REALne spojrzenie na futbol - dlatego szanuję porażkę w Madrycie [KOMENTARZ]
Jak Polska długa i szeroka tak błyskawicznie piłkarska społeczność podzieliła się na dwa obozy. Kibice "niedzielni", fanatycy, eksperci i dziennikarze - wszyscy zajęli miejsca do bitwy na argumenty, każdy po swojej stronie barykady. I tak po jednej dominują "wstyd, hańba, kompromitacja, klęska, dno, deklasacja", a po drugiej "szacunek, radość, nadzieja, może nawet duma". A wszystko po tym samym meczu, zakończonym wynikiem 1:5 w Madrycie. Dlaczego szanuję porażkę w Madrycie?
fot. AP Photo / Daniel Ochoa De Olza
1. Bo realnie patrzę na futbol
Jeśli ktoś przed meczem Legii na Santiago Bernabeu marzył choćby o remisie, powinien czym prędzej udać się do lekarza. I to raczej tego od nóg, bo na leczenie głowy jest już raczej za późno. Czas zdradzić wielki sekret - przegralibyśmy 10 kolejnych meczów z Realem. Serio. Przegralibyśmy też 50. Ba, pewnie i przy 100 próbach nawet raz nie udałoby nam się wygrać. Niektórzy nie potrafią zrozumieć, że Europa odjechała nam piłkarsko na odległość, której już nigdy nie dogonimy. Podczas gdy mocniejsze kraje w latach '80 mogły się rozwijać (również piłkarsko!), my marzyliśmy dopiero o codziennej normalności. Nasi najlepsi piłkarze nie wyjeżdżali do lepszych zagranicznych klubów, bo wyjechać się z Polski normalnie nie dało. Dopiero w końcówce lat '80 nieliczni zaczęli odchodzić, choćby z bardzo silnego wtedy Górnika. Większość zostawała jednak u nas, podnosiła poziom ligowy i mogła - jak wspomniany Górnik w 1988 - nawiązać walkę z Realem, przegrywając na Bernabeu 2:3 i w nagrodę odbierając... talony na maluchy.
Piłkarski świat odjechał i nie mieści mi się w głowie, jak można tego nie rozumieć. Zdradzę zatem jeszcze jeden wielki sekret - straconego dystansu już nie nadrobimy. Kiedy my wykonujemy krok do przodu w piłkarskim rozwoju, giganci skaczą na kilometr. W infrastrukturze, umowach sponsorskich, sprzedażach praw telewizyjnych, itd. Futbol oczywiście bywa romantyczny, dlatego w meczu o pietruszkę Wisła wygrała kiedyś z Barceloną, ale w przypadku poważnych meczów o stawkę z rywalami z absolutnego topu pozostaje nam z godnością wyjść na murawę i zostawić na niej zdrowie i serce, by później również z godnością móc zejść do szatni. Bez względu na wynik
2. Bo REALnie patrzę na futbol
Przy wyniku 1:5 moglibyśmy stosować przytoczoną na początku narrację "wstyd, hańba, kompromitacja, klęska, dno, deklasacja". Moglibyśmy porównać oba zespoły i rozsmarować Legię z góry do dołu, pozycja po pozycji. Tylko jaki to ma sens?
Wiecie dlaczego Czerwiński najzwyczajniej w świecie przegrał pojedynek indywidualny z Moratą i pozwolił mu dośrodkować na nos do Lucasa Vazqueza? Bo jest piłkarzem słabszym i gdyby wygrywał takie pojedynki z jednym z najlepszych napastników na świecie, to nie grałby w Legii, tylko w Juventusie albo Atletico Madryt. A dlaczego Guilherme nie wykreował dziesięciu sytuacji bramkowych? Bo gdyby był w stanie to zrobić w meczu z Realem, to dziś trenowałby z Suarezem, Messim i Neymarem w Barcelonie, a nie przy Łazienkowskiej z Kucharczykiem.
Chcę tymi porównaniami pokazać wam jedną bardzo istotną rzecz - w oczekiwaniach, a później porównaniach, trzeba zachować odpowiednią skalę. Ona jest tu kluczowa. Nie wymagajmy od Legii rzeczy niemożliwych. Zjechano ją mocno za 0:6 z BVB, bo położyła się na murawie, a mecz przegrała jeszcze w szatni. Z Realem podjęła natomiast walkę na miarę swoich możliwości i dlatego przez wielu jest dziś chwalona. Nie za porażkę 1:5, to oczywiste, ale właśnie za to, potrafiła odgryźć się i postawić gigantowi. Choćby przez 45 minut.
3. Bo oglądam mecze, a nie sprawdzam wyniki
1:5 brzmi okrutnie. Wywołuje śmiech i politowanie, ale tylko wtedy, gdy nie znamy otoczki. W trzecim punkcie zdradzę wam jeszcze jedną wielką tajemnicę: mecze trzeba oglądać, a nie śledzić wyniki na LiveScore. Można zremisować 1:1 z Dundalk i ośmieszyć się na cały kraj? Można. Ale można też przegrać 1:5 i zachować twarz. Kwestia skali. Półamatorzy z Irlandii to zupełnie inny rywal niż potężni giganci z Hiszpanii. I dlatego zupełnie odmienne mamy w tych dwóch wypadkach oczekiwania.
Skala – powtórzę jeszcze raz – jest tutaj kluczowa.
Różnice w piłce klubowej są ogromne i trzeba umieć przyłożyć do niech odpowiednią skalę. Między Realem a Legią nie ma różnic – jest niewyobrażalna przepaść. I oceniając spotkanie takich zespołów trzeba mieć REALną świadomość tej przepaści.
Zobacz także:
Wnioski po meczu Real – Legia: Świetny Ofoe, skuteczność do poprawy
Jacek Magiera: Żałuję, że nie otworzyliśmy wyniku. Mieliśmy okazje
Memy po meczu Real – Legia: Siara jest dumny! [GALERIA]
Zamieszki przed Real – Legia [WIDEO]
Jakub Rzeźniczak po meczu z Realem: Wynik? Pewnie wielu się z niego cieszy...
Zdjęcia z meczu Real Madryt – Legia Warszawa [GALERIA]
Młodzieżowa Liga Mistrzów. Legioniści postraszyli Real na jego terenie!