menu

Reprezentacja bez fajerwerków, ale z charakterem... i Lewandowskim [KOMENTARZ]

13 października 2015, 08:28 | Bartłomiej Stachnik

Polacy zwycięstwem nad Irlandią zapewnili sobie awans do Euro 2016. Do Francji pojedzie drużyna, która wciąż ma wiele mankamentów, ale także posiadająca swoje atuty. To one mogą zaważyć o końcowym sukcesie na mistrzostwach Europy.

Polska - Irlandia
Polska - Irlandia
fot. Bartek Syta/Polska Press

Eliminacje w napięciu trzymały nas do ostatnich chwil, ale nasi piłkarze dopięli swego. Polska jedzie na Euro do Francji, aby tam mieć szansę udowodnić, że jest zdolna do osiągnięcia czegoś więcej niż sam awans na mistrzowską imprezę. Łatwo na pewno nie będzie, bo nawet ten wygrany z Irlandią mecz pokazał, jak wiele jest jeszcze do poprawy. Jednak ten zespół ma kilka niezaprzeczalnych atutów.

Ma kibiców, którzy znów w niego uwierzyli i wspierają reprezentację na każdym kroku. Czy to na stadionie, czy to przed telewizorem, tę kadrę aż chce się oglądać. Nie tylko wtedy, kiedy gra wręcz porywająco (początek meczu ze Szkocją), ale także, gdy jej ewidentnie nie idzie - bo ma się świadomość, że oni tak po prostu broni nie złożą. Zresztą Polacy za każdym razem dostarczają emocji na poziomie, który może zagrażać zdrowiu. Czasem to aż nieprzyzwoite, że w żadnym spotkaniu z ważniejszym przeciwnikiem nie zagrali po prostu nudnego, zwycięskiego meczu.

Ma trenera, któremu na pewno w tym wszystkim pomogło sporo szczęścia, ale też niesamowite wyczucie. Nie tylko wymyślił ustawienie 4-4-2 z Milikiem - warto zaznaczyć, że to było jeszcze zanim zaczął w Ajaksie zachwycać - co pozwoliło lepiej wykorzystywać potencjał Lewandowskiego, ale także idealnie potrafił wyłowić zawodników, którzy na obecną chwilę mogą dać coś kadrze, chociaż wszyscy zazwyczaj przy ich nazwiskach łapaliśmy się za głowę. I tak na początku szalał Mila, na boisko wchodził wyszydzany Peszko i strzelał swoją jedyną bramkę w reprezentacji, a przez cały czas szanse dostawał Mączyński, uznawany przez wszystkich za zawodnika słabego i asystował w eliminacjach aż cztery razy, ustępując tylko Milikowi i Shaqiriemu, aby w ostatnich meczach grać zdecydowanie ponadprzeciętnie. Tak dużo przykładów lepszej gry dla Polski, niż dla klubów, dziwi. Do tej pory było na odwrót, zawodnicy nie potrafili przełożyć klubowej formy na występy reprezentacyjne. To świadczy także o zmianie mentalnej, wyjazd na kadrę stał się naprawdę ważny. Nawet Krychowiak, w którego klasę nikt nie wątpi, przyjechał na decydujące mecze po słabszym okresie w Sevilli, a z Irlandią zagrał bodaj najlepszy mecz w reprezentacji.

Ma wreszcie charakter. W tych eliminacjach wiele było momentów słabszych, piłkarsko dalekich od tego, co chcielibyśmy oglądać, ale na pewno ani przez chwilę nie brakowało woli walki. Piłkarze bili się, szarpali, a jak trzeba było gryźli trawę. Przykłady można by mnożyć. Nie przestraszyli się dwóch goli Niemców we Frankfurcie, chcieli dalej grać o punkty i niemalże doprowadzili do remisu (kto wie jakby wtedy potoczyły się losy meczu, nawet jeśli Niemcy byli drużyną lepszą). W ostatnim meczu, kiedy ciążyła na nich ogromna presja, również się nie złamali - po prostu wygrali, nie w oszałamiającym stylu, ale takim, który gwarantował końcowy sukces. Chociaż okoliczności też nie były sprzyjające, nie wytrąciło ich jednak z równowagi błyskawicznie stracone prowadzenie, które mogło na chwilę zapewnić trochę oddechu (przeciwnicy potrzebowali wtedy dwóch goli do awansu). Dwukrotnie, mimo prowadzenia, tracili dwie bramki ze Szkotami i ostatecznie doganiali wynik. Ten drugi raz, w Glasgow, chyba najlepiej oddaje charakter aktualnej kadry. Kibice gospodarzy już się cieszyli, a my gorączkowo kalkulowaliśmy, co w obliczu porażki Niemców z Irlandią musimy zrobić, aby awansować. Polskim piłkarzom te myśli były obce, walczyli do samego końca, aby w ostatniej sekundzie wyszarpać remis.

