1 Liga Fame: Tomasz Kafarski - trener, który idzie pod prąd i ma swój styl
Tomasz Kafarski choć ma 45 lat - jak na wykonywany zawód: niewiele - to doświadczeniem w pracy szkoleniowej bije na głowę niejednego starszego trenera. Już jest trenerem rozpoznawalnym ze względu na preferowany styl gry, czym bez wątpienia wyróżnia się z tłumu.
fot. Anna Kaczmarz / Dziennik Polski / Polska Press
Czego jak czego, ale o Tomaszu Kafarskim bez wątpienia nie można powiedzieć, że brakuje mu charyzmy. Na drużynach, które prowadzi mocno odciska swoje piętno. Potrafi sprawić, że te zespoły grają ciekawą piłkę.
- Kiedyś przygotowując się do sparingu Floty, uznałem, że ustawienie z trzema obrońcami najlepiej wykorzysta potencjał piłkarzy. I od tej pory jest to moja wyjściowa strategia, która ewoluuje. W tym sensie, że zmienia się konfiguracja piątki graczy środka pola. Uważam, że taktyka 1-3-5-2 jest najbliższa kompletnemu ustawieniu - przekonuje Tomasz Kafarski.
W Polsce taka taktyka nie jest jeszcze powszechna. Co innego na Zachodzie. Wielkie imprezy wyznaczają kierunek, w którym będzie podążać dzisiejsza piłka. A mianowicie: schemat z trzema obrońcami ustawionymi w linii. - Zawsze szedłem pod prąd, nigdy nie lubiłem grać jak inni. Chciałem mieć swój styl. Sandecja gra inaczej niż większość pierwszoligowców. Cieszy mnie natomiast, że coraz więcej trenerów powiela ten sposób grania - podkreśla Kafarski.
Siebie jako szkoleniowca definiuje tak: - Staram się patrzyć na nowinki, doskonalić swój styl. Za priorytetem uważam otaczanie się ludźmi, którym ufasz i praca w środowisku, gdzie czujesz wsparcie. Relacje między prezesem, a trenerem, między trenerem, a piłkarzem są bowiem kluczowe. Najwięcej uczę się w trakcie codziennej pracy. To jest mój nawóz. W Sandecji mam doświadczonych piłkarzy, od których wiele mogę się nauczyć. Oni ukierunkowują mnie jak pracować z dzisiejszą młodzieżą, która jest w wieku moich dzieci.
Istotą pracy trenera jest ciągłe ulepszanie własnego warsztatu. To co przynosiło efekty kilka lat temu w dzisiejszych czasach niekoniecznie się sprawdza. Zmienia się zakres obowiązków szkoleniowców, zmienia się też postrzeganie samych trenerów. - Wydaje mi się, że prezesi, właściciele klubów zaczęli inaczej nas traktować. Dają nam coraz większe poparcie, chociaż wciąż zdarzają się nielogiczne decyzje względem szkoleniowców, którzy tracą pracę w różnych i dziwnych okolicznościach. Trener dziś to Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Musi wiedzieć wszystko, musi pomóc każdemu. Ma być przygotowany na każdą ewentualność. Ma też większe możliwości dzięki rozbudowanemu sztabowi w postaci specjalistów w swojej działce. Połączenie tych wszystkich rąk sprawia, że trenerom pracuje się lepiej niż kiedyś - tłumaczy trener Sandecji.
Opiekunem "Sączersów" Kafarski został w lipcu 2018 roku. Wcześniej pracował w Górniku Łęczna, Bytowie, Grudziądzu, Świnoujściu. Jeszcze wcześniej prowadził w ekstraklasie Cracovię oraz Lechię, w której był najpierw asystentem. Po raz pierwszy na ławce trenerskiej zasiadł w 2001 roku. - Niedługo będę pracował jako trener niemal przez połowę swojego życia! To już samo przez się dużo mówi. Pamiętam dzień, kiedy prezes Kaszubii Kościerzyna nominował mnie na pierwszego trenera drużyny. Debiutowałem w tej roli w meczu z Flotą Świnoujście. Dla mnie to była niecodzienna sytuacja i nowa. Z drugiej strony po to skończyłem studia trenerskie, aby pracować właśnie w tym zawodzie. Nie sądziłem jednak, że nastąpi to tak szybko i w niespodziewanych okolicznościach.
