Puchar Polski. Legia w ćwierćfinale. Trzecioligowiec nie wytrzymał kondycyjnie
Puchar Polski. Legia Warszawa pokonała na wyjeździe Ruch Zdzieszowice (4:0) i zgodnie z planem awansowała do 1/4 finału Pucharu Polski. Długimi fragmentami podopieczni Romeo Jozaka nie zachwycili swoją grą. Dopiero w drugiej połowie, gdy gracze trzecioligowca wyraźnie opadli z sił, rozwiązał się worek z bramkami.
[przycisk_galeria]
Nie sztuką jest zmotywować zawodników do walki w europejskich pucharach, nie jest problemem zachęcić ich do walki podczas ekstraklasowych hitów, których stawką jest mistrzostwo Polski. Znacznie trudniej namówić ich do dania z siebie stu procent w starciu ze znacznie niżej plasującym się rywalem. Przed takim wyzwaniem stanął w środę nowy szkoleniowiec Legii, Romeo Jozak. Jego podopieczni w ramach 1/8 Pucharu Polski mierzyli się na wyjeździe z trzecioligowym Ruchem Zdzieszowice i chyba nikt nie wyobrażał sobie innego scenariusza, jak wysokie zwycięstwo warszawian. Może z wyjątkiem Andrzeja Polaka, który na przedmeczowych konferencjach zapowiadał, że jego drużyna pomimo sporych problemów kadrowych w defensywie oraz nie najlepszej postawie w 3. lidze, tego dnia zamierza sprawić niespodziankę.
Pierwszym zaskoczeniem dla kibiców warszawian mógł być jednak nie wynik, a skład ich ulubieńców. Bo choć wobec nadchodzących ligowych starć z Jagiellonią Białystok czy Lechem Poznań, można było się spodziewać wielu roszad, nikt tak naprawdę nie wiedział na kogo zdecyduje się postawić Romeo Jozak. Ostatecznie, choć zdecydował się na „drugi garnitur” na ławce nie zabrakło podstawowych zawodników, między innymi Michała Kucharczyka, Adama Hlouska czy Armando Sadiku. Co warte natomiast odnotowania – lewa strona Wojskowych wyglądała dokładnie tak jak w 1/16 finału Pucharu Polski przeciwko Wiśle Puławy, natomiast na pozycji stopera można było oglądać Mateusza Żyrę.
Na pierwszą próbę Legionistów nie trzeba było długo czekać, lecz w gruncie rzeczy goście do przerwy kontroli nad boiskowymi poczynaniami nie mieli. Ciężko również powiedzieć o przewadze warszawian, bowiem niespodziewanie to spotkanie należało do całkiem wyrównanych. Ruch wcale nie wyglądał na drużynę grającą trzy poziomy niżej, kreując sobie nawet kilka sytuacji pod bramką Radosława Cierzniaka. Swoje szanse mieli także warszawianie, lecz próby Jarosława Niezgody nie zmierzały w światło bramki. To jednak za sprawą napastnika, arbiter zdecydował się podyktować jedenastkę na korzyść Wojskowych. Do piłki podszedł Łukasz Broź, by pewnie skierować ją po ziemi do siatki.
Jak się później okazało, było to jedyne trafienie jakie mogli do przerwy oglądać zgromadzeni na trybunach stadionu w Opolu kibice. Obiekt Ruchu nie spełniał wymogów stawianych 1/8 finału Pucharu Polski, czego nie można było powiedzieć o zawodnikach. Nie wystraszyli się znacznie bogatszych oraz bardziej utytułowanych rywali, dzielnie stawiali im czoła w defensywie, nieśmiało atakując. Szyków nie poprzestawiała im nawet strata gola. Mecz nadal należał do całkiem wyrównanych.
Romeo Jozak musiał więc zareagować. Z boiska ściągnął kompletnie niewidocznego Daniela Chimę Chukwu, a zamiast niego do boju puścił Michała Kucharczyka. To nie ta roszada, a dopiero wprowadzenie Armando Sadiku odmieniło losy tego spotkania i zadecydowało o końcowym wyniku. Zanim Albańczyk pojawił się na boisku, stojący między słupkami Ruchu Patryk Sochacki, nie musiał obawiać się o stratę kolejnych goli. Napastnik odmienił jednak losy tego meczu. Wprowadził sporo ożywienia z przodu, a na pierwsze efekty nie trzeba było długo czekać. Świetne podanie od Sebastiana Szymańskiego i piłka po uderzeniu Sadiku po raz drugi w tym meczu spoczęła w siatce. To jeszcze mocniej zmotywowało ofensywnych graczy z Warszawy do walki. A szczególnie młodego Szymańskiego, który wyrósł na jeden z najjaśniejszych punktów zespołu. Trafienie numer trzy jest już wyłącznie jego zasługą. Pewne uderzenie na dłuższy słupek i zespół ze Zdzieszowic mógł pożegnać się z marzeniami.
Ostatecznie przegrał 0:4. Taki rezultat po dośrodkowaniu z rzutu rożnego ustalił Maciej Dąbrowski. Chwilę wcześniej na listę strzelców mógł wpisać się jeszcze Cristiano Pasquato, lecz fantastyczną interwencją popisał się Patryk Sochacki. Golkiper, mimo straty czterech trafień, nie może być na siebie przesadnie zły. Podobnie jak jego koledzy przyzwoicie zaprezentował się na tle mistrza Polski.
Atrakcyjność meczu: 4,5/10
Piłkarz meczu: Sebastian Szymański
[przycisk_galeria]
Pod Ostrzałem GOL24
WIĘCEJ odcinków Pod Ostrzałem GOL24;nf