menu

Ryota Morioka już ma piątkę

9 maja 2016, 10:24 | ce

Japończyk Ryota Morioka został sprowadzony do Wrocławia po to, by zostać gwiazdą. Miał być rozgrywającym Śląska Wrocław, który poprowadzi ten zespół do sukcesów. Choć początki były trudne - udało się. Morioka jest dziś zawodnikiem, który ma największy wpływ na wyniki osiągane przez zespół trenera Mariusza Rumaka.


fot. Fot. Tomasz Hołod / Polska Press

fot. Fot. Tomasz Hołod / Polska Press

fot. Fot. Tomasz Hołod / Polska Press
1 / 3

Japończyk zaczął przygodę ze Śląskiem od bramki strzelonej w sparingu z GKS Bełchatów. Choć zagrał wtedy krótko po przylocie do Wrocławia, pokazał kilka magicznych dotknięć piłki, po której kibice siedzący na krytej blachą trybunie stadionu przy ul. Oporowskiej zaczęli skandować "Tsubasa! Tsubasa!". Tsubasa to główna postać legendarnej w latach 90. ubiegłego wieku kreskówki o niepokonanych japońskich piłkarzach zatytułowanej "Kapitan Tsubasa". Ksywka się przyjęła. We Wrocławiu Morioka dla kibiców to po prostu Tsubasa.

Później jednak było już znacznie gorzej. W ligowych meczach Morioka praktycznie nie istniał, a trener Romuald Szukiełowicz zdejmował go z boiska przed czasem, a później narzekał, że Japończyk nie robi tego, co powinien.

Gdy Szukiełowicz został zwolniony i zastąpił go Mariusz Rumak, wydawało się, że Morioka trafi na boczny tor. Rumak stwierdził, że Morioka nie rozumie co się do niego mówi i dopóki nie nauczy się języka, nie będzie grał. Absencja piłkarza trwała jednak tylko jeden mecz. Japończyk w ogóle nie pojechał na mecz z Ruchem Chorzów. Na kolejny mecz wrócił do składu. I to jak! Jego strzał dał wrocławianom wyjazdowe zwycięstwo z Lechem Poznań.


Później były: gol i asysta z Cracovią, gol z Jagiellonią, gol i asysta z Podbeskidziem, a teraz w sobotę gol z Termalicą. Dodalibyśmy do niego także asystę, bo przecież to po jego genialnym podaniu Jacek Kiełb przecwałował pół boiska i nabił piłką Patryka Fryca, strzelając zwycięską bramkę, która dała Śląskowi utrzymanie w ekstraklasie.


Rzecznik Śląska Krzysztof Świercz podał na twitterze, że na mecz z Termalicą był akredytowany szef skautów Arminii Bielefeld. Czy przyjechał oglądać Moriokę? Być może, choć stawiamy raczej na obserwację Roberta Picha, pozostającego wciąż piłkarzem 1. FC Kaiserslautern. Wiadomo jednak, że Morioka również budzi coraz większe zainteresowanie w Europie. Z twittera można się dowiedzieć, że bacznie obserwuje Japończyka... FC Liverpool, którego trener Jurgen Klopp ma doskonałe doświadczenia związane z prowadzeniem ofensywnych pomocników z Japonii. Miał wszak w Borussi Dortmund Shinjiego Kagawę. Czy teraz zagnie parol na Moriokę? Zobaczymy.

Nawet jeśli tak się stanie - to Japończyk ma jeszcze ponad 2 lata kontraktu ze Śląskiem. Silniejsze kluby musiałyby go z Wrocławia wykupić. Branżowy portal transfermarkt.de wycenia go na 600 tys. euro. Dla Śląska wartość Morioki jest obecnie kilkukrotnie wyższa - a jeśli w nowym sezonie Śląsk zacznie się piąć ku strefie medalowej - jeszcze wzrośnie. Jest więc pewne, że na Japończyku Śląsk zarobi. Albo grube pieniądze za transfer, albo pasmo sukcesów (w co wierzymy), jeśli Morioka dogra we Wrocławiu do końca kontraktu.

Japończyk czuje się we Wrocławiu coraz lepiej. Zaczął prowadzić bloga na oficjalnej stronie Śląska. I na pewno nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Teraz przed nim i drużyną mecze z Wisłą i Łęczną.


Ryota Morioka

13 meczów

5 goli

2 asysty

1002 minuty

1 gol co 200 minut


>