menu

Dariusz Wdowczyk: Jedno już wiem. Nigdy nie będę trenerem kadry

31 października 2016, 10:14 | Sebastian Staszewski, Polsat Sport

WYWIADówka Staszewskiego. Nawałka musiał pokazać, że w kadrze szef jest tylko jeden - mówi Dariusz Wdowczyk, trener Wisły Kraków.


fot. Anna Kaczmarz / Dziennik Polski /Polska Press

Myśli Pan czasem o tym, że mógł Pan być na miejscu Adama Nawałki?

Nie.

A czy był moment, gdy uwierzył Pan w selekcjonera Wdowczyka?

Nigdy…

Ale przecież w 2013 roku rozmawiał Pan o pracy z prezesem PZPN Zbigniewem Bońkiem. I o ile mi wiadomo, były to rozmowy poważne.

Rozmawialiśmy i bardzo mnie to budowało, nobilitowało. Wracałem wszakże do Ekstraklasy, miałem już na koncie kilka sukcesów, więc to naturalne, że marzyłem o pracy z kadrą. Ale dziś mam świadomość, że pomysł nie był taki prosty do zrealizowania. Kibice i ludzie związani z futbolem nie są gotowi na trenera reprezentacji, który ma brudną przeszłość, który brał udział w aferze korupcyjnej. Absolutnie zdaję sobie z tego sprawę. A więc zapędów selekcjonerskich nie mam. Już nie mam.

Trudno mi w to uwierzyć. Ma Pan dopiero 54 lata. O pięć mniej, niż Nawałka.

Proszę mi wierzyć. W reprezentacji mogłem pracować kilkukrotnie. Już w 2002 roku Jerzy Engel, przed mundialem w Korei i Japonii, zaproponował mi pracę asystenta. Ale byłem wtedy trenerem w Polonii Warszawa, samodzielnie prowadziłem zespół. Propozycję złożył mi też Paweł Janas. Mogłem mu pomagać, być w strukturach, a później na przykład zostać następcą. O pracy rozmawiałem też z Michałem Listkiewiczem, gdy reprezentację przejmował Leo Beenhakker. A więc temat Wdowczyka w kadrze był, ale się skończył.

To zapytam wprost: czy zostanie Pan kiedyś trenerem reprezentacji Polski?

Nie. Dla mnie to jest już temat zamknięty. Definitywnie.

A podobno nigdy nie mówi się „nigdy”…

Tak jest tylko w filmach o Bondzie.

Wokół reprezentacji wciąż trwa medialna burza po tzw. „aferze alkoholowej”. Co mógł z tym zrobić Nawałka?

Adam jest zbyt mądrym trenerem, aby pozwolić sobie na to, co miało miejsce ostatnio. A jeżeli już do tego doszło, to nie wierzę, aby to kiedyś się powtórzyło. Nawałka dogaduje się z piłkarzami, umie skonsolidować zespół, ale ustala cienką granicę, której nie można przekroczyć. Nie wiedziałem, czy Adam zrobi czystki, nie chciałem tego, ale musiał zaznaczyć, że choć może być dwudziestu dyrektorów, to szef jest jeden.

Rozluźnienie, jakie zapanowano w kadrze, to wina selekcjonera?

Mam wrażenie, że trwa polowanie na czarownice. Kiedy szło, to szło, a teraz Nawałka się już nie podoba, bo nie robi zmian plus pozwala piłkarzom na za dużo w czasie wolnym. A ja powiem tak: chłodna głowa przydaje się nie tylko zawodnikom i trenerom, ale także dziennikarzom.

Czasem jednak lepiej alarmować o dzień za wcześnie, niż o minutę za późno.

Pracą dziennikarzy jest nagłaśnianie patologii, ale nie róbmy wielkiej afery z czegoś, co nie jest wielką aferą. Na świecie dzieje się dużo groźniejszych rzeczy, niż wypicie kilku piw przed meczem. To pojawi się zawsze, trzeba tylko wiedzieć kiedy, z kim i ile. Inną kwestią jest medialny lincz na Teodorczyku i Borucu. Przecież oni, tak jak mądrze mówił Wojtek Kowalczyk, nie grali we dwóch w karcianą „wojnę”! To są łatwe łupy, nie szukajmy takich.

Ciekawe czy broniłby Pan tak samo piłkarzy, gdyby to wydarzyło się w Pana zespole.

Ale ja w ogóle nie chcę ich usprawiedliwiać. To profesjonaliści, brzydko zrobili - jeżeli faktycznie miało to miejsce. Pamiętajmy jednak, że jest czas pracy i czas zabawy. Bo to są tylko ludzie. Po meczu z Armenią mogli pić do nieprzytomności. A skoro już chcieli wypić przed, to mogli jedno piwo. Albo dwa. Bo po trzecim niektórzy już mają reakcje zwrotne…

Nasiadówka mogła wpłynąć na grę przeciwko Ormianom? Bo ta nie powalała.

Po pokonaniu Duńczyków wszyscy liczyli, że przyjedzie do Warszawy zespół, który ogramy 6:0. Ta wiara się jeszcze pogłębiła po czerwonej kartce Gaëla Andoniana. A zamiast bramek, mieliśmy dużo szczęścia, bo kontry Armenii mogły być zabójcze. I zgadzam się, że nie był to nasz dobry mecz, ale najważniejsze są trzy punkty. Po awansie do MŚ nikt nie będzie wspominał tych męczarni.

