Rywal Lecha w LM: Sarajewo jest w trakcie budowy, ale na froncie robót solidnych graczy nie brakuje
FK Sarajewo nie jest znaną marką w Europie, ale ma ambicje, by taką się stać. Na razie jest na etapie budowy. Na froncie robót nie brakuje jednak solidnych graczy.
fot. Internet
Polscy kibice z zespołu mistrza Bośni i Hercegowiny najbardziej powinni kojarzyć Bojana Puzigacę, który występował w Cracovii w latach 2011-2013. Większość meczów spędzał on na ławce rezerwowych, ale powrót do ojczyzny wyszedł mu na dobre, bo nie dość, że stał się podstawowym graczem, to jeszcze został stałym egzekutorem rzutów wolnych i karnych.
Były obrońca „Pasów” to nie jedyny wartościowy zawodnik w składzie FK Sarajewo. Bardzo ciekawą przeszłość ma za sobą Milan Stepanov, który bronił barw m.in. FC Porto i Malagi. Ciekawe piłkarskie CV ma też 33-letni Dzemal Berberovic, który grał m.in. w VfL Osnabrueck, Liteksie Łowecz, Kubaniu Krasnodar i MSV Duisburg.
Z kolei Leon Benko to były wieloletni reprezentant Chorwacji. Najdalej, bo aż w Ameryce, futbolowe doświadczenia zbierał Milos Stojcev, który swego czasu grał dla Sportingu Kansas City. 28-letni pomocnik jest wychowankiem Crvenej Zvezdy Belgrad. Wprawdzie uchodzi za niespełniony talent, ale grać w piłkę to on potrafi.
Wreszcie warto wspomnieć o tym, że Bośniacy przed sezonem wzmocnili się też Chorwatem Tomislavem Barbaricem i Nigeryjczykiem Harmony Ikande. Pierwszy z nich to wychowanek Dinama Zagrzeb, który do Sarajewa trafił ze Sturmu Graz. Jako nastolatek regularnie był powoływany do młodzieżowych reprezentacji, tak samo zresztą jak 25-latek z Nigerii. On z kolei piłkarskie szlify zdobywał w Milanie, ale do Bośni i Hercegowiny trafił z Hapoelu Tel-Awiw. Kontrakt z FK podpisał dopiero pięć dni temu. Wymienieni zawodnicy może nie rzucają piłkarskich ekspertów na kolana, ale też nie są kompletnymi anonimami. Widać, że działacze z Sarajewa zespół budują etapami i bez transferowych szaleństw. Wolą też stawiać na piłkarzy z byłej Jugosławii niż z egzotycznych zakątków świata. To nie znaczy jednak, że nie mają ambicji, by już teraz zaistnieć w Europie...
Największe aspiracje ma oczywiście właściciel FK, malezyjski miliarder, Vincent Tan. W piłce on dopiero raczkuje, ale działa z rozmachem. W 2010 r. dopiero kupił swój pierwszy klub piłkarski Cardiff City i dotychczas zainwestował w niego aż 140 milionów euro. W krótkim czasie stał się też właścicielem FK Sarajewo, Los Angeles FC i belgijskiego KV Kortrijk.
O sposobie jego pracy krążą legendy. Najgłośniejszy przykład to współpraca z Malkym Mackayem, trenerem, który wprowadził Cardiff City po 51 latach przerwy do Premier League. Malezyjski właściciel zarzucał trenerowi, że wydaje na transfery zbyt dużo, podczas gdy sam podpisywał czeki.
Tan nie rozumie piłki. Trenerowi Cardiff potrafił po strzelonej bramce z połowy boiska sugerować, że piłkarze powinni w czasie meczu częściej oddawać takie strzały – nie wiedział, że w piłce to kuriozum.
W Sarajewie Malezyjczyk szybko zyskał sobie sympatię ludności, przekazując 300 tys. dolarów ofiarom powodzi w Bośni, a drugie tyle na sprzęt medyczny miejscowych szpitali. Z drugiej strony – nie są to kwoty szokujące, wobec faktu, że wartość jego majątku to 1,115 miliarda USD, choć w ostatnim roku został on uszczuplony o 400 mln USD.