Saganowski: Z upływem czasu jest nam trudniej, bo zaczyna się nerwówka
Dwiema strzelonymi bramki powrócił do gry po problemach zdrowotnych Marek Saganowski. Snajper Legii zdobył już 11 bramek w tym sezonie we wszystkich rozgrywkach. Mimo zwycięstwa 4:1 przed rewanżem kurtuazyjnie nie zamierza lekceważyć rywala: - Wszystko trzeba wywalczyć przez 90 minut. Myślę, że w Grudziądzu będzie jeszcze większa walka - powiedział po spotkaniu "Sagan".
Podwójna ulga: po pierwsze ze względu na zwycięstwo, a po drugie z powodu dwóch strzelonych bramek.
Ulga rzeczywiście po pierwsze dlatego, że wygraliśmy mecz mimo złego wyniku do przerwy, a czy ulga ze strzelonych bramek? Chyba nie, raczej zadowolenie, że te gole padły.
Sprawialiście dziś takie wrażenie, jakby głowa chciała, ale nogi nie mogły.
Głowa chciała, nogi nie wiem. Pierwsza połowa ułożyła się dla Olimpii tak jak sobie tego życzyli, czyli gra na zero z tyłu i gol zdobyty po kontrataku. Nam było co raz trudniej. Każdy zdaje sobie sprawę z tego, że jak Legia nie strzeli bramki na samym początku, to z upływem czasu jest nam trudniej, bo zaczyna się troszeczkę nerwówki.
Była jakaś trema przed pierwszym oficjalnym meczem po powrocie do zdrowia?
Tremy na pewno nie było. Niepewności żadnej też nie, bo rozegrałem już kilka sparingów, choć to był bodaj dopiero mój drugi pełny mecz. Chyba nie było czasu, żeby myśleć o tym, że coś się może wydarzyć. Brakuje trochę jeszcze wszystkim zgrania, ale myślę, że mecz powinniśmy rozliczać po 90 minutach, a nie wyrywkowo.
Jak z Pana mięśniem czworogłowym, bo wiemy, że końcówkę grał Pan z bólem.
Troszeczkę jest stłuczenie, ale dopiero jutro się okaże jak to będzie wyglądało, bo jest to jeszcze zbyt "ciepłe".
Jesienią grał Pan z Ljuboją, a dziś z Dwaliszwilim. Jak Pan ocenia współpracę z Gruzinem?
Jesienią Danijel mi podawał, a ja jemu. Dzisiaj pierwszy mecz z Dwaliszwilim - on mi podał, a później mu oddałem. Jestem takim zawodnikiem, któremu ze wszystkimi się dobrze układa na boisku.
Można bez zbędnej kurtuazji powiedzieć, że Legia awansowała już do półfinału?
Nie, myślę, że nie. Trzeba spokojnie na to patrzeć. Wiem, że na papierze wszystko fajnie wygląda i powinniśmy tutaj wszystkich gromić, a taki dzisiejszy mecz może powinni zagrać juniorzy, żeby sobie wygrali, ale w rzeczywistości tak nie jest i wszystko trzeba wywalczyć przez 90 minut. Myślę, że w Grudziądzu będzie jeszcze większa walka.
Ostatnio do Legii przylgnął przydomek "FC Hollywood". Podoba się Panu?
Czy mi się podoba? Nie. Nie wiem dlaczego tak mówią. Jak ktoś chce niech nas tak nazywa. Nie wiem czy to z zazdrości czy żeby rzucać nam jakieś głody pod nogi. Zdajemy sobie sprawę z tego o co gramy i zrobimy wszystko, żeby tym mistrzem Polski być.
Na koniec będą więc Oscary czy Złote Maliny?
(śmiech) Mam nadzieje, że będzie jednak mistrzostwo.
Rozmawiał i notował w Warszawie: Sebastian Kuśpik / Ekstraklasa.net
LEGIA WARSZAWA - serwis specjalny Ekstraklasa.net