Jak pracuje się Panu w Wiśle Kraków?

Trudno, abym na coś narzekał.

Kilka spraw by się znalazło.

Na początku sezonu Wisła przeżywała problemy. Nasze wyniki też nie były najlepsze. Było to związane ze słabszą dyspozycją, może z brakiem wiary, z kłopotami, które nas otaczały w klubie. Teraz wciąż sytuacja jest trudna, ale jednak wychodzimy na prostą.

Mówią, że w Wiśle łatwo można utonąć.

Zgadza się, ale tu jeszcze nie mamy tej najgłębszej Wisły. Mogę też powiedzieć, że nurt zdecydowanie się uspokoił.

Dużo Pan zaryzykował, przyjmując pracę w Wiśle. Nie miał Pan chwil zwątpienia, bo z rekordów na razie pobił Pan tylko jeden - 7 ligowych porażek z rzędu?

Mamy przed sobą jasno postawiony cel i staramy się go realizować. Tym celem nie jest utrzymanie, bo miejsce takiego klubu, jak Wisła, jest w czołowej ósemce. I właśnie obecność w górnej części tabeli to coś, do czego dążymy. Jest zespół, który ma duże możliwości i aspiracje. Na początku sezonu powiedziałem, że powalczymy o mistrzostwo, ale teraz plany weryfikuję. Natomiast nie wyobrażam sobie, aby mając takich piłkarzy, walczyć tylko o utrzymanie się w Ekstraklasie.

Nie ma Pan w Krakowie dysonansu poznawczego? Kiedyś, jako trener Legii, z wielką, bogatą Wisłą bił się Pan o mistrzostwo Polski. Dziś walczy Pan, aby biedna „Biała Gwiazda” nie zamykała tabeli.

Wisła przez wiele lat dominowała w lidze, wygrywała mistrzostwa, grała przeciwko wielkim klubom. Ale od pięciu lat pod Wawelem nie ma europejskich pucharów. Ten sezon i wyniki z jego początku, to nie jest wina wyłącznie zawirowań wokół Wisły. To pochodna tego wszystkiego, co w Krakowie zbierało się od lat. Próbujemy to zmienić, choć łatwo nie jest.

Patrzę na nazwiska: Głowacki, Brożek, Boguski, Małecki. Czy z tych piłkarzy nie zostały już tylko nazwiska?

Nie zaglądajmy ludziom w metrykę. Póki chłopaki będą nam pomagać, niech grają. Kiedyś zawsze obawiałem się Brożka, dziś Paweł wciąż potrafi strzelić kilka bramek. Głowacki, mimo swoich lat, jest największym twardzielem w lidze. Świetnie potrafi wykorzystać doświadczenie. Małecki i Boguski wrócili do optymalnej formy. Wierzę, że to oni będą w tym sezonie świadczyć o sile Wisły.

Jak ważny jest dla Pana Puchar Polski?

Bardzo ważny. Tak samo, jak liga. Skoro doszliśmy do ćwierćfinału, to trzeba podejść do Pucharu poważnie. Ale nie powiem, że jest on istotniejszy, niż Ekstraklasa, bądź odwrotnie. W Poznaniu wystawiłem najsilniejszy możliwy skład i w Krakowie zrobię podobnie.

W tym roku mamy Puchar niespodzianek. Puszcza Niepołomice ogrywa Lechię Gdańsk, GKS Jastrzębie - Górnika Łęczna. W grze nie ma też obrońcy trofeum, Legii. Dlaczego ci teoretycznie silniejsi tak szybko odpadają?

Niejeden mecz pokazał, że trzeba mieć się na baczności. Bo nie wypada zespołom z Ekstraklasy przegrywać z drużynami z I czy II ligi. Ale to przytrafia się nawet najlepszym, w Niemczech, czy Hiszpanii też. Chyba najczęściej popełnianym grzechem jest pokusa rotacji składem, sprawdzenia piłkarzy, którzy grają mało. Sam tak robiłem. Teraz wiem, że nikogo nie można lekceważyć. Nawet, gdy wybraliśmy się do Chojniczan-ki, nie jechaliśmy, jak po swoje. Były momenty, gdy mieliśmy dużo problemów. Ale awansowaliśmy.

Na swoim trenerskim koncie ma Pan mistrzostwa kraju, Superpuchar Polski, Puchar Ligi…

Pucharu Polski nie mam.

No właśnie.

Dwukrotnie wygrałem go jako zawodnik Legii. Dwa razy grałem też w finale Pucharu Szkocji razem z Celtikiem Glasgow. Ale przegraliśmy. Jeden finał pamiętam, to były rzuty karne z Aberdeen… Powiem po młodzieżowemu: nie mam na Puchar napinki, ale skoro pojawia się okazja, to trzeba ją wykorzystać. Nigdy nie byłem na Stadionie Narodowym, nawet jako kibic. Więc idealnie byłoby pojawić się tam w maju i wznieść trofeum do góry. Jako trener.


Polecamy