Sam Paixao to za mało, Ruch zwyciężył we Wrocławiu. Mecz marzenie Jankowskiego
Śląsk nadal w słabej formie, oczywiście oprócz Marco Paixao. Dzisiaj podopieczni Stanislava Levego ulegli na własnym boisku Ruchowi Chorzów (2:3). Bohaterem Niebieskich został Maciej Jankowski (2 bramki i asysta).
Ostatnie 24 godziny przed meczem miały niespodziewany przebieg na Oporowskiej. Kontrakty podpisało aż czterech nowych zawodników. Defensywny pomocnik z Czech Lukas Droppa, słowacki skrzydłowy Robert Pich, hiszpański stoper Juan Calahorro i pomocnik Lechii Gdańsk, Mateusz Machaj. Cała czwórka nie pojawiła się w składzie na Ruch, ale będą oni brani pod uwagę przy ustalaniu składu na Cracovię. Mimo wszystko trener Levy mocno zaskoczył. Widać, że pali musi się grunt pod nogami i pewnie dlatego do gry od pierwszej minuty desygnował utalentowanego 17-latka Kamila Dankowskiego. Na prawej obronie natomiast pojawił się w miejsce Sochy i Ostrowskiego Tom Hateley, a o środek pola walczyć mieli Kokoszka ze Stevanoviciem. Trener chorzowian natomiast nie eksperymentował i zdecydował się na najmocniejszą jedenastkę, na jaką mógł sobie pozwolić wobec absencji kartkowej Stawarczyka.
W 4. minucie Ruch trochę niespodziewanie objął prowadzenie. Atakował Śląsk, ale z kontrą wyszli chorzowianie. Jankowski zgrał na 7. metr do Kuświka, a ten pięknie obrócił się przodem do bramki i płaskim strzałem po ziemi pokonał Kelemena. Duży błąd Dudu, który przegrał pojedynek z Jankowskim, a potem obu środkowych obrońców. W 7. minucie mógł zrehabilitować się Grodzicki, ale po rzuci rożnym i jego główce skończyło się na kolejnym kornerze. W 12. minucie było już jednak 0:2. Mila po raz kolejny stracił piłkę w środku pola. Zieńczuk wrzucił piłkę wprost na głowę Jankowskiego i piłka zatrzepotała w siatce.
Nie mogło być jednak inaczej, jeśli wrocławianie wyraźnie przegrywali walkę o środek pola, gdzie Mila, Kokoszka i Stevanović byli dużo wolniejsi i słabsi fizycznie od chorzowian. W 18. minucie bliski strzelenia bramki był Patejuk, który znalazł się sam przed Buchalikiem, jednak nieczysto trafił w piłkę. W 25. minucie po dośrodkowaniu Hateleya dobrą okazję miał Paixao, ale nie trafił czysto głową w piłkę. W 27. idealną okazję zmarnował Patejuk. Piłkę ślicznie wrzucił Hateley i Patejuk musiał tylko dostawić głowę. Mimo to spudłował. Śląsk w tym czasie zdobył lekką przewagę, a stało się tak dzięki cofnięciu do linii obrony Kokoszki i przesunięcia wyżej Gavisha. W 33. minucie atomowym uderzeniem popisał się z 30 metrów Dankowski i... znokautował Dziwniela. Chorzowski obrońca przez dłuższy czas nie mógł się podnieść z murawy.
Już w doliczonym czasie gry Stevanović został złapany za rękę przez Szyndrowskiego, ale sędzia Lyczmański nie raczył tego zauważyć. Sędzia z Bydgoszczy do przerwy wyniku nie wypaczył, ale był najsłabszy na boisku. Gwizdał sytuacje, gdzie ciężko było się dopatrzeć faulu, spóźniał się z interpretacją wydarzeń na boisku i pokazał, że nie nadaje się do sędziowania w Ekstraklasie. Tak czy inaczej do przerwy gospodarze całkowicie zasłużenie przegrywali 0:2. Byli wolniejsi, mniej agresywni, gorsi technicznie. W przerwie do wymiany nadawała się praktycznie cała jedenastka wrocławian. Na drugą połowę wyszedł jednak Paweł Zieliński, który zmienił Dankowskiego. Utalentowany junior Śląska w 45 minut przekonał się, że gra w Ekstraklasie to nie przelewki, choć powiedzmy szczerze, źle nie grał.
Drugą połowę od dobrej okazji rozpoczęli goście. Jankowski łatwo ograł Kokoszkę i zagrał do Kuświka. Skończyło się tyko na strachu. W 49. minucie po dośrodkowaniu Dudu powalony został w polu karnym Paixao. Przynajmniej tak to wyglądało z wysokości trybun, bowiem sędzia Lyczmański nie zagwizdał. W 58. minucie powinna paść bramka kontaktowa. Mila wrzucił z rzutu rożnego, Buchalik minął się z piłką, a Marco Paixao główkował tuż obok bramki. Po chwili było już 0:3. W 61. minucie po centrze z prawej strony głową z najbliższej odległości piłkę uderzył Jankowski. Co robili w tym czasie Grodzicki z Kokoszką? Pewnie pilnowali siebie.
Wreszcie w 70. minucie swojej bramki doczekał się Paixao. Zieliński przepchnął na prawym skrzydle obrońcę chorzowian i miękko wrzucił na 5. metr od bramki, gdzie Portugalczykowi wypadało tylko dostawić nogę. W 72. minucie Kelemena starał się przelobować Zieńczuk, ale nie była to celna próba. W 81. minucie Jankowski mógł skompletować hat-tricka. Łatwo ograł Grodzickiego, ale piłką minął okienko bramki Kelemena.
W 88. minucie wejście smoka zaliczył Lubos Adamec. Młody Czech pojawił się dwie minuty wcześniej na boisku, a już po kilkudziesięciu sekundach dobił z najbliższej odległości piłkę do siatki po główce Paixao. Na tym emocje się nie skończyły, w ostatniej akcji meczu w pole karne poszedł nawet Kelemen, ale Kokoszka w tej akcji nie potrafił oddać strzału w światło bramki.
Na zakończenie warto podkreślić, że po raz pierwszy w historii całkowicie zapełnił się sektor dla gości na Maślicach. Ruch przyjechał w sile 2500 kibiców. Obie ekipy jednak bardzo kulturalnie dopingowały swoje drużyny, obyło się bez bluzgów i wyzwisk.