menu

Mateusz Prus dla Ekstraklasa.net: Początkowo nie planowałem powrotu do Polski

27 września 2014, 02:29 | Konrad Kryczka

- Nauczyłem się tego, czego nie wiem, czy w Polsce miałbym okazję się nauczyć. Całkiem inny rodzaj treningów, całkiem inny system gry. Organizacja gry, zwłaszcza w tyłach, gdzie bramkarz dużo gra nogami i podpowiada, gdzie bardzo ważne jest ustawienie. Na pewno nastąpiła więc jakaś uniwersalizacja umiejętności - m.in. to w rozmowie z nami powiedział nowy bramkarz Ruchu Chorzów, Mateusz Prus.

Mateusz Prus
Mateusz Prus
fot. ruchchorzow.com.pl

Ten powrót do Polski jest dla ciebie zaskakujący?
Z początku nie planowałem, bo były możliwe inne kierunki niż Polska. O ile było to możliwe, chciałem zostać za granicą. Ale w pewnym momencie coś, na co czekałem, nie doszło do skutku, więc potem już właściwie nie byłem, że tak powiem, wybredny. Wróciłem więc do Polski.

Tego zagraniczne oferty to było coś konkretnego?
Tak, tak, były i to było dość blisko. Nie mówię jednak o tym, bo nie doszło to do skutku.

Jakbyś podsumował ten czteroletni pobyt w Holandii, po którym wróciłeś do Polski?
Sportowo był to na pewno dobry okres, choć nie grałem tyle, ile bym chciał. Nauczyłem się tego, czego nie wiem, czy w Polsce miałbym okazję się nauczyć. Całkiem inny rodzaj treningów, całkiem inny system gry. Organizacja gry, zwłaszcza w tyłach, gdzie bramkarz dużo gra nogami i podpowiada, gdzie bardzo ważne jest ustawienie. Na pewno nastąpiła więc jakaś uniwersalizacja umiejętności. Z pewnością nie były to lata stracone, chociaż dopiero czas pokaże, co będzie dalej.

Ale to jest tylko czy aż 20 spotkań w Eredivisie?
W samej lidze rzeczywiście było to 20 spotkań, ale były także inne mecze. Grałem sporo, mimo że może nie wygląda to tak, jak wygląda. Praktycznie co parę tygodni był sparing, wtedy było kupę drużyn typu Standard Liege czy Club Brugge. Do rozegrania było dużo ciekawych spotkań. Natomiast rzeczywiście 20 czy niecałe 30 meczów przez cztery lata to nie jest dużo.

W tamtym sezonie nie zagrałeś w żadnym meczu ligowym, w 2012/2013 tylko w czterech. To miało związek ze zmianą trenera ponad dwa lata temu?
Tak, to miało z tym ścisły związek. Przed sezonem 2012/2013 była możliwość odejścia. Pierwsze dwa lata były dość udane, wyrobiłem sobie dobrą opinie, ale w Rodzie nie chcieli słyszeć o moim transferze. Mówili, że jestem przygotowywany na pierwszego bramkarza i prawdopodobnie będę grał. Przyszedł nowy trener i odsunął mnie całkowicie.

Rozmawiałeś w ogóle o tej sytuacji?
Rozmawiałem. Były jakieś różne tłumaczenia, ale, patrząc na to dzisiaj, ciężko jest coś konstruktywnie wymyślić. Było kilku zawodników, którzy wcześniej grali, a wraz z przyjściem nowego trenera zostali odsunięci. Zresztą, z drużyny, która walczyła o puchary, zrobił zespół, który w końcu spadł z ligi, więc nie wiem, czy to były dobre metody. W każdym razie, co innego było mi komunikowane, a co innego się później stało.

Na końcu trenerem w Rodzie był Tomasson.
Tak, na samym końcu. Bodaj niecałą jedną rundę.

Nie myślał, żeby dać ci szansę?
Wtedy właśnie bardzo dobrze grał Filip. I nie było okazji, żeby gdzieś tam wskoczyć do składu. Jeżeli chodzi o pierwszego trenera, to on się co prawda zmienił, ale cały sztab był ten sam. Jeżeli wcześniej coś działało, to trener tego jakoś szczególnie nie zmieniał.

Odejdźmy od kwestii trenerów i zajmijmy się samym klubem. Jak Roda była zorganizowana, jak to wyglądało w porównaniu do polskich drużyn?
Ciężko jest mi powiedzieć, jak jest ogólnie w Polsce, bo właściwie tak naprawdę widziałem tylko te śląskie drużyny, no i wcześniej byłem jeszcze we Wronkach. Na pewno jednak organizacja samej drużyny, jakaś opieka nad zawodnikami itd. działały bardzo dobrze. Byli odpowiedni ludzie, z których jedni zajmowali się bezpośrednio sprawami zawodnika, inni kontaktem między klubem a graczem. Byli nawet jacyś tam ludzie od pomocy w konkretnych sprawach. Jeżeli chodzi o infrastrukturę, to stadion był dobry i ciekawy, ale baza treningowa była przestarzała. Te boiska też nie były jakieś super dobre, więc myślę, że jeżeli chodzi o taką infrastrukturę, to w Polsce wygląda to podobnie. Szczególnie teraz, gdy kluby rozbudowują bazy.

