Sadajew zranił Lecha i uszczęśliwił Lechię. Poznaniacy mają po tytule?
Poznańska lokomotywa zatrzymała się na stacji Gdańsk. „Stop” pokazała jej Lechia i napastnik Zaur Sadajew, który zdobył dwie bramki. Czy porażka oznacza dla Lecha koniec marzeń o mistrzostwie? Jeśli lider, Legia Warszawa wygra z Górnikiem Zabrze, to na trzy kolejki przed końcem będzie mieć osiem punktów przewagi.
Do Gdańska na półtorej godziny zawitał dziś markowy futbol. Nie było nędznych podróbek w podaniach, we wrzutkach i - co najważniejsze dla widowiska - w strzałach. Jakością wykazały się obie drużyny, choć jak pokazuje wynik, to Lechia sprzedała jej więcej.
Do przerwy padły trzy gole. Wszystkie po przemyślanych akcjach w niezłym tempie. Zaczęła Lechia, która w 22. minucie wyszła na prowadzenie. Kibiców po raz pierwszy w meczu, a po raz drugi w rundzie finałowej oczarował Zaur Sadajew. Czeczen wyczuł moment podania od Pawła Dawidowicza i najpierw długimi susłami wyprzedził stopera Lecha Paulusa Arajuuriego, a potem mocnym uderzeniem w długi róg nie dał szans Krzysztofowi Kotorowskiemu.
Lechia z bramki cieszyła się zaledwie przez sześć minut. Jej radość ukrócił Mateusz Możdżeń, który płaskim strzałem wykończył trójkową akcję. Jeszcze przed zejściem do szatni gospodarze odzyskali jednak prowadzenie. W 41. minucie dokładne dośrodkowanie od Piotra Grzelczaka celną główką zwieńczył Sadajew. Wydaje się, że drugi gol oddał Lechii to, co zabrał jej wcześniej sędzia Marcin Borski. Arbiter z Warszawy na początku spotkania nie odgwizdał bowiem ewidentnej jedenastki po faulu na Macieju Makuszewskim, którego to dopuścił się Luis Henriquez.
W drugiej połowie więcej okazji stworzyli sobie goście. Mocno w środek próbował m.in. Szymon Pawłowski, ale czujnie zareagował Mateusz Bąk. Szansę miał również kapitan Hubert Wołąkiewicz. Lechowi nie pomogła nawet bilardowa próba Teodorczyka, po którego kopnięciu piłka odbiła się od… obu słupków. Lech przegrał, przerywając tym samym passę pięciu wygranych meczów. Kto wie, czy w Gdańsku nie zatrzymał swojego marszu po tytuł. Jak nigdy wcześniej powodzenie misji nie zależy bowiem od poznaniaków.
Dla Lechii zwycięstwo nad Lechem oznacza skok – przynajmniej do jutra – z siódmego na czwarte miejsce. Pokonanie „Kolejorza” pozwala więc realnie myśleć o europejskich pucharach, tym bardziej że spośród kontrkandydatów licencję na nie dostała tylko Pogoń Szczecin.