Sensacja w Bielsku-Białej! Ostatnie w tabeli Podbeskidzie rozbiło Lecha Poznań! [RELACJA, ZDJĘCIA]
Do niemałej sensacji doszło w sobotni wieczór w Bielsku-Białej. W meczu 23. kolejki Ekstraklasy ostatnie w tabeli Podbeskidzie rozbiło Lecha Poznań 4:1!
Zobacz więcej zdjęć z meczu Podbeskidzie Bielsko-Biała - Lech Poznań
- Jesteśmy faworytem. Mamy piłkarzy o wyższych umiejętnościach i tą jakość powinno być widać na boisku – mówił przed wyjazdem do Bielska-Białej trener Lecha Poznań, Jan Urban. Jego podopieczni chyba za bardzo zawierzyli tym słowom, bo do meczu z Podbeskidziem przystąpili zdekoncentrowani. Zbyt spokojny początek, sporo nieporozumień, kiksów i niedokładnych podań – „Kolejorz” znacznie ułatwił zadanie gospodarzom, którzy do sobotniego starcia przystąpili z jasnym postanowieniem przełamania niemocy na swoim stadionie.
„Górali” dodatkowo motywowała zeszłotygodniowa klęska w Gdańsku. Trener Robert Podoliński zapowiadał, że jego piłkarze pokażą sportową złość i zagrają odważniej niż przeciwko Lechii. I nie było to czcze gadanie – bielszczanie rzeczywiście przejęli inicjatywę, wykorzystując fakt, że mistrzowie Polski przyjechali w Beskidy bez pauzujących za kartki Łukasza Trałki i Karola Linettego.
Gospodarze przycisnęli po pierwszym kwadransie. W 17. minucie do bezpańskiej piłki w środku pola dopadł Damian Chmiel i zagrał prostopadle do Roberta Demjana. Słowak ładnym strzałem przerzucił futbolówkę nad Jasminem Buriciem i uradował 5 tysięcy kibiców na stadionie w Bielsku-Białej.
Lech miał ogromne kłopoty. W defensywie proste błędy popełniali Paulus Arajuuri i Maciej Wilusz, który zastąpił w wyjściowym składzie Marcina Kamińskiego. Mizernie wyglądały również poczynania gości w ofensywie – brakowało kreatywności Linettego, spokoju Trałki, a debiutujący w koszulce „Kolejorza” Hiszpan Sisi nie mógł znaleźć nici porozumienia z partnerami. Na domiar złego, już po 25 minutach z boiska z urazem zszedł Nicki Bille Nielsen. Jedyną dogodną okazję Lecha na gola przed przerwą zmarnował Darko Jevtić, który z czystej pozycji na czternastym metrze posłał piłkę w trybuny.
W drugiej połowy goście wzięli się do roboty. W 58. minucie blisko gola był Dawid Kownacki, ale po podaniu Sisi uderzył nieznacznie obok bramki. Wkrótce napastnik Lecha dopiął jednak swego, także dzięki temu, że w głównej roli wystąpił Marek Sokołowski. 37-letni kapitan gospodarzy spóźnił się z kryciem na prawej stronie boiska, a po znakomitej klepce Jevitcia z Tamasem Kadarem trzeciego gola w drugim wiosennym meczu zdobył Kownacki. Nie minęły dwie minuty, a Sokołowski znów dał o sobie znać, ale tym razem pod bramką Lecha. Po dośrodkowaniu Adama Mójty z rzutu wolnego wychowanek „Górali” świetnie złożył się do główki i jego drużyna znów wyszła na prowadzenie.
Lech, który wygrał siedem z ostatnich ośmiu ligowych meczów był bliski wyrównania - w 78. minucie wprowadzony na boisko za Jevticia Marcin Kamiński przymierzył główką pod poprzeczkę, a rewelacyjną paradą popisał się Emilijus Zubas. Sobotni wieczór należał jednak do Podbeskidzia. Dziesięć minut przed końcem kontratak gospodarzy rozpoczął rezerwowy Samuel Stefanik, który dograł na skrzydło do Mójty, a ten zdecydował się na strzał z ostrego kąta. Piłkę zdołał sparować Burić, ale stojący przy nim Mateusz Szczepaniak z bliska zdobył swoją siódmą bramkę w tym sezonie. W bardzo podobny sposób bielszczanie dobili Lecha tuż przed ostatnim gwizdkiem. Po akcji Stefanika i Mójty do bramki trafił Jakub Kowalski, który popisał się spokojnym, precyzyjnym wykończeniem.
Z mistrzem Polski Podbeskidzie wygrało u siebie pierwszy raz od 3 czerwca ubiegłego roku, czyli 262 dni, a „Górale” opuścili ostatnie miejsce w ligowej tabeli. To będzie długa sobotnia noc w Bielsku-Białej...