Nie jestem aniołkiem
Rozmowa. 34-letni pomocnik Sandecji Grzegorz Baran powraca na boiska ekstraklasy, na których spędził siedem sezonów. Piłkarz czuje się na siłach, by znów grać wśród najlepszych.
fot. Adrian Maraś
- W tym sezonie, dość nieoczekiwanie, awansowaliście do ekstraklasy. Jak smakuje sukces?
- Bardzo dobrze. Nikt na nas nie stawiał. Ani eksperci, ani ludzie związani z piłką. Mimo to wierzyliśmy w siebie. Nie mówiliśmy o tym głośno, robiliśmy swoje, mecz po meczu. Niektórzy wygrali jedno spotkanie i już wspominali o awansie. Zagraliśmy na nosie niektórym ludziom, co bardzo nas cieszy.
- W kadrze Sandecji jest obecnie czterech piłkarzy, którzy mają powyżej stu występów na boiskach ekstraklasy: Maciej Korzym (232 mecze), Pan (194), Maciej Małkowski (169) i Bartłomiej Dudzic (118). Patrząc na statystyki, wydaje się, że potrzebujecie jeszcze kilku ogranych w elicie zawodników.
- Na pewno. Ekstraklasa wystartuje szybko. Małkowskiego trochę z nami nie będzie. Podobnie Korzyma, który wciąż się kuruje. Wielka w tym rola trenera, by to wszystko poukładać. On wie, kogo potrzebuje. Zna zespół, jest tutaj od półtora roku.
- W ekstraklasie miał Pan okazję występować w barwach Ruchu Chorzów oraz GKS-u Bełchatów.
- Było bardzo miło, choć początek w Ruchu miałem trudny (Baran zostałem piłkarzem „Niebieskich” w rundzie wiosennej - przyp.). Śmieję się z tego, że mija właśnie równe 10 lat od awansu do ekstraklasy z Ruchem. Sporo się od tego czasu zmieniło - stadiony, otoczka, opakowanie ligi. Cieszę się, że mam szansę tam wrócić.
- Co takiego muszą mieć piłkarze zespołu beniaminka, żeby utrzymać się w ekstraklasie?
- Trzeba dawać z siebie wszystko, być charakternym. Początki, o dziwo, bywają łatwiejsze. Rywale nas nie znają, jedzie się na tzw. euforii, ale trzeba być czujnym. Trener zostaje, więc na pewno będziemy dobrze przygotowani. Myślę, że nasi kibice nie będą mieli się czego wstydzić.
- To Pana trzeci w karierze awans do elity. Jak wyglądały dwa poprzednie?
- Każdy smakuje inaczej. W Ruchu wszystko było podporządkowane temu, by awansować. Przyszli Remek Jezierski, Tomasz Sokołowski z Legii czy Grażvydas Mikulenas. Klub nie żałował pieniędzy. W GKS-ie wszystko było poukładane. Po spadku w sezonie 2012/2013, zatrzymano większość piłkarzy, co zaprocentowało powrotem do elity. W Sandecji udało się to zrobić po cichu. Prezes, prezydent i my, wierzyliśmy w naszą ciężką pracę.
- Przed tym, jak związał się Pan z Sandecją, w sezonie 2014/2015 zanotował Pan spadek z GKS-em Bełchatów. Nastroje w klubie były minorowe.
- Nie było kolorowo. W czterech zostaliśmy odsunięci od drużyny (decyzją trenera Kamila Kieresia - przyp.). Mowa o mnie, Błażeju Telichowskim, Bartku Ślusarskim i Łukaszu Sapeli. Nie byliśmy w gorszej formie, tym bardziej było to smutne, że tak nas potraktowano. Czas zadziałał jednak na moją korzyść. Jestem w Sandecji, a gdzie jest teraz GKS?
- Jest Pan najstarszym piłkarzem w kadrze Sandecji. Jak czuje się Grzegorz Baran?
- Moja żona jest trenerem personalnym. Jest czas na ciężką pracę i na zabawę. Nie jestem aniołkiem. W sezonie skupiam się na pracy. Zwykle wstaję około godziny 7, jadę z dzieckiem do szkoły na 8 rano, później kawka, trening. Światło gaśnie u nas około godziny 23. Nie czuję się najstarszy. Zdrowie, odpukać, dopisuje. Gram niemal we wszystkich meczach. Chłopaki śmieją się, że z moim zdrowiem pogram do czterdziestki. Zobaczymy.
#TOPSportowy24 - SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU
[wideo_iframe]//get.x-link.pl/5bcf3d17-b247-6342-3898-89eade7f6960,dbc28b01-7f32-28c1-07ad-eaa0fbd877b6,embed.html[/wideo_iframe]