Remis Messiego z Ronaldo w Gran Derbi. Real nie odrobił strat do Barcelony
To było bardzo wyrównane Gran Derbi, po którym każda ze stron może czuć niedosyt. To był mecz, w którym starli się Leo Messi i Cristiano Ronaldo, jakby chcieli w indywidualnym pojedynku rozstrzygnąć komu należy się Złota Piłka.
Gran Derbi na zdjęciach! Zobacz megagalerię!
Rozstrzygnięcia zabrakło, ale nie zabrakło emocji, choć tym razem obyło się bez czerwonych kartek i kontrowersji. Kibice Barcelony powiedzą wprawdzie, że w drugiej połowie sędzia skrzywdził ich klub, i to dwa razy.
Najpierw nie dyktując dla niej rzutu karnego za faul Pepe na Andrésie Inieście, a w samej końcówce nie pokazując drugiej żółtej kartki i nie wyrzucając z boiska Xabiego Alonso.
I nawet jeśli mają rację (powtórki nie rozstrzygnęły sprawy jednoznacznie), to i tak daleko tym sytuacjom do tego, co działo się w ubiegłych latach. Nikt nikogo nie obraził, nie wsadzał palców w oczy ani nie próbował łamać nóg. Na trybunach też obyło się bez większych ekscesów, choć sytuacja polityczna między Barceloną a Madrytem jest napięta do granic możliwości (Katalonia lada chwila ma ogłosić niepodległość).
Real mógł i powinien wygrać. I wygrałby, gdyby nie Karim Benzema. Trener José Mourinho postawił na Francuza kosztem Gonzalo Higuaína i z jednej strony - była to właściwa decyzja, bo to właśnie on asystował przy trafieniu Cristiano Ronaldo (Portugalczyk pokonał źle ustawionego Victora Valdésa płaskim strzałem lewą nogą). Z drugiej jednak - można się tylko zastanawiać, co by było, gdyby Benzemie nie zabrakło zimnej krwi minutę wcześniej, gdy będąc w idealnej sytuacji, trafił w słupek (a dobitka Ángela Di Marii minęła bramkę). Powinno być 2:0 dla gości. Mogło być nawet 3:0, bo kilka minut wcześniej minimalnie pomylił się po rzucie rożnym Sergio Ramos. Gdyby choć jeden z tych ciosów trafił w cel, osłabiona Barcelona już by się zapewne nie podniosła.
GRAN DERBI w Ekstraklasa.net »
Zamiast tego zrobiło się 1:1. A potem nawet 2:1. Trener Tito Vilanova przypominał przed meczem tonącego, który chwyta się brzytwy. Od wtorku, gdy w meczu Ligi Mistrzów z Benficą Lizbona kontuzji doznał Carles Puyol, trwały gorączkowe zabiegi sztabu medycznego mające na celu postawienie na nogi Gerarda Piqué. Spełzły one na niczym i trener musiał w efekcie zestawić środek defensywy w dość eksperymentalny sposób. Z Javierem Mascherano i Adriano, czyli nominalnym defensywnym pomocnikiem i nominalnym lewym... pomocnikiem. Obaj mają za sobą występy w obronie (Mascherano grywał ostatnio głównie jako stoper). O tym, jak wyglądała w niedzielę obrona Barcy, najlepiej świadczy jednak drugi gol dla Realu, przy którym obaj panowie zwyczajnie zaspali (fantastyczną asystą przy trafieniu Ronaldo popisał się dla odmiany Mesut Özil). Podobnie jak wprowadzony już w 27. minucie na boisko za kontuzjowanego Daniego Alvesa Martín Montoya.
Jeśli dodamy do tego mniej celnie niż zazwyczaj podającego Xaviego, nie w pełni sprawnego Iniestę (on również miał ostatnio problemy ze zdrowiem) i zagubionego Cesca Fabregasa, to nikogo nie powinno dziwić, że gra gospodarzy wyglądała tak, jak wyglądała. Na szczęście Vilanova miał jeszcze Lionela Messiego, a ten po raz kolejny udowodnił, że nie można go spuścić z oczu nawet na sekundę. Argentyńczyk najpierw wpakował z bliska piłkę do siatki po kiksie Pepe, a następnie perfekcyjnie wykonał rzut wolny.
A gdyby w samej końcówce lepiej przymierzyli Montoya (trafił w poprzeczkę) albo Pedro (obok słupka), Barcelona mogłaby się pokusić nawet o zwycięstwo. Tym bardziej że w drugiej połowie to ona przeważała. Z remisu też może być jednak zadowolona, bo nadal ma osiem punktów przewagi nad Realem.
W bilansie dotychczasowych 222 meczów minimalnie lepszy pozostaje Real (88 zwycięstw, o jedno mniej ma Barcelona). Był to 47 remis w meczach pomiędzy tymi zespołami.
Był to też pojedynek strzelecki pomiędzy Ronaldo a Messim. Dla tego drugiego był to już 22. mecz z Realem. Łącznie z niedzielnym spotkaniem zdobył w nich 17 goli i ma o jedno trafienie mniej od legendarnego Alfredo di Stefano. Portugalczyk natomiast ma na koncie osiem bramek.