Sandecja pogrąża się w marazmie, a Arka wskakuje na pozycję wicelidera
Piłkarze Sandecji Nowy Sącz nadal nie potrafią zdobyć bramki w obecnym sezonie, ale tracą je nagminnie. Tym razem wykorzystali to zawodnicy Arki Gdynia i pewnie zainkasowali trzy punkty.
fot. Marcin Rogowski
Sandecja, która w tym sezonie nie zdobyła jeszcze ani jednej bramki w meczu ligowym, przystąpiła do spotkania z dużym animuszem. Podopieczni trenera Kuźmy za wszelką cenę starali się zagrozić bramce gości, ale w ich poczynaniach było za dużo niedokładności. Na pierwszą groźną akcję w tym meczu kibice musieli czekać do 10. minuty. Wtedy to w polu karnym gości Bębenek zagrał do Certika, ale Słowak nieczysto trafił w piłkę i ta bezpiecznie minęła prawy słupek bramki Szromnika. W odpowiedzi „Arkowcy” przeprowadzili groźną akcję, którą niecelnym dośrodkowaniem zakończył Tomasik.
Pierwsza udana akcja wyraźnie rozochociła gości, którzy przez kolejne kilka minut nie schodzili z połowy Sandecji. Niestety dla nich, nie potrafili swojej przewagi udokumentować choćby jednym strzałem na bramkę Cabaja. W 18. minucie przebudzili się piłkarze z Nowego Sącza, a konkretnie Sebastian Szczepański, który oddał bardzo mocny, ale równie niecelny strzał z około trzydziestu metrów.
W 23. minucie serca kibiców z Nowego Sącza nieco zadrżały, bowiem dosłownie dwa-trzy metry od własnego pola karnego Szczepański faulował da Silvę. Do stojącej piłki podszedł Tomasik, ale uderzył zbyt czytelnie i Cabaj nie miał problemów ze złapaniem futbolówki. Kilka chwil później goście znów mieli rzut wolny (tym razem faulował Certik), ale tak jak poprzednio, nie przyniósł on większego zagrożenia pod bramką biało-czarnych.
Od tego wydarzenia gra wyraźnie się uspokoiła, a zawodnicy obu ekip popełniali tyle prostych błędów, że można by nimi obdarować niejeden mecz w ekstraklasie. Ożywienie nadeszło w 34. minucie, kiedy to po własnym rajdzie Szwoch zagrał prostopadle do da Silvy, a Brazylijczyk z zimną krwią pokonał Cabaja. Nie minęły trzy minuty, a Sandecja przegrywała już dwoma bramkami. Katem nowosądeczan znów okazał się Marcus da Silva, który pewnie wykorzystał rzut karny podyktowany za faul Petrana na Tomasiku.
W 43. minucie szanse Sandecji na odrobienie strat zmalały niemal do zera, bowiem drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartką został ukarany Certik. Teoretycznie sędzia pokazał kartkę za faul Słowaka na da Silvie, ale większość osób zebranych na stadionie jest przekonana, że to Sebastian Szczepański był faulującym.
Na początku drugiej połowy trener Kuźma wprowadzając Zawiślana za Giela, dał do zrozumienia, że chce jeszcze w tym meczu powalczyć o choćby jeden punkt. Podobnie jak w pierwszej części to piłkarze z Nowego Sącza wyszli na boisko z większą chęcią do gry. Dobitnie było to widać w 51. minucie, kiedy to po zablokowanym dośrodkowaniu Mójty i zagraniu piłki przez Szczepańskiego, Petran znalazł się oko w oko z Szromnikiem, ale trafił piłką prosto w niego. Chwilę później biało-czarni przeprowadzili kolejną groźną akcję, lecz w najważniejszym momencie Grzeszczyk zamiast strzelać podawał, przez co obrońcy Arki przejęli piłkę.
Na następną wartą uwagi akcję kibice zebrani na stadionie przy Kilińskiego 47 musieli czekać aż do 64. minuty. Wtedy to w sytuacji sam na sam z Cabajem znalazł się da Silva, ale tym razem to były bramkarz Cracovii był górą. Od tego momentu gracze Arki spokojnie kontrolowali mecz, pozwalając gospodarzom na pojedyncze kontry, które i tak bardzo szybko pacyfikowali.
W 71. minucie stało się to, co stać się musiało, czyli padła trzecia bramka dla żółto-niebskich. Strzelcem okazał się były gracz Sandecji, Arkadiusz Aleksander, który wykorzystał dobre podanie od Szuberta i wpakował piłkę do bramki obok bezradnego Cabaja. Dosłownie kilka sekund później mogło być 0:4, ale Jarzębowski mając przed sobą pustą bramkę trafił w słupek.
W 78. minucie brawami na stojąco został pożegnany Arkadiusz Aleksander, który został zmieniony przez Jamroza. Była to bardzo miła chwila, zarówno dla piłkarza jak i dla kibiców, bowiem popularny „Alek” w barwach Sandecji rozegrał 94 mecze, w których zdobył 47 bramek.
Końcówka meczu została całkowicie zdominowana przez przyjezdnych, którzy powoli i spokojnie dążyli do zdobycia czwartej bramki. Mieli na to okazję w 83. minucie, ale Rzuchowski z niecałych pięciu metrów strzelił obok prawego słupka bramki Cabaja. Było to ostatnie godne odnotowania wydarzenie tego meczu.
Porażka sprawiła, że Sandecja z zerowym dorobkiem bramkowym i tylko jednym punktem zadomowiła się na ostatnim miejscu w tabeli. Natomiast podopieczni trenera Sikory wskoczyli na pozycję wicelidera i pokazali, że w tym sezonie są w stanie powalczyć o awans do ekstraklasy.
SANDECJA NOWY SĄCZ - serwis specjalny Ekstraklasa.net