Rollercoaster w Bydgoszczy. Liderująca Wisła popsuła debiut Rumaka
Mariuszowi Rumakowi nie wyszedł debiut na ławce trenerskiej Zawiszy Bydgoszcz. Jego nowy zespół przegrał z Wisłą Kraków 2:4, mimo że na początku drugiej połowy potrafił odrobić jednobramkową stratę i prowadził przez kilka minut 2:1. Ostatecznie to Biała Gwiazda zdobyła trzy kolejne gole i pewnie zwyciężyła w Bydgoszczy.
Po raz drugi Mariuszowi Rumakowi przyszło debiutować w Ekstraklasie w meczu przeciwko krakowskiej Wiśle. Przed dwoma laty jako trener Lecha zremisował z „Białą Gwiazdą” 0:0 i jak sam mówił, teraz również przyjąłby taki wynik z zadowoleniem. Priorytetem dla Zawiszy, który po siedmiu kolejkach miał na swoim koncie aż 17 straconych goli (najwięcej w lidze), miało być zachowanie czystego konta. Plan gry na zero z tyłu wziął jednak w łeb już w… 42. sekundzie spotkania, gdy pierwszą akcję Wisły rozegrali na lewej stronie Rafał Boguski i Maciej Sadlok. Ten drugi płasko podał piłkę w pole karne, a tam nieudanym wślizgiem wpakował ją do własnej bramki Jakub Wójcicki.
W pierwszych kilkunastu minutach Grzegorz Sandomierski musiał być zszokowany. Nie dość, że jego czujność sprawdzali koledzy z drużyny (po Wójcickim bliski samobójczego gola był Anestis Argyriou, który z odległości trzech metrów od bramki główkował do bramkarza), to jeszcze niemal każda dobrze zawiązana akcja w wykonaniu gości kończyła się stuprocentową sytuacją. W 10. i 12. minucie oba słupki bramki Zawiszy ostemplowali silnymi strzałami Maciej Jankowski i Dariusz Dudka, a chwilę wcześniej znakomitą okazję zmarnował Semir Stilić, który po szybkim rozegraniu „Białej Gwiazdy” uderzył minimalnie obok bramki.
Gospodarze szczęśliwie przetrwali początkowy napór krakowian i z każdą minutą ich poczynania były coraz śmielsze. Niespełna 2,5 tys. kibiców na stadionie w Bydgoszczy przez chwilę cieszyło się nawet z wyrównania po strzale Kadu, ale piłkarz z Republiki Zielonego Przylądka był na pozycji spalonej. Najlepsze okazje na gola zmarnowali najaktywniejsi w zespole Zawiszy Luis Carlos i Wagner. Nieskutecznością popisał się szczególnie ten pierwszy – w 36. minucie Brazylijczyk znalazł się niepilnowany tuż przed bramką Michała Buchalika, ale zamiast oddać strzał, próbował podawać do krytego przez dwóch rywali Vasconcelosa.
Wisła nie robiła nic, by zmarnowane szanse gospodarzy mogły się zemścić. Po świetnym początku drużyna Franciszka Smudy dała się zepchnąć do obrony i miała problem z wyprowadzeniem choć jednej składnej kontry. Paradoks pierwszej połowy polegał na tym, że „Biała Gwiazda” stworzyła sobie cztery stuprocentowe okazje, jedną z nich wykorzystała, ale nie miała na swoim koncie żadnego celnego strzału…
Po zmianie stron Zawisza nie zwolnił tempa i atakował z jeszcze większym rozmachem, co w końcu musiało przynieść skutek. Co prawda w 58. minucie Buchalik zdołał jeszcze wygrać pojedynek sam na sam z Argyriou, ale chwilę później był już bez szans. W przeciągu trzech minut bydgoszczanie strzelili dwie bramki, a obie padły po dośrodkowaniach z lewej strony Sebastiana Ziajki i błędach w defensywie Wisły. Najpierw nie popisał się Jankowski, wybijając piłkę wprost pod nogi Carlosa, który w końcu dopiął swego i doprowadził do wyrównania. 150 sekund później z niefrasobliwości obrońców gości skorzystał Wagner. Po podaniu Ziajki Brazylijczyk ładnie zabrał się z piłką w polu karnym, po czym mocnym strzałem lewą nogą nie dał szans Buchalikowi.
Zawisza przewyższał rywali przede wszystkim większą determinacją, a Wisła długo nie potrafiła się temu przeciwstawić. Gdy jednak gospodarze na moment spuścili z tonu, „Biała Gwiazda” momentalnie to wykorzystała. Z pomocą przyszli rezerwowi, a w szczególności Emmanuel Sarki, który popisał się dwoma asystami. W 74. minucie obsłużył dokładnym podaniem Pawła Brożka. Napastnik Wisły sprytnym trąceniem piłki głową starał się podać do lepiej ustawionego kolegi, ale nieoczekiwanie skierował ją w długi róg bramki Sandomierskiego. Dziesięć minut przed końcem precyzyjne dośrodkowanie Haitańczyka wykorzystał inny rezerwowy, Mariusz Stępiński. 19-latek, który wrócił do Ekstraklasy po nieudanej przygodzie w Bundeslidze, idealnie złożył się do uderzenia głową i pokonał bezradnego golkipera Zawiszy.
To był przedziwny mecz. Długimi fragmentami gospodarze zdecydowanie przeważali, a w porównaniu do meczów pod wodzą Jorge’a Paixao w ich grze widoczny był progres. Z wielu znakomitych okazji pod bramką Buchalika zdołali jednak wykorzystać tylko dwie. Na dodatek popełniali błędy w defensywie, które Wisła bezlitośnie wypunktowała. Czara goryczy przelała się w samej końcówce, gdy Kamil Drygas sfaulował w polu karnym Stępińskiego, a pewnym strzałem z jedenastu metrów wynik spotkania ustalił Semir Stilić. Dzięki wygranej, „Biała Gwiazda” umocniła się na pierwszym miejscu w tabeli i za tydzień w roli lidera podejmie u siebie warszawską Legię.