Saidi zapewnił Cracovii zwycięstwo nad Górnikiem. Czwarta z rzędu wygrana Pasów
Podopieczni Adama Nawałki od początku do końca spotkania grali w sposób bezbarwny i pozbawiony pomysłu i w efekcie zasłużenie przegrali na własnym boisku z Cracovią. Gola na wagę trzech punktów zdobył po kiksie Gancarczyka Saidi Ntibazonkiza. Zespół z Krakowa kontynuuje bardzo udaną serię, a Górnik zaprzepaścił szansę na fotel lidera.
Zobacz więcej zdjęć z meczu Górnik Zabrze - Cracovia!
Spotkanie to zapowiadało się naprawdę fascynująco, oba zespoły znajdowały się bowiem ostatnio w wyśmienitej formie. Trener gości, Wojciech Stawowy, nie dokonał żadnej zmiany w wyjściowej jedenastce swojego zespołu w porównaniu do zwycięskiego dla „Pasów” meczu z Widzewem. Szkoleniowiec zabrzan nie miał tego komfortu i musiał dokonać pewnych korekt. Pauzującego za nadmiar żółtych kartek Kosznika zastąpił Gancarczyk, a miejsce Borisa Pandży na środku obrony zajął debiutujący w Górniku Tomasz Wełnicki. Sporo zamieszania było z czerwoną kartką Prejuce'a Nakoulmy, którą otrzymał kilka dni wcześniej w Białymstoku. Pierwotnie reprezentant Burkina Faso miał pauzować dwa mecze, jednak odwołanie zabrzańskiego klubu od tej kary odniosło skutek, w związku z czym została ona anulowana. Decyzję wydano jednak kilka godzin przed meczem i Nakoulma nie był do końca przygotowany do występu w tym spotkaniu - zasiadł więc na ławce rezerwowych, a jego miejsce na boisku zajął Przemysław Oziębała.
Zgodnie z oczekiwaniami, od początku meczu obie ekipy przystąpiły do walki o przejęcie inicjatywy. Wynika to z preferowanego przez nich stylu gry, który zakłada jak największe posiadanie piłki i kreowanie akcji w ataku pozycyjnym. Pierwsze minuty to głównie rwana gra w środku pola. Żaden z zespołów nie przystapił do huraganowych ataków, obserwowaliśmy raczej wzajemne badanie się. Pierwsza zaatakowała Cracovia. Po szybkiej wymianie kilku krótkich podań w dobrej sytuacji do uderzenia znalazł się Steblecki, jednak z dwudziestu metrów uderzył obok bramki. Minutę później tego samego próbował Boljevic, z podobnym skutkiem. Goście z łatwością przedostawali się pod pole karne zabrzan, dla których początek meczu nie należał do najbardziej udanych. Niezgrana defensywa gospodarzy pozwalała na zbyt wiele podopiecznym Wojciecha Stawowego. Dodatkowo słabo funkcjonował środek pola. Cracovii brakowało klarownych sytuacji, ale z pewnością miała ona przewagę nad rywalem w pierwszym kwadransie.
Gospodarze zaczęli się jednak budzić. Zawodnicy Nawałki wyprowadzili dwie szybkie kontry minuta po minucie – najpierw w najważniejszym momencie poślizgnął się Oziębała, potem z woleja niecelnie uderzał Madej. Zastępującemu Nakoulmę Oziębale nie brakowało tego dnia ochoty do gry. Chwilę później uderzał technicznie z dystansu, lecz zbyt lekko, aby zaskoczyć Pilarza. W odpowiedzi z okolic dwudziestego piątego metra strzelał Ntibazonkiza, ale piłka nieznacznie minęła lewy słupek bramki Steinborsa. Gra w końcu zaczęła się wyrównywać, a Górnik – zamiast tylko się bronić – atakować. Inteligentnie przepuszczona przez Zacharę piłka trafiła do Mączyńskiego, którego potężne uderzenie zostało zablokowane. Po tych kilku zrywach gra przybrała bardziej statyczną formę. Futbolówka większość czasu spędzała w okolicach środka pola, a sytuacji było jak na lekarstwo. Górnikowi brakowało kogoś, kto rozruszałby grę w ofensywie (czyt. Nakoulmy), a Cracovii – skuteczności i ostatniego podania. W efekcie z boiska wiało nudą.
Indywidualny rajd Ntibazonkizy został zdaniem sędziego zatrzymany faulem Sobolewskiego. Cracovia miała rzut wolny z dwudziestu kilku metrów i prawie zamieniła go na bramkę. Świetnie przymierzył Boljevic, ale skuteczną interwencją popisał się Steinbors. Była to jak do tej pory najlepsza sytaucja do zdobycia bramki, co pokazywało, z jaką mizerią mieliśmy do czynienia przez pierwsze pół godziny tego spotkania. Co gorsza, w kolejnych minutach stan ten się nie zmieniał. Górnik był ostatnio tak bezbarwny, cytując klasyka, w roku 1979, a Cracovia po mocnym początku trochę siadła. Szarpał Ntibazonkiza, aktywny był Marciniak, próbował Steblecki, ale było to za mało, aby ukłuć gospodarzy. Po stronie zabrzan można było postawić mały plus przy Wełnickim, który notował nienajgorszy debiut. W ofensywie nie można było wyróżnić nikogo. Kilka minut przed końcem pierwszej połowy kolejną okazję ze stałego fragmentu gry mieli goście, jednak uderzenie Kosanovicia zatrzymało się na zabrzańskim murze. Sędzia Borski oszczędził kibicom katorgi i do 45 minut nie doliczył nawet sekundy. Przewaga optyczna należała raczej do Cracovii, ale nic z niej nie wynikało. Podopieczni Adama Nawałki prezentowali się naprawdę kiepsko. Nie tego oczekiwaliśmy po starciu drugiej i szóstej drużyny Ekstraklasy.