Wspomniałeś o Wronkach. Wyjazd w młodym wieku do Amiki był szansą na wybicie się?
W sumie wtedy była to, jeżeli nie najbardziej prestiżowa, to jedna z najbardziej prestiżowych szkółek piłkarskich. Wtedy jeszcze nie weszły te wszystkie SMS-y i kluby z Ekstraklasy jeszcze tak tego nie prowadziły. Nie było to tak rozbudowane, jak teraz. Jak obecnie na to patrzę, to był to pierwszy krok. Kiedy wyjechałem, miałem, z tego, co pamiętam, 15 lat. Trochę młody wiek i takie pierwsze przetarcie z tą rzeczywistością. Ciężko mi coś więcej na ten temat powiedzieć. Potem była możliwość wyjazdu, testy we Francji. Miałem przejść do tamtejszego FC Metz, kiedy skończę 18 lat. Tylko Francuzi chcieli czekać, aż osiągnę pełnoletniość, czyli na pół roku musiałem wrócić do rodzinnego miasta. Tam podpisałem jakiś tam prowizoryczny kontrakt z Hetmanem i tam się zdarzyła kontuzja. Wyeliminowała mnie ona na dwa lata i później nie było powrotu do tego tematu.

Powiedziałeś bodaj kiedyś, że nie najlepiej wspominasz polskie kluby, bo kiedy złapałeś kontuzję, to musiałeś sobie radzić sam.
Ogólnie to było tak, że kluby gdzieś tam umyły ręce albo... zresztą nie chcę mówić konkretnie itd., bo to nie o to chodzi. Po prostu nikt w żaden sposób nie pomógł, jakoś tak zostałem zostawiony samemu sobie i wszystko w sumie sfinansowali rodzice, którzy wzięli kredyt. Potem, jak wyjechałem do Holandii, udało mi się go spłacić.

Wspomniałeś, że wróciłeś do rodzinnego miasta, czyli Zamościa. Jesteś z Lubelszczyzny, nie uważasz, że niestety piłkarsko jest to obszar nieco zacofany?
W tym momencie jedna drużyna z Lubelszczyzny jest w Ekstraklasie, a w sumie nie wszystkie regiony mogą się tym pochwalić. Tak patrząc na jakieś wyznaczniki, są pewnie bardziej zacofane obszary, ale rzeczywiście na Lubelszczyźnie nakłady, organizacja klubów, pieniądze czy nawet szkolenie nie są jakieś zaawansowane. Nie wygląda to na pewno najlepiej, jest sporo regionów, gdzie jest lepiej.

Czyli tobie, czy twoim kolegom nie było łatwo się wybić z tamtych okolic?
Na pewno nie jest łatwo. Moim zdaniem, tak naprawdę jedynym ratunkiem jest dość wczesny wyjazd do szkółki przy jakimś klubie lub istniejącej samodzielnie, ale w innej części Polski. Bo mimo wszystko, jeżeli ktoś tam zostanie, to na pewno będzie mu się ciężko wybić.


A z twoich kolegów z młodszych lat ktoś został w ogóle przy piłce, gra zawodowo?

No właśnie nie. Z drużyny, w której grałem, jeżeli chodzi o mój klub, to nie, mimo że było nas wtedy wielu w kadrze wojewódzkiej. Nawet z samej kadry wojewódzkiej, z którą zostaliśmy mistrzami Polski, a dla Lubelszczyzny było to pierwszy raz od iluś tam dziesiątek lat. Z tej drużyny również nikt dzisiaj nie gra, choć mogę się mylić. Na pewno jednak nie w żadnym zespole z Ekstraklasy. No i I lidze chyba też nie, a może nawet i nie w II. Z tych moich młodszych lat właściwie nie ma więc nikogo na jakimś wyższym poziomie.

To chyba jest niepokojące?
Tak, jest niepokojące, a co więcej chyba nikt nie stara się tego jakoś porządnie zmienić. Często młodzi zawodnicy, i są to duże talenty, mają okazję gdzieś wyjechać, ale na przykład klub może ich zablokować. Jeden z klubów podrzędnych, który chciałby za zawodnika dostać jakieś pieniądze. Ale nie oszukujmy się, dzisiaj nie ma pieniędzy i w piłce seniorskiej, a tym bardziej na zawodników młodych. Gdzie tam kilkadziesiąt tysięcy złotych, to zwykle nie jest dużo, jest kwotą zaporową. I taki klub może szkolić swoich i ci zawodnicy z Lubelszczyzny na przykład muszą zostać. Gdzie narasta irytacja i być może za jakiś czas pójdą oni na studia. Takie przypadki też znam, więc myślę, że to również jeden z powodów.

