Real w finale Ligi Mistrzów! Wystarczył jeden gol z Manchesterem City [ZDJĘCIA]
Będzie hiszpański finał w Lidze Mistrzów! Real Madryt w rewanżu z Manchesterem City nie zachwycił, ale wygrał (1:0). Gola na wagę awansu strzelił Gareth Bale, nabijając po drodze interweniującego Fernando.
Real od początku był zdecydowanym faworytem w meczu z Manchesterem City. Fani "Królewskich" liczyli na to, że powracający do składu Cristiano Ronaldo szybko rozstrzygnie losy tego spotkania i zapewni madrytczykom awans do finału Ligi Mistrzów. Nikt jednak się nie spodziewał, że "Obywatele" zagrają aż tak słabo, a madrytczycy z czasem będą bliscy dostosowania się do tego poziomu. Być może wpływ na kiepską postawę przyjezdnych miała kontuzja Vincenta Kompany'ego. Kapitan Manchesteru City już w 10 minucie musiał opuścić boisko, co na pewno nieco skomplikowało zadanie trenerowi Manuelowi Pellegriniemu. − Kompany out! City straciło wyprowadzenie piłki, charyzmę i stały fragment. Dużo w takim meczu! − pisał na Twitterze Andrzej Twarowski.
Minęło ledwie 10 minut od zejścia Kompany'ego i Real już prowadził 1:0. Wszystko za sprawą Garetha Bale'a, który otrzymał świetne podanie od Daniego Carvajala i starał się podać piłkę do Jesego, ale w ostatniej chwili wmieszał się w to Fernando i piłka po rykoszecie od jego nogi wylądowała w samym okienku bramki Joe Harta. Później "Królewscy" jeszcze raz zdołali umieścić piłkę w siatce w pierwszej połowie, ale tym razem sędzia dopatrzył się spalonego przy strzale Pepego.
Czas mijał, a Manchester City zaczął sprawiać wrażenie, jakby już rozegrał dziś jeden półfinał Ligi Mistrzów. Podopieczni trenera Pellegriniego wyglądali na ociężałych, a szczególnie kiepsko prezentował się Yaya Toure. Reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej przypominał czołg z silnikiem Fiata 125p i według jednej z opinii szkoleniowiec City nie zdjął go z boiska tylko dlatego, że dojście do linii bocznej zajęłoby mu chyba z 15 minut. Zresztą, niemal wszyscy zawodnicy wyglądali wyjątkowo słabo i aż dziwne, że Real po pierwszej połowie prowadził tylko 1:0. − City to dziś wygląda tak, jakby ten półfinał to znalazło w chipsach − pisał na Twitterze Michał Jadczak. "Obywatele" mieli tak naprawdę tylko jedną akcję, po której Fernandinho trafił w słupek.
Press Focus/x-news
W drugiej połowie Real szybko stworzył sobie doskonałą okazję do podwyższenia wyniku. Po kapitalnym podaniu Bale'a w znakomitej sytuacji znalazł się Luka Modrić. Chorwat był sam na sam z bramkarzem, ale przyjął piłkę tak nieszczęśliwie, że nie mógł oddać czystego strzału i w efekcie skończyło się tylko na rzucie rożnym. Manchester wciąż nie odpowiadał, więc Real tworzył sobie kolejne sytuacje podbramkowe i po jednej z nich Bale trafił w spojenie słupka z poprzeczką, a po innej Cristiano Ronaldo wepchnął piłkę do siatki, znajdując się jednak na spalonym, co nie umknęło uwadze sędziego.
Skromne prowadzenie 1:0 nie gwarantowało "Królewskim" awansu do finału. Wystarczyła jedna akcja, żeby radość madrytczyków przeistoczyła się w żałobę, a smutek fanów ekipy z Manchesteru zmienił się w nieoczekiwaną euforię. Tylko jak tego dokonać, skoro goście bardzo rzadko przedostawali się pod pole karne rywali? Jeden strzał Sergio Aguero w końcówce spotkania, dodatkowo niecelny, to zdecydowanie za mało, by awansować do finału Ligi Mistrzów. Nie było innego wyjścia, wobec tak grającego Manchesteru City skromne 1:0 musiało wystarczyć. I tym sposobem w finale Ligi Mistrzów odbędą się derby Madrytu. Można jednak stawiać orzechy przeciwko dolarom, że pojedynek Realu z Atletico będzie stał na wyższym poziomie niż dzisiejsze spotkanie. Trzeba tylko uważać, żeby nie pomylić dolarów z bimbalionami petrodolarów, jakie zainwestowali szejkowie z ZEA w Manchester City. − Trzy lata Bimbaliony wydane na piłkarzy 2 celne strzały przez 180 minut Manuel Pellegrini − pisał na Twitterze Michał Szadkowski.