Piłkarz Arki Gdynia, Damian Zbozień liczy na zwycięstwo z Sandecją i dementuje plotki transferowe
Damian Zbozień, obrońca Arki Gdynia, w szeregach niedzielnego rywala gdynian, Sandecji Nowy Sącz, spędził dawniej cztery sezony i niewiele brakowało, aby z klubem tym awansował do ekstraklasy.
fot. Karolina Misztal
Jeden z czołowych piłkarzy żółto-niebieskich przyznaje, że do "Sączersów" nadal czuje sentyment. Wiadomo jednak, że na tego typu sympatie w zawodowym futbolu miejsca nie ma, dlatego w niedzielę zrobi wszystko, aby wyjść zwycięsko ze starcia ze swoim byłym klubem.
Teoretycznie Arka powinna uchodzić za bardzo mocnego faworyta pojedynku z Sandecją. Gdynianie wyprzedzają zespół z Małopolski w tabeli aż o 15 punktów. Dodatkowo "Sączersi", prowadzeni obecnie przez trenera Kazimierza Moskala, nie zaznali smaku zwycięstwa już od 22 kolejek i śrubują w tym względzie niechlubny, klubowy rekord. Nietrudno się też domyślić, że na skutek tak fatalnej gry okupują obecnie ostatnie miejsce w tabeli Lotto Ekstraklasy. Damian Zbozień przestrzega jednak przed lekceważeniem Sandecji.
- Mecz w Nowym Sączu spacerkiem dla nas z pewnością nie będzie - mówi prawy obrońca Arki. - Wręcz przeciwnie, spodziewam się bardzo ciężkiej przeprawy. Dopóki Sandecja ma realne szanse na utrzymanie, musi walczyć. Mają już nóż na gardle, więc będą "gryźć trawę". Arka była w podobnej sytuacji w końcówce zeszłego sezonu i jako zawodnicy wiemy, co to oznacza. Żaden piłkarz nie chce dopisać sobie do CV takiej pozycji, jak spadek z ekstraklasy. To nie jest ani nic miłego, ani chwalebnego. Dlatego sądzę, że w szatni Sandecji nie ma obecnie nawet pół zawodnika, który nadal nie wierzyłby w utrzymanie.
Arka w ostatnim, bezpośrednim starciu rozgromiła, wprost ośmieszyła rywala z Nowego Sącza, wygrywając 25 listopada u siebie aż 5:0. Bramki zdobywali wówczas Ruben Jurado, Siergiej Kriwiec, Adam Marciniak i Mateusz Szwoch dwie. Było to najwyższe zwycięstwo żółto-niebieskich w historii ich występów w ekstraklasie. Piłkarze Sandecji zapewne są zdeterminowani, aby zmazać "plamę" z jesieni i tym razem mocniej postawić się arkowcom.
- Być może porażka z listopada jeszcze siedzi w ich głowach, ale sądzę, że bardziej determinuje ich pozycja w tabeli - mówi Damian Zbozień. - Sandecja nie może już sobie pozwolić na porażki, bo ich sytuacja ze złej stanie się dramatyczna.
Damian Zbozień w barwach klubu z Nowego Sącza występował jako junior, w latach 2005-2007. Następnie, po pobycie w Legii Warszawa, wrócił do klubu z Małopolski i w sezonach 2009/2010 oraz 2010/2011 walczył z nim o awans do ekstraklasy.
- Niewiele wtedy zabrakło, bo zajmowaliśmy kolejno trzecie i czwarte miejsce w pierwszej lidze - mówi Damian Zbozień. - Pamiętam, że w tamtych czasach w Nowym Sączu panował dobry klimat dla piłki nożnej. Bardzo przychylne nam było miasto, pomagali kibice. Dziś jest trochę inaczej. Sandecja wszystkie mecze w charakterze gospodarza rozgrywa w Niecieczy. Kibice są rozżaleni, bo w Nowym Sączu nie rozpoczęła się jeszcze nawet budowa nowego stadionu. Przykro jest mi na to patrzeć, bo czuję się niemal jak wychowanek Sandecji. Zależy mi na pomyślnych losach tego klubu. Wiadomo jednak, że w niedzielę żadnych sentymentów nie będzie i nastawiam się tylko na zwycięstwo.
Damian Zbozień jest jednym z licznych piłkarzy Arki, którym po zakończeniu trwającego sezonu kończy się kontrakt. Podczas jednego z ostatnich meczów drużyny Leszka Ojrzyńskiego ze strony telewizyjnych komentatorów pojawiły się sugestie, że szanse na pozostanie prawego obrońcy w Gdyni są nikłe, bowiem jest on "dogadany" z jednym z klubów w Turcji. "Zboziu" jednak zdecydowanie zaprzecza takim rewelacjom.
- Są to zwykłe spekulacje - mówi Damian Zbozień. - Nie podpisałem kontraktu i nie jestem też dogadany na jego parafowanie w Turcji, ani też z żadnym innym klubem. Natomiast mogę powiedzieć, że prowadzę rozmowy z Arką w sprawie przedłużenia wygasającej 30 czerwca umowy.
TOP Sportowy24: Bramkarz Legii spojrzał śmierci w twarz