Objąłem zespół w wieku 26 lat. W drużynie było więcej wiekowo starszych ode mnie piłkarzy niż moich rówieśników. Mecz z Flotą zakończył się naszym zwycięstwem 2:1. W 89. minucie Flota miała rzut karny, jednak nasz bramkarz Bakalarczyk obronił jedenastkę i potem dobitkę strzału - opowiada "Kafar".
Kaszubia grała wówczas w 3 Lidze. - Po jesieni byliśmy tuż nad strefą spadkową. Zimą szczerze porozmawiałem z prezesem. Zasugerowałem, że jestem za młody i niedoświadczony, żebym mógł odpowiednio przygotować zespół do rundy wiosennej. Zaproponowałem więc kandydaturę trenera Mieczysława Gierszewskiego. Niestety wiosną nie pomogłem jemu jako asystent, bo spadliśmy do IV ligi i jako piłkarz, bo odniosłem kontuzję. W 4 Lidze znów przejąłem stery w Kaszubii i od razu wróciliśmy do 3 Ligi. I w tej 3 Lidze graliśmy przez cztery lata mojej kadencji, prezentując dobry poziom. W 4 Lidze oraz w pierwszej rundzie 3 Ligi byłem grającym trenerem - dodaje 45-latek.
Piłkarska kariera Kafarskiego skończyła się przed trzydziestką. Reprezentował barwy Kaszubii oraz Lechii. Z Lechią zdobył srebrny medal mistrzostw Polski juniorów. W drużynie grał razem z Marcinem Mięcielem czy Grzegorzem Szamotulskim. - Skład był tak mocny, że na pierwszym treningu pierwszego zespołu biało-zielonych po tym sukcesie pojawiło się dwunastu zawodników z naszej drużyny. Myślę, że wycisnąłem ze swojej kariery piłkarskiej, ile mogłem, aczkolwiek gdybym został dużej w Lechii i dostał szansę w drugim jej zespole to może moje losy potoczyłyby się inaczej. Tak to mogę mieć satysfakcję, że z Kaszubią wywalczyłem historyczny awans do 3 Ligi. Potem zacząłem realizować się jako trener, nie mam więc czego żałować - wyjaśnia.
- Niespełna dziesięć lat po rozpoczęciu przygody z ławką dostałem możliwość prowadzenia ekstraklasowej Lechii. Sytuacja podobna, ze względu na moje małe doświadczenie, jak w Kaszubii, no i dałem radę. Mieliśmy fantastyczną drużynę, która potrafiła grać efektowną piłkę. To był inteligentny zespół z piłkarzami, którzy potrafili wdrażać w życie wszystkie moje założenia. Na pewno byłem trenerem odważniejszym. Dziś z kolei w swojej pracy potrafię wykorzystać to, czego doświadczyłem w poprzednich klubach - tłumaczy.
Lada moment, a będzie obchodził mały jubileusz - 300. mecz w roli opiekuna ekipy z Fortuna 1 Ligi. - Pracuję już tak długo w 1 Lidze, że znam jej charakterystykę, specyfikę, poziom, wiem czego się po niej spodziewać, ale cały czas zdarzają się rzeczy, które trudno ogarnąć, co tylko pokazuje wyjątkowość rozgrywek. W każdym klubie staram się zostawiać swoje serce, bo tak się angażuje w pracę. Mało jest drużyn, z pracy w których nie jestem zadowolony. Pierwszym moim klubem w 1 Lidze była Flota. Z tego względu ma ona zarezerwowane szczególne miejsce w moim sercu. Z sentymentem wspominam współpracę z piłkarzami Floty, dobrze się tam zaadaptowałem. Bardzo dobrze pracowało mi się z Bytovią, bardzo dobrze pracuje mi się w Sandecji - kończy Kafarski.