny z Andaluzji. Akcję po dośrodkowaniu Vitolo wykończył wprowadzony na boisko w drugiej połowie Kevin Gameiro, co ostatecznie przesądziło o losach dwumeczu. W doliczonym czasie gry w końcu dopiął swego niezmordowany Quaresma, który pięknym uderzeniem umieścił piłkę w okienku bramki gospodarzy.