Remis w Bielsku. Śląsk dwukrotnie prowadził, ale "Górale" odrabiali straty
Pierwsze spotkanie 11. kolejki T-Mobile Ekstraklasy pomiędzy Podbeskidziem Bielsko-Biała i Śląskiem Wrocław zakończyło się remisem 2:2. Piłkarze Tadeusza Pawłowskiego prowadzili dwukrotnie po golach Piotra Celebana i Flavio Paixao, ale "Górale" odpowiedzieli trafieniami Damiana Chmiela i zmiennika Krzysztofa Chrapka.
Podbeskidzie i Śląsk lubią grać na remis. Jak dotąd z siedmiu spotkań pomiędzy tymi zespołami na poziomie Ekstraklasy aż pięć zakończyło się podziałem punktów, a trzy z nich miało miejsce na stadionie w Bielsku-Białej. Nie inaczej było tym razem – przy Rychlińskiego zawodnicy zafundowali kibicom ciekawe widowisko, ale żaden z zespołów nie potrafił przechylić szali zwycięstwa na swoją korzyść.
Od pierwszych minut ton wydarzeniom na stadionie w Bielsku-Białej nadawali piłkarze Śląska. Gospodarze, pomni siedmiu straconych goli w dwóch ostatnich ligowych meczach, rozpoczęli dość asekuracyjnie i atakowali małą liczbą zawodników. Z biegiem czasu wrocławianie poczynali sobie coraz odważniej, a pierwsze poważnym ostrzeżeniem dla „Górali” była próba Sebastiana Mili, który technicznym strzałem zza pola karnego obił poprzeczkę bramki strzeżonej przez Michala Peskovicia.
Reprezentant Polski, przez wielu przewidywany do gry w pierwszym składzie w meczach z Niemcami i Szkocją, dał o sobie znać jeszcze raz chwilę później. W 21. minucie doświadczony pomocnik Śląska popisał się precyzyjnym dośrodkowaniem z rzutu rożnego na głowę Piotra Celebana, który wygrał pojedynek z Tomaszem Górkiewiczem i mierzonym strzałem w długi róg umieścił piłkę w siatce. 29-letni obrońca strzelił tym samym swoją pierwszą bramkę od powrotu do Ekstraklasy po pobycie w rumuńskim Vaslui. Ostatnią zdobył w kwietniu 2012 roku… w Bielsku-Białej.
Wydawało się, że goście pójdą za ciosem, ale piłkarzom Podbeskidzia, którym przez pierwsze pół godziny niewiele wychodziło, udało się zawiązać składną akcję lewą stroną. Świetną robotę wykonał przede wszystkim Robert Demjan, umiejętnie zastawiając się z piłką we własnym polu karnym. Słowak odegrał ją do niepilnowanego Damiana Chmiela, a ten strzelił swojego piątego gola w tym sezonie.
Wyrównanie pozwoliło nabrać wiatru w żagle „Góralom”, którzy w końcówce pierwszej połowy zdołali nawet zepchnąć rywali do obrony, ale w dogodnych sytuacjach fatalne pudła zaliczyli Górkiewicz i Demjan. Niewiele jednak brakowało, by Podbeskidzie nadziało się na któryś z kontrataków Śląska. Najwięcej kontrowersji wzbudziła sytuacja z 40. minuty gdy Dariusz Pietrasiak wślizgiem od tyłu na linii pola karnego zaatakował wychodzącego sam na sam z bramkarzem Roberta Picha. Sędzia po konsultacji przez słuchawkę z sędzią liniowym nie odgwizdał przewinienia, ale jak pokazały telewizyjne powtórki, powinien był to zrobić.
Od pierwszych minut drugiej połowy Podbeskidzie ruszyło odważnie do przodu, ale już pierwsza akcja gości zakończyła się kolejnym golem. Kapitalnym dośrodkowaniem na długi słupek z prawego skrzydła popisał się Lukas Droppa, a Flavio Paixao wygrał pojedynek główkowy z obrońcami rywali i z bliskiej odległości wpakował piłkę do siatki.
Wkrótce później powtórzył się scenariusz z pierwszej połowy – po wyjściu na prowadzenie Śląsk uspokoił grę, pozornie kontrolował wydarzenia na boisku, ale w niespodziewanym momencie dał sobie wbić wyrównującego gola. Znów nie popisali się obrońcy wrocławian, na czele z Mariuszem Pawełkiem, który pozwolił Krzysztofowi Chrapkowi na dojście do piłki w polu karnym. Napastnik Podbeskidzia z kilku metrów trafił do właściwie pustej bramki, wykorzystując podanie innego z rezerwowych, Bartosza Śpiączki.
W końcówce niespodziewanie to Podbeskidzie bardziej dążyło do strzelenia zwycięskiego gola. W szesnastce Śląska kilka razy mocno się zakotłowało, ale goście szczęśliwie wychodzili z opresji. Ostatecznie obie drużyny podzieliły się punktami, co zważywszy na dużą liczbę pod obiema bramki należy uznać za sprawiedliwy wynik.