menu

Sandecja potrzebuje zmian

20 listopada 2012, 00:03 | Dawid Kulig

Co za ulga. To już koniec piłkarskiej jesieni na zapleczu Ekstraklasy. Obydwaj przedstawiciele sądeckiego futbolu (Kolejarz i Sandecja) byli w swoich poczynaniach tak nieporadni, że aż przykro było to wszystko obserwować. Na sam koniec futbolowego roku 2012 dostaliśmy deser - derbowe starcie obydwóch ekip. Tak marnego widowiska dawno już tutaj nie było.

Aktualnie to Kolejarz panuje na ziemi sądeckiej
Aktualnie to Kolejarz panuje na ziemi sądeckiej
fot. Mateusz Bobola

Runda jesienna dobiegła końca, dlatego jest okazja do wyciągania pierwszych wniosków. Niektóre tezy same nasuwają się na myśl. Pierwsza teza to taka, że Sandecja sięgnęła totalnego dna. Kolejarz - owszem - również spuścił z tonu. Ten klub jednak, nadal jest fenomenem na skalę kraju. Jest mały, ma krzywe boisko, brakuje mu zaplecza, a i tak leje uznane marki. Taki już urok Kolejarza - szkoda się do niego przyczepiać, bo i tak robi ponad stan. Do tego wszystkiego panuje w nim wewnętrzna przyzwoitość i polityczny ład.

Krytyka Kolejarza byłoby przesadną bezczelnością. Bezczelnością nie będzie natomiast mocna krytyka Sandecji. Dlaczego? Bo to duże miasto z ogromnym potencjałem. Na próżno jest szukać drugiego w tym kraju klubu, który tak podręcznikowo marnuje swoje możliwości. Na próżno szukać klubu, który swoim działaniem zawodzi tak olbrzymią rzeszę osób.

Ktoś powiedział ostatnio, że Sandecja jest jak ten człowiek cierpiący na silną depresję. Człowiek, którego próbuje się ratować lekami, zapominając przy tym, że jedyną drogą do zdrowia nie są lekarstwa, a wyzbycie się problemu, który tą depresję pobudził.

I to jest prawda. Sandecja sięga po różne środki, zmienia trenerów, ale tym sposobem na pewno nie dojdzie do zdrowia (może to zdrowie jedynie pozorować). Pora wreszcie zrozumieć, że jeśli ten klub ma być w pełni sił, to musi się wyzbyć źródła problemu. A jedynym problemem Sandecji jest brak odpowiednich ludzi na odpowiednim miejscu.

W dwóch sprawach można mieć szacunek względem zarządu "bianco-nerich". Pierwsza sprawa - redukcja ogromnych długów, które na przestrzeni ostatnich lat totalnie zmalały. Druga sprawa - praca z młodzieżą. I na tym koniec.

Przyglądając się temu wszystkiemu z boku można zauważyć, że w Nowym Sączu jest kilku inteligentnych ludzi z pomysłem. Przykład? Michał Śmierciak - rzecznik prasowy, który ma wiele racjonalnych pomysłów marketingowych. Przykład drugi? Miłosz Jańczyk - stowarzyszenie kibiców. No tak panowie... wielki szacunek dla was, macie głowę na karku, ale pamiętajcie sobie, że możecie przechodzić samych siebie, a i tak wasza robota nie będzie w pełni wykorzystana. Być może dzięki waszej pracy wizerunek będzie lepszy, ale co z tego, skoro od środka Sandecja nadal będzie zepsuta.

Jeśli Sandecja ma wypłynąć na szerokie wody, to musi dojść do wyborów nowego zarządu. Nie twierdzę, że panowie Danek i Leśniak mają odejść, ale jestem zdania, że zarząd powinien zostać uzupełniony. O ludzi takich, co znają się na piłce nożnej i będą mogli o wszystkim decydować.

Dopiero wtedy będzie to miało sens. Inteligentny prezes pomoże trenerowi zbudować kadrę złożoną z inteligentnych zawodników. Wyczyści ten sajgon od środka i z pomocą reszty inteligentnych działaczy zbuduje plan naprawczy, a potem skutecznie wdroży go w życie.

Oto jaka jest Sandecja dzisiaj. Ma bardzo dobrego trenera (tak tak, podkreślam - dobrego trenera), ma nieporadny zarząd, ma za sobą ogromną rzeszę kibiców (obecnie uśpionych marazmem) i ma antypiłkarzy, przed którymi trzeba klękać, żeby wykonywali swoją pracę. Z obecnej kadry warto zostawić 4 (słownie - czterech) zawodników, bo tylko tylu nadaje się do poważnych rzeczy.

Zima jak zbawienie, czyż nie? Zamiast smutku i tęsknoty za ligową rywalizacją jest wielka radość, że to już koniec. Jest prawie pięć miesięcy na dokonanie męskich decyzji.

Ogarnij się Sandecjo, bo na razie leje cię Kolejarz. A może się okazać, że za rok o tej porze zleje cię drugoligowa Limanovia. I pomyśleć, że Dariusz Wójtowicz ze swoją Puszczą Niepołomice będzie na to wszystko patrzył z wysokości zaplecza Ekstraklasy.


Polecamy