Panka uratował Ruchowi remis ze Śląskiem. Piękny gol Kaźmierczaka dał tylko punkt
W 18. kolejce T-Mobile Ekstraklasy Ruch Chorzów zremisował na własnym boisku 1:1 ze Śląskiem Wrocław. Niebiescy w ekstraklasie nie potrafią wygrać z wrocławianami już od 12 lat.
Przemysław Kaźmierczak rozpoczął mecz od mocnego uderzenia. Dosłownie. W siódmej minucie pomocnik Śląsk najpierw świetnie minął w środku pola jednym zwodem Łukasza Tymińskiego oraz Arkadiusza Lewińskiego, ruszył do przodu i strzałem z ponad 30 metrów nie dał szans Michalowi Peskoviciowi. Piękny gol pomocnika Śląska był jego trzecim w tym sezonie.
Wrocławianie od początku grali odważnie i zepchnęli chorzowian do obrony. Śląsk wyglądał znacznie lepiej niż w Kielcach, zamiast chaotycznego kopania piłki, goście pokazali przed przerwą kilka dobrych akcji. Szczególnie z prawej strony aktywny był Krzysztof Ostrowski. I wszystko byłoby dobrze, gdyby tylko obrońca Śląska dokładniej dośrodkowywał.
Mistrzowie Polski zamiast pójść za ciosem i szybko dobić Niebieskich drugą bramką, niepotrzebnie się cofnęli, oddając gospodarzom pole gry. Dziwne, bo po spotkaniu z Koroną narzekali na jakość murawy. W Chorzowie boisko było bardzo dobre i mogli grać kombinacyjnie, ale nie skorzystali z tej okazji.
Chorzowianie natomiast wykorzystali fakt, że Śląsk się cofnął. Po tym jak zszokował ich Kaźmierczak po kwadransie gry zaczęli wracać powoli do gry. Dobrze na prawym skrzydle radził sobie Pavel Sultes, który razem z Maciejem Jankowskim i Filipem Starzyńskim siali sporo popłochu w szeregach defensywnych gości. Gospodarzom brakowało jednak skuteczności. Szczególnie Jankowskiemu, którego przed spotkaniem chwalił trener Jacek Zieliński. Tym razem „Jankes” zmarnował dwie bardzo dobre okazje po strzałach głową. W tym meczu mieli go oglądać skauci z Niemiec i Włoch.
Po przerwie piłkarze Śląska dalej pilnowali korzystnego wyniku i nie angażowali się w grę ofensywną. Wszystkie swoje siły skupiali na grze defensywnej. Z przodu kompletnie bezproduktywny. Po części wynikało to z jego słabej formy, a po części z faktu, że skrzydłowi Śląska oraz Mila więcej myśleli od obronie niż ataku.
Łukasz Tymiński przed spotkaniem przestrzegał, że Śląsk jest groźny przy stałych fragmentach gry, ale tym razem wrocławianie nie potrafili zamienić swojego atutu na gole.
Podopieczni Jacka Zielińskiego atakowali, szukali sowich szans, ale w ekipie gospodarzy brakowało zawodnika, który potrafiłby wykończyć akcje. Nieskutecznością razili Sultes, Jankowski i Starzyński. Nie potrafili oddać nawet celnego strzału, mimo że mieli ku temu możliwości.
Do kolegów dołączył też Grzegorz Kuświk, którego szkoleniowiec Ruchu wpuścił na boisku w nadziei, że napastnik strzeli wreszcie gola. Po raz ostatni do siatki w lidze trafił na początku listopada. Wiara trenera nie wystarczyła. Kuświk zmarnował trzy stuprocentowe okazje. Punkt dla Niebieskich uratował dopiero w doliczonym czasie gry Mindaugas Panka, który podobnie jak w meczu z Widzewem wszedł z ławki rezerwowych i wpisał się na listę strzelców.
W ekipie Śląska nie zadebiutowali Adam Kokoszki i Eric Mouloungui. Obu zabrakło nawet na ławce rezerwowych.