menu

Warta: Nie bądźmy zachłanni, ale można grać lepiej

28 września 2009, 13:00 | Radosław Patroniak/Głos Wielkopolski

Warta bez trenera Bogusława Baniaka (dochodzi do sił po zawale) radzi sobie nieźle, bo zdobyła cztery punkty w dwóch meczach. Trzy w sobotę z Sandecją, ale po słabym meczu, w którym w pierwszej połowie zaprezentowała antyfutbol, a w drugiej żenującą skuteczność. Humory uratował najlepszy snajper I ligi, Marcin Klatt (ma już osiem bramek na koncie).

Warta Poznań 1:0 Sandecja Nowy Sącz
Warta Poznań 1:0 Sandecja Nowy Sącz
fot. Roger Goraczniak (Ekstraklasa.net)

- Mogliśmy wygrać wyżej, ale nie zawsze możemy tak rozpieszczać kibiców jak w poprzednich meczach. Nie bądźmy zachłanni, bo przecież i tak najważniejsze są punkty. Okazaliśmy się po prostu bardziej dojrzali od rywali - tłumaczył strzelec jedynego gola. To prawda, ale fanów też nie można lekceważyć, a w pierwszych 45 minutach Zieloni robili wszystko, żeby w przerwie wyjść ze stadionu.

- Jakiegoś zwierzaka trzeba wpuścić na boisko, żeby ich gonił, bo przecież w ogóle nie biegają - żalił się na trybunie honorowej prezes piłkarskiej sekcji Warty, Janusz Urbaniak. O poziomie gry najlepiej świadczy fakt, że na pierwszy strzał trzeba było czekać do 42 min, w dodatku był on niecelny (Tomasz Bekas z wolnego). Wcześniej w idealnej sytuacji strzeleckiej znalazł się Damian Pawlak, ale za długo zwlekał ze strzałem i wydawało się, że jest najpoważniejszym kandydatem do zmiany.

Trener Sławomir Najtkowski dał mu jednak szansę rehabilitacji i młody zawodnik odpłacił się mu piękną asystą przy bramce Klatta. Warciarze wykorzystali chwilową dekoncentrację obrońców gości i w ten sposób zapewnili sobie zwycięstwo. Potem trener Zielonych nie miał już takiego wyczucia jak w przerwie. Zdjął z boiska defensywnego pomocnika z Burkiny Faso, Abrahama Loligę (biegał za trzech i przecinał większość akcji przeciwnika), który w wyjściowym składzie znalazł się dopiero po raz pierwszy w sezonie.

Za niego wszedł Arkadiusz Miklosik, który został zniesiony z boiska na noszach dziesięć minut po wejściu. Na szczęście w odwodzie był spragniony gry Błażej Jankowski. To on w końcówce idealnie wyłożył piłkę Klattowi.

Pudło tego ostatniego to było nic przy tym, co dwukrotnie zrobił Tomasz Magdziarz, wtedy gdy goście postanowili przerzucić wszystkie siły do ataku. W odrabianiu strat nie pomógł im silny jak tur Senegalczyk, Cheikh Tidiane Niane, który wyleciał w 78. min. z boiska za brutalne wejście wyprostowaną nogą w Jankowskiego. Fatalne pudła po kontrach warciarzy nie miały poważnych konsekwencji, bo przyjezdni w tym sezonie nie strzelili na wyjeździe ani jednej bramki i złą passę podtrzymali też w Poznaniu.

- Próbowaliśmy grać piłkę techniczną, ale nie stwarzaliśmy sytuacji. Szkoda, bo przeciwnik nie był zbyt dobrze dysponowany. Na obcych stadionach gramy bez wiary w zwycięstwo i nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje - mówił zmartwiony szkoleniowiec Sandecji, Dariusz Wójtowicz.

Najtkowski nie przejmował się natomiast stylem gry, tylko chwalił swoimi przedmeczowymi założeniami. - Kluczem do sukcesu było zestawienie obrony i jej gra. Defensywa nie popełniła żadnego błędu, a przód mamy taki, że gwarantuje nam strzelenie przynajmniej jednej bramki - przekonywał szkoleniowiec Warty.

Warta Poznań - Sandecja Nowy Sącz 1:0 (0:0)
Bramka: 1:0 Marcin Klatt (47).
Sędziował: Tomasz Wajda (Żywiec).
Widzów: 1500.
Warta: Radliński - Ngamayama, Wichtowski, Bartkowiak, Otuszewski, Magdziarz, Bekas, Loliga (61 Miklosik, 71 Jankowski), Reiss, Pawlak (67 Bała), Klatt.
Sandecja: Różalski - Makuch, Fröhlich, Jędrszczyk, Borovićanin, Skrzypek, Zawadzki (46 Jonczyk), Berliński (65 Niane), Gawęcki, Bębenek, Bania (46 Aleksander).


Polecamy