To nie jest żart - naprawdę zaczynamy gonić piłkarską Europę
Wbrew tego, co wielu uważa, polska piłka naprawdę idzie w górę. Kluby są bogatsze, stadiony piękniejsze, a młodzież coraz bardziej zdolna.
Dno osiągnęliśmy dziewięć lat temu, 20 maja 2005 r. W znaczeniu symbolicznym, bo tego dnia aresztowano sędziego Antoniego Fijarczyka i okazało się, że nasza piłka jest nie tylko słaba, ale również przeżarta do szpiku korupcją. Wbrew deklaracjom ówczesnego prezesa PZPN Michała Listkiewicza, który zapewniał, że Fijarczyk to tylko pojedyncza czarna owca. Szybko okazało się, że takich owiec (albo baranów) jest całe stado, do dziś oskarżono kilkaset osób, w tym byłego selekcjonera i jedną z gwiazd obecnej reprezentacji narodowej.
Dno sportowe osiągaliśmy kilka razy. Po raz ostatni w eliminacjach ostatnich MŚ, gdy wyprzedziliśmy w grupie tylko Mołdawię i San Marino (cztery lata temu - tylko San Marino). Długo można by też wymieniać porażki polskich klubów w europejskich pucharach. Doszło do tego, że ogrywały nas już zespoły z Estonii, Azerbejdżanu i Mołdawii. Ostatniego lata z eliminacji Ligi Europy wyrzucił Lecha Poznań... islandzki UMF Stjarnan.
Ktoś zapyta, gdzie ten postęp? Wbrew pozorom nastąpił i nie chodzi tylko o historyczne (pierwsze) zwycięstwo z Niemcami, bo - z całym szacunkiem dla naszych piłkarzy i ich trenera - gdyby rozegrać 10 takich spotkań, to Niemcy wygraliby siedem i zremisowali dwa. Zwłaszcza gdyby mogli skorzystać ze wszystkich swoich gwiazd.
- Od wielu lat powtarzam, że bardzo dużo zmienia się w Polsce na lepsze - uważa Jerzy Engel, były selekcjoner (awans do MŚ 2002), później dyrektor sportowy PZPN. - Przede wszystkim dlatego, że trenerzy otrzymali miejsce do pracy, bo powstały tysiące boisk i piękne stadiony. Część z nich budowano, rzecz jasna, z myślą o ME, ale pozytywny przykład podziałał na wyobraźnię i teraz obserwujemy, że właściwie każdy samorząd miejski postawił sobie za punkt honoru wybudowanie nowoczesnego obiektu. To z kolei przyciągnie do piłki więcej młodzieży, bo każdy będzie chciał na nim kiedyś zagrać. Ruszyły akademie piłkarskie, i to nie wczoraj, bo większość z nich działa od siedmiu, ośmiu lat. Do tego doszły reformy wprowadzone przez PZPN - wylicza.
Wzorem do naśladowania były Niemcy. Tamtejsza piłka sięgnęła dna w końcówce ubiegłego wieku. To był impuls. - Uzgodniliśmy wówczas, że trzeba coś zrobić - wspominał prezes Niemieckiej Ligi Piłkarskiej Reinhard Rauball.
Jak tego dokonano? - Zmieniono strukturę szkolenia i selekcji. Kiedyś młodzi piłkarze byli w kadrze mniejszością. Nie wprowadzano ich systematycznie do zespołu. Niemcy zreorganizowali cały system - opowiadał niedawno łamach Stefan Majewski, były reprezentant Polski i aktualny dyrektor sportowy PZPN.
- Pamiętam, że jeszcze jak wyjeżdżałem do Niemiec w 1999 r., to oni nie chcieli zakładać internatów piłkarskich, choć np. Francuzi robili tak od dawna. Teraz jest inaczej, już od pięciu lat każdy klub Bundesligi musi mieć internat. Nie chcę tu rzucać sumami z powietrza, ale z tego, co pamiętam, to od 2006 do 2011 r. zainwestowano w niemiecką piłkę 500 mln euro. Głównie w szkolenie młodzieży. To teraz procentuje, Niemcy stali się jedynym krajem w Europie, w którym liga jest dochodowa - wyliczał.
W Polsce wygląda to podobnie. Zaczyna wyglądać, bo do poziomu naszych zachodnich są-siadów sporo jeszcze brakuje. Pierwsze sygnały już jednak są.
- W procesie szkolenia zlikwidowano do lat 12 grę na dużych boiskach. Gra się na mniejszych placach, żeby doskonalić technikę. Żadnej ligomanii, walki o wynik za wszelką cenę w każdej kategorii wiekowej - celem nadrzędnym ma być wyszkolenie dorosłego piłkarza. To wymusiło na trenerach zupełnie inny sposób pracy i myślenia - wylicza Engel.
- Ponadto PZPN zatrudnił w końcu na pełnym etacie trenerów dla każdej z grup młodzieżowych. Każdemu z nich podlega tylko jeden rocznik, kiedyś pracowali na pół etatu i trenowali po dwa roczniki. Kolejna istotna zmiana to wprowadzenie większej liczby młodzieżowców i obowiązek ich gry w 1. lidze i niższych klasach rozgrywkowych. Początkowo mocno krytykowany, nawet przez niektórych trenerów. Spełnił jednak swoje zdania znakomicie, bo ułatwił start do kariery wielu zdolnym zawodnikom, których szkoleniowiec - chcąc nie chcąc - musiał wpuścić na boisko. To wszystko razem - plus edukacja trenerów, która jest dziś na bardzo wysokim poziomie - spowodowało, że zaczęliśmy szkolić coraz lepszych piłkarzy - podkreśla.
Nie bez powodu, bo zaczynamy widzieć efekty tej pracy. W 2012 r. nasza reprezentacja zajęła trzecie miejsce na mistrzostwach Europy do lat 17. Ktoś powie, że w przeszłości zdarzało nam się nawet podobne imprezy wygrywać, były to jednak pojedyncze sukcesy. Podobnie jak sukcesy Wisły Kraków w Pucharze UEFA (dziś Liga Europy) w sezonie 2002/03.
- Tym razem mamy powtarzalność: co roku jakaś młoda generacja piłkarzy osiąga dobre wyniki w kadrze U-21. Nie udało się co prawda awansować do ME, ale z piłkarzy w niej grających będziemy mieć jeszcze pociechę. Już dziś ważnymi postaciami pierwszej reprezentacji są piłkarze ogrywający się w w reprezentacjach juniorskich i młodzieżowych, jak Szczęsny, Milik, Glik, Krychowiak, Rybus i Grosicki. A są przecież jeszcze Żyro, Kucharczyk, Wolski, Zieliński czy Klich. Jak widać, nie jest tak, że selekcjoner strzela palcami i wyjmuje piłkarzy z kapelusza, bo ma z kogo wybierać. To jest wieloletni proces - tłumaczy Engel.
Jedyny problem to - jego zdaniem - fakt, że młodzi zbyt szybko wyjeżdżają za granicę, a tam - zamiast grać - przesiadują na ławce. Dobrze by było, gdyby Klich, Zieliński i Wolski wrócili jak najszybciej do formy. Taki Lewandowski czy Błaszczykowski opuszczali przecież Polskę jako ukształtowani piłkarze, Robert był nawet królem strzelców ekstraklasy.








