Waśkiewicz, prezes Rozwoju: Ustaliliśmy premie za awans do ekstraklasy
Zbigniew Waśkiewicz, prezes Rozwoju Katowice, mówi nam m.in. o celach nowego pierwszoligowca, o tym, co czuje myśląc o meczach z GKS-em.
fot. arc
Derby to zawsze derby. Górnik Zabrze i GKS Katowice zagrały towarzysko
W piątkowym felietonie napisałem, że Rozwój Katowice może wnieść nową jakość do polskiej piłki, zwłaszcza w sferze organizacyjno-finansowej. Zgadza się pan z taką tezą?
W kwestii finansowania w polskiej piłce mam sporo przemyśleń. Nie jestem na przykład przekonany czy druga liga, z której właśnie wyszliśmy, powinna być traktowana jako liga profesjonalna (grają głównie zawodnicy kontraktowi), bo ten pozorny profesjonalizm sprawia, że pieniądze się przelewają w dziwny sposób. Jeśli gmina ma kaprys awansu rzuca kilka milionów i zabija rywalizację. My pokazaliśmy, że sukces można osiągnąć na zdrowych zasadach, mając w składzie połowę chłopaków pracujących na kopalni, studentów i zawodników z kontraktami.
Obawiam się, że w pierwszej lidze czeka was jednak zderzenie z inną rzeczywistością.
Zdajemy sobie z tego sprawę, ale nie zamierzam robić rewolucji. Poza tym jestem przekonany, że zespoły z czołówki drugiej ligi wcale nie są słabsze od kilku zespołów z dołu pierwszej. Dlatego wierzę, że nie jesteśmy skazani na klęskę.
To jasna deklaracja, że zadaniem nowego trenera, Marka Motyki, jest utrzymanie Rozwoju na zapleczu ekstraklasy?
To cel podstawowy. Ale osiągnęliśmy także porozumienie w kwestii premii za awans do ekstraklasy. W drugiej lidze planem było utrzymanie, a premia za awans została ustalona dla formalności. Na początku przecież w drugiej lidze także nikt na nas nie stawiał. Ale na poważnie to oczywiście chcemy się utrzymać, bo tak szczerze mówiąc trudno nam będzie grać o coś więcej.
Wracając do finansów. Awans nie sprawił, że pojawili się nowi sponsorzy?
Mamy grupę sponsorów, będących przyjaciółmi klubu, rok pomogły nam przetrwać także pieniądze z Górnika Zabrze za transfer Arkadiusza Milika. Ale nasz przykład rzeczywiście może dawać do myślenia, że ten sam cel można osiągnąć za dużo mniejsze pieniądze niż się wszystkim wydawało.
Będzie kolejna transza z odsetkami za spóźnienie w rozliczeniu transferu?
Sprawą zajmuje się nasza kancelaria prawna.
Wspomniał pan o stadionie. Pierwszą rundę zagracie u siebie?
Tak, to zresztą także ukłon wobec naszych kibiców. Nie chcemy, aby od razu "nagrodą" za wspieranie drużyny w drugiej lidze była konieczność podróżowania na mecze na drugi koniec miasta. Chodzi też o to, żeby w historii stadionu i dzielnicy ta pierwsza liga się zapisała. Aby spełnić warunki musimy znaleźć 150 tysięcy złotych i mam nadzieję, że je znajdziemy. Potem jednak będziemy musieli przeprowadzić się z grą na Bukową, bo ponad dwa miliony na oświetlenie to już dla nas nieosiągalny pułap inwestycyjny.
Mecze ze sponsorowanym przez miasto GKS-em będą wyjątkowe?
Oczywiście, bo derby zawsze wywołują dodatkowy dreszcz emocji. Będą też nieco specyficzne, bo część kibiców w mieście kibicuje i GKS-owi, i Rozwojowi. Chciałbym, żeby te mecze były dla Katowic wydarzeniem, z wysoką frekwencją na trybunach i fajną oprawą. A to, że różni nas status finansowy i organizacyjny? Że my nie mamy właściciela i za wszystkie decyzje musimy sami wziąć odpowiedzialność? Zostawimy te sprawy w szatni (śmiech).
[strona_podzial]
W pana i tak bogatej biografii jest już spory piłkarski rozdział. Współpracował pan w zakresie przygotowania fizycznego zespołu w GKS Katowice prowadzonym przez Edwarda Lorensa, był pan tam trenerem grup młodzieżowych, prezesem Górnika Zabrze - chociaż sam klub twierdzi, że tak nie było, bo nie dopełniono formalności, a teraz zarządza pan Rozwojem .
Tak się jakoś złożyło, że chociaż sam się nie pchałem, to mnie w tę piłkę wciągano. Każde z tych zajęć dało mi świetne doświadczenia.
Zabrzańskie też, zwłaszcza w kontekście późniejszych działań Górnika?
Oczywiście. A skoro o tym mówimy to warto jednoznacznie wyjaśnić, że z Górnika, do którego wciąż czuję sympatię, i z którego kibicami utrzymuję dobry kontakt, odszedłem sam, bo w dramatycznej sytuacji finansowej nie sposób było normalnie funkcjonować i dotrzymywać obietnic składanych pracownikom i piłkarzom. Żegnając się zrezygnowałem z ponad połowy należnych mi za pracę pieniędzy.
I nagle przyszło panu egzekwować dług za Milika, z porozumienia, które sam pan z Rozwojem podpisał w imieniu Górnika.
Tak się złożyło, ale naprawdę uważam, że wynegocjowałem wtedy porozumienie korzystne dla zabrzan i wystarczyło się tylko z niego wywiązać, a nie byłoby całej sprawy.
Przydałby się wam kolejny Milik...
W Rozwoju jest kilku chłopaków o wielkich talentach. Nie chcę mówić, że porównywalnych z Arkiem, ale przyszłość wygląda co najmniej ciekawie.
Na razie ta przyszłość to start pierwszej ligi. Wyższy poziom, wyższe ceny biletów na mecze Rozwoju?
Wpływy z biletów nie stanowią znaczącej pozycji w naszym budżecie, więc przede wszystkim chcemy walczyć o frekwencję, przyciągnięcie kibiców. W drugiej lidze mieliśmy kilka akcji, które przyniosły rekordy na trybunach i teraz też pójdziemy w tę stronę, żeby piłkarze na boisku czuli, że naprawdę dokonali czegoś ekstra.
A z wspomnianymi przez pana doświadczeniami nie ciągnie pana do szatni, żeby trenerowi ustawić skład?
Aż tak to nie, ale rzeczywiście lubię z trenerami rozmawiać i wymieniać poglądy. Jednocześnie uważam, że to bardzo niewdzięczny zawód, bo zawsze gdzieś na końcu tkwi pytanie o moment zwolnienia. I jest to zawód często za słabo opłacany, zwłaszcza na tle zarobków piłkarzy, którzy zagrają tak albo inaczej, a odpowiedzialność poniesie trener.
Rozmawiali: Rafał Musioł i Jacek Sroka