Podejrzewam, że nie byłoby dzisiaj tego wszystkiego, gdyby nie zeszłoroczne zwycięstwo z Niemcami. Tak, przy udziale sporej dawki szczęścia. Tak, nad tymi Niemcami, którzy skapitulowali także przed Irlandią, dali sobie napędzić stracha Gruzji i Szkocji, i w ogóle przeżywają najgorsze eliminacje od kilkudziesięciu lat. Ale także Niemcami, którzy zawsze dla Polaków byli zmorą i nigdy nie chcieli dać się biało-czerwonym pokonać. Ten mecz zaszczepił w sercach kibiców wiarę w trenera i reprezentację. Przede wszystkim zaszczepił ją jednak u piłkarzy, którzy od tej pory grali, jakby już nic nie mogło ich wytrącić z równowagi. Nie znaczy to, że nie popełniali błędów czy zaczęli grać na nieziemskim poziomie, ale nic ich nie zrażało, uparcie dążyli do celu, bo wiedzieli, że potrafią - a jak by mieli nie potrafić, to i tak jakoś dadzą radę.

Ma ta kadra wreszcie Roberta Lewandowskiego, piłkarza, który musiał zmierzyć się ze sporą niechęcią i ogromną krytyką, bo nie strzelał bramek, a przynajmniej nie w meczach z silniejszymi przeciwnikami. Odmianę przyniosło, oprócz wspomnianego już wcześniej przesunięcia Milika, założenie przez niego kapitańskiej opaski - chociaż okoliczności jej przekazania są chyba najpoważniejszą wizerunkową skazą za kadencji Adama Nawałki. Jak sam mówił, dopiero wtedy uświadomił sobie, jaka ciąży na nim odpowiedzialność. Zrozumiał, że jeśli chce osiągnąć sukces, to musi to zrobić ze swoimi kolegami z kadry, a nie pomimo nich. Stał się liderem zarówno na, jak i poza boiskiem. Na nim często brał się za rozgrywanie, pomagał w bronieniu i motywował, poza dbał o dobrą atmosferę w drużynie, aby każdy czuł się w niej dobrze, bez względu na wiek, prezentowany poziom czy ilość rozegranych minut. Po swoim pierwszym pobycie na zgrupowaniu kadry Bartosz Kapustka opowiadał, że „Lewy” podszedł do niego i zaprosił do gry w „dziadka” z kilkoma innymi doświadczonymi zawodnikami, kiedy zauważył go osamotnionego. W kluczowym zaś momencie eliminacji Lewandowski przyjechał w formie, jakiej nie prezentował jeszcze nigdy i tę niebywałą dyspozycję udowodnił. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że bez niego, nawet gra w barażach stałaby pod dużym znakiem zapytania.

Czy to wszystko wystarczy, abyśmy przeżyli pierwsze nierozczarowujące mistrzostwa w XXI wieku? Nie wiem. Wiem jednak, że do Francji pojedzie drużyna, której trzon tworzą zawodnicy klasowi (Fabiański, Glik, Krychowiak, Lewandowski), a uzupełniać ją będzie mieszanka piłkarzy doświadczonych, o określonym już dawno limicie umiejętności, młodych z ogromnym potencjałem i takich z zadatkami na klasowych. Może ustępują oni umiejętnościami tym kluczowym, ale na pewno mają zaszczepioną tę samą nieustępliwość. W turniejach, w których czasem jedna bramka decyduje o awansie z grupy lub jego braku, to może mieć o wiele większe znaczenie niż boiskowe fajerwerki.


Polecamy