menu

„Rycerze Wiosny” narodzili się w Zabrzu. Mecz stulecia piłkarzy ŁKS

15 października 2019, 13:19 | R. Piotrowski

Piłkarze ŁKS w niedzielę zmierzą się na wyjeździe z Górnikiem. 62 lata temu właśnie w Zabrzu, w starciu ze śląską jedenastką, powstała legenda „Rycerzy Wiosny”.


fot. W białej koszulce Władysław Soporek, jeden z „łysiejących” bohaterów ŁKS Łódź z Zabrza [Fot. archiwum Jacka Bogusiaka]

Dla kibiców ŁKS wyjazdowe spotkanie z Górnikiem Zabrze nie jest jedynie kolejnym starciem o ligowe punkty. Każdy mecz ze śląską drużyną przywodzi bowiem na myśl tamten kwietniowy dzień i pojedynek rozegrany już ponad 62 lata temu.

W historii wielkich klubów zdarzają się mecze, które definiują go na nowo. Stanowią swoistą cezurę a zarazem punkt odniesienia. 7 kwietnia 1957 roku w Zabrzu narodzili się „Rycerze Wiosny”. To nie bajka ku pokrzepieniu ełkaesiackich serc. To mit założycielski. Coś, co nadało ŁKS-owi nową tożsamość, coś co stanowi lekcję dla przyszłych pokoleń sportowców, a i kibiców łódzkiego klubu. Ponad pół wieku temu podopieczni trenera Władysława Króla udowodnili tak sobie, jak i innym, że w sporcie, gdy masz dość odwagi, aby zawalczyć o swoje, nie ma rzeczy niemożliwych. Trzeba tylko umieć pomóc szczęściu.

Wygrać 5:1 na wyjeździe to przecież zawsze sztuka. Jeszcze większa wygrać tak wysoko z głównym kandydatem do mistrzowskiego tytułu. Ale wygrać z nim taką różnicą goli, walcząc przy tym przez godzinę spotkania w osłabieniu i przegrywając od 30 minuty 0:1 to już rzecz bez precedensu.

Dwaj łysiejący panowie


„Panowie – kapelusze z głów! Tak grają Rycerze Wiosny” – w ten sposób red. Jerzy Zmarzlik z „Przeglądu Sportowego” opatrzył sprawozdanie z niezwykłego meczu ełkaesiaków, dając tym samym początek tytułowej legendzie. Zanim jednak popularna gazeta obwieściła czytelnikom na pierwszej stronie o „Wielkiej grze ŁKS-u w Zabrzu” trzeba było zdać jeden z najtrudniejszych egzaminów.

We wspomnianej 30. minucie tamtego spotkania wydarzyło się bowiem coś, co powinno przechylić szalę zwycięstwa na stronę faworyta. Nie dość bowiem, że w zamieszaniu podbramkowym gola zdobyli zabrzanie, to jeszcze starcie z napastnikiem Górnika bolesnym urazem okupił Stanisław Wlazły. Trener Władysław Król nie mógł w jego miejsce posłać w bój rezerwowego, więc łodzianie dokończyli mecz w dziesiątkę. I właśnie wtedy, chwilę po tym gdy Ernest Pohl i spółka unieśli ręce w geście triumfu, a Wlazłego koledzy znieśli do szatni, gdzie nieborak przeleżał pod brudną burką resztę spotkania, wydarzyło się coś, co nie mieściło się w głowie nawet najbardziej zagorzałych sympatyków najstarszego łódzkiego klubu.

ŁKS zwarł szeregi. Trener Władysław Król przesunął Roberta Grzywocza do drugiej linii, a Henryka Szczepańskiego ustawił na środku defensywy, dzięki czemu łodzianie błyskawicznie odzyskiwali piłkę, a ta następnie lądowała pod nogami Kazimierza Kowalca, Władysława Soporka lub 37-letniego już wówczas Stanisława Barana. Ten tercet rozerwał szyki obronne górników. Każdy z piłkarzy ŁKS zaczął odtąd harować za dwóch.

