Real na szóstkę. Kompromitacja Schalke na Veltins-Arena (ZDJĘCIA)
Schalke doznało najwyższej w historii porażki u siebie w europejskich pucharach. Królewscy zmiażdżyli Niemców na ich terenie i w praktyce zapewnili sobie awans do 1/4 finału Ligi Mistrzów.
Pierwsza część królewskiego dwumeczu za nami. Królewskiego, bo z jednej strony królewsko-niebiescy z Gelsenkirchen, z drugiej Królewscy z Madrytu. Faworytem byli goście, choć wielbicieli statystyk i tak przed tym starciem przypominali, że Realowi gra na niemieckich stadionach, mówiąc eufemistycznie, nie leży. Tak czy inaczej, to „Los Blancos” podchodzili do tego spotkania jako zwycięzcy swojej grupy, zespół, który w bieżących rozgrywkach Ligi Mistrzów nie przegrał ani razu, zdobywając w fazie grupowej 16 punktów. Schalke z kolei zajęło drugą lokatę w swojej grupie Champions League, tuż za Chelsea, zbierając 10 „oczek”, dzięki trzem wygranym i remisowi.
Dzisiejsze spotkanie zaczęło się dosyć spokojnie. Typowe badanie terenu i wyczekiwanie na błąd rywala. Pierwszy strzał zobaczyliśmy około 10. minuty, kiedy Boateng głową skierował piłkę wprost w ręce Casillasa. Zawodnika gospodarzy pilnował świętujący 31. urodziny Pepe, który musiał uznać, że w tej sytuacji Howard Webb podyktuje rzut wolny dla Realu w ramach prezentu dla Portugalczyka. Uprzejmości jednak nie było. Po chwili mieliśmy już show tercetu BBC (zwłaszcza duetu BB) oraz obrońców gospodarzy. Defensorzy Schalke mieli problemy, czy to z ustawieniem pułapki ofsajdowej, czy z wygrywaniem pojedynków z piłkarzami Realu. Trochę jak kilku obrońców z Ekstraklasy w ostatni weekend. Z tą różnicą, że nasi ligowcy nie mierzyli się z Królewskimi. W 13. minucie Bale poradził sobie z przeciwnikiem, podał do Ronaldo, ten chciał piętką odegrać Walijczykowi w pole karne, ale piłka odbiła się od Santany i… trafiła pod nogi Benzemy, który udowodnił, że co jak co, ale w Lidze Mistrzów to on strzelać potrafi.
Minęło osiem minut i na tablicy widniał już wynik 0:2. Bale nagle zapragnął potańczyć (wcześniej otrzymując podanie od Benzemy), do zabawy zaprosił Kolasinaca i Santanę i tak zakręcił im w głowie, że nie bardzo wiedzieli, co się dzieje. Później już tylko uderzył na bramkę, kończąc tym samym swój popis. Postrzelać chciał naturalnie również Ronaldo. Najpierw ruszył prawym skrzydłem, oddał strzał, ale w poprawieniu dorobku bramkowego przeszkodził mu słupek. Później próbował drugą stroną, ale wtedy nie dał się pokonać Ralf Faehrmann. Zresztą bramkarz gospodarzy tuż przed przerwą ponownie wyszedł górą z pojedynku z CR7. W pierwszej połowie swojego drugiego gola w tym meczu mógł strzelić Benzema, ale Francuz nie dał rady trafić w światło bramki. Schalke miało właściwie jedną naprawdę groźną sytuację, tuż po pierwszej bramce dla Królewskich. Dośrodkowanie w pole karne Realu, obrońcy „Los Blancos” postanowili zadbać o rozgrzewkę Casillasa i nie przecięli tego zagrania, a Draxler z trzech metrów nie dał rady pokonać „Świętego Ikera” – obejrzeliśmy kapitalną interwencję golkipera z Madrytu.
Druga połowa miała być dopełnieniem przez Real wszelkich formalności. Schalke miało natomiast walczyć o jak najkorzystniejszy wynik. Ale nie powalczyli. Gospodarze wyglądali tak, jakby tylko wyczekiwali ostatniego gwizdka sędziego. A „Los Blancos” kontynuowali zabawę. I stało się to, co stać się musiało przy takiej grze królewsko-niebieskich, czyli Ronaldo strzelił bramkę. Portugalczyk poradził sobie z obrońcą rywali i huknął po dalszym słupku. Tym razem Faehrmann był bez szans. To była 52. minuta, pięć minut później drugą bramkę w tym spotkaniu strzelił Benzema. Francuz fenomenalnie pograł na jeden kontakt z Cristiano Ronaldo i ostatecznie wykończył akcję. Mija 12 minut i wszystkim na stadionie postanawia przypomnieć się Bale. Walijczyk dostał kapitalne podanie od Ramosa i spokojnie wpakował piłkę do siatki, strzelając tym samym swoją drugą bramkę w tym meczu. Jednak, jako że tercet BBC jest solidarny, to i Ronaldo musiał ustrzelić dublet. Piłkę na własnej połowie stracił Goretzka, na rzecz Isco. Po chwili futbolówka powędrowała do Benzemy, który zagrał w pole karne do CR7, a Portugalczyk bez większych problemów zdobył szóstą bramkę dla Realu. Gdy wydawało się, że to już koniec, kibicom Królewskich przypomniał się Huntelaar. Holender pięknym strzałem z woleja (asystował Fuchs) z linii pola karnego, pokonał Ikera Casillasa.
1:6 - tak to się ostatecznie skończyło. Real zmasakrował rywali, bo trudno inaczej nazwać to, co działo się na boisku. Zresztą, Królewscy mogli wywalczyć przed rewanżem jeszcze okazalszą zaliczkę. Trudno w tym momencie określić rewanż na Bernabeu inaczej, niż jako przypieczętowanie awansu przez piłkarzy z Madrytu.