Wróćmy do twojej kariery. Właściwą odskocznią do Rody był dla ciebie pobyt w Zagłębiu Sosnowiec?
Grałem również w reprezentacjach młodzieżowych. Z tego, co patrzyłem gdzieś w Internecie, mam jeden występ (śmiech), a tych spotkań jest około 30 do lat 16, 17, 18, potem jeszcze kilka do lat 20. Tak że tych występów było sporo, nie wiem, dlaczego tam widnieje tylko jeden. W Sosnowcu szło mi w miarę dobrze, ale o transferze bardziej zadecydowały testy i jeden z meczów. W Pucharze Polski przeciwko Pogoni Szczecin, na którym pojawili się właśnie ludzie z Holandii.

Długo cię obserwowali?
Tak, tak. Były brane referencje od pewnych osób, były wysyłane płyty, potem były bezpośrednie testy. Holendrzy byli również jeszcze na kilku meczach, więc obserwowali mnie dosyć długo.

Wpływało na ciebie to, że w Rodzie twoim konkurentem o miejsce w bramce za każdym razem był Polak?
Nie, to był akurat przypadek. Tak się zbiegło. Jak przyszedłem, to był Przemek, który w Rodzie był bezapelacyjnie numerem jeden oraz gwiazdą. Potem był Paweł Kieszek, który w sumie z miejsca wskoczył do bramki. Jako że był drugim czy trzecim bramkarzem Porto, dość szeroko rozpisywały się o tym tamtejsze media itd. Tak że on zaczął grać, choć ja w tamtym sezonie również grałem sporo. No i później przyszedł Filip. Z tym było mi się już ciężej pogodzić, tym bardziej w kontekście tego, co było mi komunikowane wcześniej, ale nie ja decydowałem.

Trzymaliście się razem poza treningami?
Tak. Różnie, jeszcze zależy z kim, ale trafiałem, jeżeli chodzi o jakąś wartość osobową, na normalnych ludzi. Na pewno był jakiś kontakt i poza treningami, zresztą jest do dzisiaj.

A z innymi zawodnikami z Polski, którzy byli wtedy w Holandii, utrzymywałeś kontakt?
Raczej w mniejszym stopniu. Zdarzało nam się czasami spotkać przy okazji meczów. Jak się patrzy na mapę, to Kerkrade jest dość daleko od wszystkiego. Wszędzie, gdzie byli jacyś znajomi, czy wcześniej Paweł Wojciechowski, czy Filip Bednarek, czy nawet Mateusz Klich, to zawsze była to większa odległość i nie było zbyt wielu okazji.

Część młodych piłkarzy, którym gdzieś za granicą nie wyszło, mówi, że z perspektywy czasu swojej decyzji o wyjeździe by nie cofnęli, a nawet chętnie by do takiego kraju wrócili. Też tak do tego podchodzisz?
Tak. Po pierwsze, nie wiem, co by było w Polsce. Były wtedy jakieś oferty, również jakieś kluby z Ekstraklasy wyrażały zainteresowanie. Nie wiem, jak by to wszystko się potoczyło. Moi rodzice musieli również w odpowiednim momencie spłacić ten kredyt. Myślę, ż gdybym nie był wtedy w Holandii i nie było stamtąd pieniędzy, to pewnie źle by się to dla wszystkich skończyło. Pod tym względem też się na pewno dobrze ułożyło. Od strony sportowej, jak już mówiłem wcześniej, z pewnością się rozwinąłem. Było to również ciekawe doświadczenie, a poza tym znam dzisiaj język, kulturę, złapałem wiele ciekawych kontaktów. Nie trzeba patrzeć tylko przez stricte futbolowy pryzmat.

Podpisałeś kontrakt z Ruchem. Były inne oferty z Polski?
Były w maju i czerwcu. Jedna taka dość poważna i kilka, że tak powiem, negocjowanych. Wtedy był jednak jeszcze temat z zagranicy. Zaryzykowałem więc, żeby zaczekać… Jak to się mówi, kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, ale nie zawsze wyjdzie.

A kiedy notowałeś występy w Rodzie, nie było żadnej propozycji powrotu do Polski?
Z tego, co sobie przypominam, to nie. Po dwóch latach w Rodzie było natomiast zainteresowanie z innych krajów. Między innymi ze strony jednego z klubów Championship. Wtedy jednak Roda nie chciała słyszeć o ewentualnym transferze.

W Ruchu nie będziesz miał łatwo, bo Krzysztof Kamiński broni naprawdę dobrze.
Zdaję sobie z tego sprawę. Tak jak mówię, tak samo, jak było tam – jeżeli coś "trybi", to się tego nie zmienia. Aczkolwiek w Polsce rotacyjność na tej pozycji jest dość duża i nigdy nie wiadomo, co się wydarzy. Gdyby coś się wydarzyło, jestem gotowy.


Polecamy