[cyt color=#008000]„Dwaj łysiejący panowie Baran i Soporek, o których selekcjonerzy PZPN dawno, bardzo już dawno, zapomnieli, siali postrach pod bramką Józefa Machnika z energią siedemnastolatków” – zauważył sprawozdawca „Dziennika Łódzkiego”. Nie przesadził.[/cyt]

Jeszcze przed przerwą łodzianie zdobyli dwa gole, a w drugiej połowie dołożyli kolejne trzy bramki. Tę ostatnią zdobył kapitan Władysław Soporek. Cztery poprzednie - niezmordowany Stanisław Baran, który był w tamtym czasie jedynym bodaj ligowcem mającym w piłkarskim życiorysie występy na przedwojennych boiskach, zresztą popularny „radny”, bo i tak go nazywano, znalazł się nawet w kadrze reprezentacji Polski na mundial w 1938 roku.

Dziewiętnaście lat po słynnym meczu na mistrzostwach świata z Brazylią Stanisław Baran wraz z Leszkiem Jezierskim, Robertem Grzywoczem, Wiesławem Jańczykiem i pozostałą szóstką ełkaesiaków dokonał niemożliwego. Węgierski trener Górnika, Zoltán Opata, powie po spotkaniu, że tak grającej drużyny nie powstydziłby się na żadnym boisku świata.
„To co uczynił Baran daje się tylko porównać z eksplozją ciężkiego pocisku. Jego strzał był tak piekielnie silny, tak błyskawiczny, że nieszczęsny Machnik nawet nie drgnął” – napisał red. Rusinowicz z „Głosu Robotniczego” zachwycając się urodą trzeciej bramki dla gości.

„Gdzie jest mój samochód?”


ŁKS rozniósł w Zabrzu Górnika 5:1. Futbolowa Polska osłupiała z wrażenia. Kierownik łódzkiej drużyny Zdzisław Derczyński z przejęcia pomylił po meczu swój wóz z... samochodem milicyjnym. Przed kawiarnią „Ziemiańska” zebrał się wiwatujący na cześć „Rycerzy Wiosny” tłum, a piłkarzy w Łodzi przywitano jak bohaterów. Jeden z dziennikarzy napisze potem, że o sukcesie piłkarzy dyskutowano wówczas nie tylko w al. Unii 2 i nie tylko na Piotrkowskiej. Dyskutowano na jego temat w całym mieście: - „W tramwajach, na ulicach, zakładach pracy, a nawet w rodzinnych kółkach” – zauważy żurnalista.

„Po tym wszystkim, co działo się po meczu, nawet człowiek pozbawiony wyobraźni musiałby powiedzieć, że łodzianie święcili jeden z najpiękniejszych dni” – doda „Głos Robotniczy”, a Stanisław Baran poproszony o kilka słów po meczu, stwierdzi skromnie: „Wyszedł nam mecz”.

Niedzielne spotkanie w Zabrzu, w którym podopieczni trenera Kazimierza Moskala zmierzą się z Górnikiem będzie już 93 starciem obu zespołów. Do tej pory 39 zwycięstwa odnieśli piłkarze ze Śląska, 26 spotkań zakończyło się remisem, a 27 razy ze zdobycia kompletu punktów cieszył się ŁKS.

Beniaminkowi pozostaje w najbliższy weekend życzyć powodzenia. I takiej huzarskiej fantazji, z jaką 62 lata temu szturmowali bramkę Górnika raz po raz „Rycerze Wiosny” Władysława Króla.

Zabrze, 7 kwietnia 1957 r.
Górnik Zabrze - ŁKS Łódź 1:5 (1:2)
Bramki: 1:0 Lentner (30), 1:1 Baran (43), 1:2 Baran (44), 1:3 Baran (52), 1:4 Baran (75), 1:5 Soporek (76)
Sędziował: Mytnik z Krakowa. Widzów: 15 tys.
Górnik Zabrze: Machnik - Pieczka, Franosz, Hajduk, Nowara, Olejnik, Pohl, Kowal, Jankowski, Lentner, Czech. Trener: Zoltán Opata.
ŁKS Łódź: Szczurzyński - Stusio, Wlazły (zszedł z boiska w 30. minucie), Walczak, Szczepański, W. Jańczyk, Jezierski, Grzywocz, Baran, Soporek, Kowalec. Trener: Władysław Król.