Przed rozpoczęciem drugiej połowy intensywnie rozgrzewali się Nakoulma i Iwan, ale nowy selekcjoner reprezentacji Polski nie zdecydowało się na zmiany już w 46 minucie. Sto dwadzieścia sekund po pierwszym gwizdku sędziego w drugiej połowie z groźną kontrą wyszli Oziębała i Madej, ale ten drugi pogubił się, zanim dotarł do pola karnego rywali. W odpowiedzi szybki atak wyprowadziła też Cracovia, jednak niecelnie zza pola karnego uderzał Boljevic. Chwilę później z narożnika pola karnego strzał wprost w ręce Pilarza oddał Oziębała. Górnik atakował pressingiem z jakby większym animuszem, a goście zaczynali się gubić. Jakby na przekór temu stwierdzeniu z indywidualną akcją ruszył Ntibazonkiza, minął kilku rywali, przedarł się w pole karne Górnika, ale w najważniejszym momencie piłkę spod nóg wygarnął mu Steinbors. Coś się jednak zaczęło przy Roosevelta dziać. Oba zespoły mocniej postawiły na ofensywę, w środku pola pojawiły się dziury i akcje przenosiły się spod jednej bramki pod drugą. Dosłownie chwilę przed końcem pierwszego kwadransa drugiej połowy doszło do wcześniej awizowanych roszad – Iwan i Nakoulma zastąpili na placu gry Madeja i Oziębałę.
Na boisku zaczęło się robić coraz ostrzej. Zawodnicy raz po raz lądowali na murawie po faulach przeciwników – żółtymi kartkami ukarani zostali między innymi Sobolewski i Szeliga. W 63 minucie padła bramka dla Cracovii. Fatalny błąd popełnił Gancarczyk, który niepotrzebnie próbował zagrywać głową do własnego bramkarza. Uczynił to za lekko i przed Łukasiewicza wbiegł Ntibazonkiza, przejął piłkę i bez problemu pokonał Steinborsa w sytuacji sam na sam. Defensywa gospodarzy do tego momentu grała przyzwoicie. Jeden kiks zniweczył jednak plan utrzymania czystego konta przez podopiecznych Nawałki, którzy zmuszeni byli teraz zaatakować. Niejednemu kibicowi z Zabrza przypomniały się niedawne zwycięstwa w końcówkach z Zawiszą i Śląskiem, ale tym razem wydawało się to nie do powtórzenia. To nie był dzień Górnika, brakowało pomysłu na rozmontowanie defensywy „Pasów”. Ten stan rzeczy miał odmienić Łuczak, który zastąpił Sobolewskiego. Były zawodnik Cracovii miał pewnie sporo do udowodnienia. Trener Stawowy również dokonał roszady w swojej drużynie – w miejsce Boljevicia na boisku pojawił się Dudzic. W 75 minucie z groźnym kontratakiem wyszli goście. Zabrakło strzału, jedyną korzyścią był wywalczony rzut rożny, ale to wciąż podopieczni Stawowego stwarzali groźniejsze okazje.
Ciężko było uwierzyć w powrót do tego meczu ekipy Nawałki. Głównymi rozgrywającymi stali się Łukasiewicz i Wełnicki, ale gdy tylko piłka była na połowie przeciwników, zaczynały się schody nie do sforsowania. W 79 minucie doszło do kontrowersyjnej sytaucji, kiedy Gancarczyk ostrym wślizgiem zaatakował Dudzica. Arbiter nie wskazał na „wapno”, choć wydaje się, że mógł to zrobić. Górnik z każdą minutą grał coraz bardziej fatalnie. Kibice wierzyli w cud, ale na boisku nie było widać ku niemu przesłanek. Goście zdawali się kontrolować wydarzenia na boisku i choć do końca spotkania zostało około dziesięciu minut, nic nie zapowiadało zmiany tego stanu. Gdy Ntibazonkiza i Nowak wyszli w kontrze dwóch na jednego, wszystko zapowiadało podwyższenie rezultatu. Ofiarna interwencja Gancarczyka zaprzepaściła jednak szansę na zamknięcie tego meczu w 86 minucie. W doliczonym czasie gry to Cracovia miała dwie stuprocentowe sytuacje. Nowak przegrał pojedynek sam na sam ze Steinborsem, a potem Łukasiewicz prawie posłał piłkę do własnej siatki. Górnik poniósł pierwszą porażkę na własnym boisku w tym sezonie, a krakowski zespół zwyciężył po raz czwarty z rzędu.