Uwaga, kopciuszek w natarciu! Paderborn i Eibar radzą sobie w elicie
Na kilka tygodni przed rozpoczęciem rozgrywek ligowych w Niemczech i Hiszpanii dużo mówiono o dwóch absolutnych beniaminkach - SC Paderborn i SD Eibar. Oba były skazywane na spadek, oba już w poprzednim sezonie zaskoczyły, pomimo przygód, jakie musiały przezwyciężyć, aby walczyć w najwyższych klasach rozgrywkowych swoich krajów. Początek sezonu pokazał, że oczekiwania i pieniądze na boisku nie grają.
Przytaczanie historii klubu z zachodnich Niemiec powinno się rozpocząć od poprzedniego sezonu. Futbolowi eksperci lig niemieckich niemal jednogłośnie wskazywali Paderborn jako kandydata do spadku z 2. Bundesligi. Promocja do najwyższej klasy rozgrywkowej mogła być rozpatrywana tylko w kategoriach science-fiction. W minionym sezonie piłkarze Paderborn zagrali jednak wszystkim na nosie, rozgrywając najprawdopodobniej najlepszy sezon w historii klubu.
Oczekiwania przed obecnymi rozgrywkami były dość proste - piłkarze mają grać tak dobrze, jak tylko potrafią. Szkoleniowiec drużyny, Andre Breitenreiter, podczas konferencji prasowych mówił, że jego drużyna ma pokusić się o kilka niespodzianek w lidze. Patrząc na kadrę próżno w niej szukać ligowych wyjadaczy. Kilku zawodników ma co najwyżej krótkie, czasem nawet kilkuminutowe epizody w 1. Bundeslidze.
Początek sezonu to od razu wywalczenie cennego punktu, po remisie z FSV Mainz 2:2. Warto zauważyć, że gdyby nie jedenastka, wykorzystana przez Okazakiego w 90. minucie gry, zespół absolutnego beniaminka mógłby cieszyć się nawet ze zwycięstwa. Historia dała jednak jeszcze piękniejszy scenariusz, niż mogłoby się wydawać. W sobotnie popołudnie na stadionie w Hamburgu drużyna z Paderbornu pokonała zespół, który w swojej historii nie poczuł na własnej skórze degradacji o ligę niżej, HSV aż 3:0. Niewątpliwym bohaterem obu meczów na boisku był Elias Kachunga, który każdy dotychczasowy mecz okrasił golem.
Kilka tysięcy kilometrów na południe od niemieckiego miasteczka, w hiszpańskiej części Kraju Basków swoją siedzibę ma klub SD Eibar. W ubiegłym sezonie zespół ten, grający jeszcze w Liga Adelante (Segunda Division) miał za zadanie spokojnie utrzymać się w drugoligowych szeregach. Większość graczy pochodziło z wypożyczeń z klubów Primera Division, a ci piłkarze, którzy mieli kontrakt podpisany z Baskami bez żadnych innych przynależności, przychodzili do klubu za darmo. Rozgrywki jednak pokazały niebywałe oblicze tej drużyny. Gracze, w większości wypożyczani z FC Barcelony, wygrali rozgrywki Ligi Adelante pewnie i już na miesiąc przed końcem sezonu mogli cieszyć się z nieoczekiwanego awansu do Ligi BBVA.
Problemy zaczęły się jednak dopiero przed startem obecnych rozgrywek. Aby otrzymać licencję na grę w najwyższej klasie rozgrywkowej klub musiał powiększyć znacznie swój skromny, kilkumilionowy budżet. Na wieść o tym kibice zorganizowali na spółkę z władzami baskijskiego zespołu akcję, w której praktycznie każdy mógł kupić akcje klubu za stosowną cenę tak, aby finanse odpowiadały przepisom komisji licencyjnej. Do akcji włączyli się ludzie nie tylko z Hiszpanii, ale także i spoza Europy, którzy zakupili cegiełki w postaci procenta akcji klubu. Kiedy budżet udało dopiąć się na ostatni guzik, jedynym problemem była kadra, która podobnie jak w Paderborn, miała pokazać się jak najlepiej z najlepszymi klubami Hiszpanii, tak, aby większość wypożyczonych piłkarzy mogło w przyszłości reprezentować dobry poziom w lepszych i bogatszych zespołach.
W pierwszej kolejce ich przeciwnikiem na własnym stadionie była drużyna Realu Sociedad San Sebastian. Większość fanów przed meczem mówiła, że rezultatem, jaki ucieszyłby ich najbardziej jest remis, w końcu w poprzednim sezonie goście grali w elitarnej Lidze Mistrzów. Sama gra jednak zweryfikowała satysfakcjonujący wynik. Ekipa z Kraju Basków pokonała swojego bardziej doświadczonego rywala 1:0, a nazwa Eibar weszła na czołówki serwisów informacyjnych całego świata. W sobotniej potyczce z Atletico liczono na jak najniższą porażkę. Na szczęście dyspozycja Rojiblancos była daleka od optymalnej, dzięki czemu Baskowie mogli grać z mistrzem Hiszpanii jak równy z równym. Wynik 2:1 dla zespołu z Estadio Vincente Calderon nie oddaje gry obu zespołów, gdyż momentami lepszy był ligowy beniaminek, a przepiękna bramka Abrahama Mineiro jest bez ustanku pokazywana w serwisach internetowych.
Zarówno Niemcy z Paderbornu , jak i Hiszpanie z Eibar, gdzie w składzie mamy ex-Legionistę, Mikela Arruabarenę, pokazali w swoich pierwszych dwóch spotkaniach, że na pewno tanio skóry nie sprzedadzą i nawet najwięksi swoich lig muszą bać się skreślanych przed sezonem beniaminków. Jednak obecny futbol czasem potrafi jeszcze być nieprzewidywalny...