Sądecka bezbramkowa kołysanka. Czerwona latarnia wreszcie zapunktowała [RELACJA]
W jednym z sobotnich spotkań 16. kolejki 1. ligi, Sandecja Nowy Sącz podzieliła się punktami z Olimpią Grudziądz, a to po bardzo bezbarwnym pojedynku, który gospodarze ukończyli w niepełnym składzie po wykluczeniu Filipa Piszczka.
fot. Dawid Gus
Obserwując awizowane przez szkoleniowców obu drużyn składy można było zauważyć, iż nie pojawiło się jakiekolwiek większe zaskoczenie z którejkolwiek ze stron. Wartym dodania jest fakt, że po kilku miesiącach przerwy do pierwszego składu gospodarzy powrócił Armand Ella Ken, zaś miejsce Roberta Szczota w składzie grudziądzan zajął Adam Banasiak. Między słupkami stanęli dwaj całkiem dobrze dysponowani bramkarze, Łukasz Radliński i Michał Wróbel.
Od początku meczu nie zanosiło się przy Kilińskiego na dobre widowisko, mimo kilku niezbyt groźnych okazji z obu stron, mowa tutaj o strzałach zza pola karnego Małkowskiego i Kasprzaka po stronie Sandecji, kolejno w 3. i 10. minucie gry, oraz próbie z 11. minuty Marcina Woźniaka w polu karnym gospodarzy po dośrodkowaniu od Słoweńca, Roka Elsnera. Po tej okazji gości widać było chęć zdobycia bramki u "Sączersów". Kilka dogodnych prób zmarnowali Ella Ken, Adrian Danek i Maciej Małkowski, których zarówno strzały, jak i dośrodkowania kończyły się przejęciem piłki przez obrońców lub interwencją Michała Wróbla. Niestety, arbiter spotkania, Tomasz Radkiewicz, miał swoje kilkadziesiąt sekund, a to po brutalnym faulu wyprostowanymi nogami Elsnera na Mateuszu Bartkowie, za który gracz ekipy z Grudziądza zobaczył tylko żółty kartonik.
Grudziądzanie swojego szczęścia szukali w okolicach kwadransa przed zejściem do szatni, a to za sprawą bardzo niecelnego strzału Adama Banasiaka zza pola karnego z 32. minuty, czy też groźnego podania Kamila Kurowskiego w kierunku Bartosza Smolińskiego w 37. minucie gry. Obu tych szans nie udało się wykorzystać. Dosłownie przed gwizdkiem, kończącym pierwszą część meczu, swoją okazję miał Mateusz Bartków po dośrodkowaniu z rzutu rożnego przez Małkowskiego, i próbie zdobycia gola szczupakiem zakończonej minimalnym pudłem.
Drugą połowę z przytupem mogli zacząć gospodarze, najpierw zza pola karnego strzelał Ella Ken, którego strzał wślizgiem zablokował obrońca, a około 5 minut po wznowieniu gry bliski szczęścia po dośrodkowaniu z lewej strony od Bartosza Sobotki był Maciej Małkowski. Od tego momentu mecz zaczął robić się wyjątkowo senny, dobrych okazji było jak na lekarstwo, a gra polegała głównie na powstrzymywaniu rywali w jakikolwiek sposób. Na naprawdę dogodną okazję trzeba było czekać ładnych kilkanaście minut, kiedy to Małkowski dośrodkował do Bartosza Sobotki, a rezerwowy Sandecji ni to strzałem, ni to podaniem próbował pokonać Wróbla. Po siedmiu minutach gry, po raz kolejny, tym razem z rzutu wolnego, przed szansą stanął Sobotka, jednak i tym razem nie udało się zdobyć bramki.
Prawdziwe emocje zaczęły się na 10 minut przed końcem meczu, począwszy od dośrodkowania Sobotki na głowę Szarka, będącego w polu karnym, zakończone na zbyt lekkim strzale i ofiarnej interwencji Wróbla. Po 120 sekundach niebezpiecznie było pod bramką gospodarzy, ponieważ rezerwowy Wojciech Reiman strzałem w boczną siatkę z rzutu wolnego uciszył niemal cały stadion. Po trzech minutach gospodarze grali już w dziesiątkę, a to po drugiej żółtej kartce dla kolejnego zmiennika, Filipa Piszczkam, który to zdaniem arbitra symulował faul w polu karnym, choć prawda była zgoła inna. Od tego momentu gra była chaotyczna i "bezpłciowa", oba zespoły nie stworzyły sobie dogodnych okazji, co spowodowało, że mecz zakończył się bezbramkowym remisem.