menu

Raz na wozie, raz pod wozem. Jak upadały piłkarskie potęgi?

21 lutego 2015, 09:41 | Hubert Zdankiewicz / Polska The Times

Juventus - Borussia. Kiedyś to byłby hit Ligi Mistrzów. Dziś oba zespoły są jednak dalekie od czasów swojej świetności. Zwłaszcza ten z Dortmundu.

Juventus, choć po raz ostatni grał w finale Ligi Mistrzów ponad dekadę temu (w sezonie 2002/03 przegrał po rzutach karnych z AC Milan), a trzy lata później wylądował dyscyplinarnie w drugiej lidze (kara za czynny udział w tzw. Aferze Calciopoli), jest przynajmniej potęgą w Serie A. Dominuje w niej od trzech sezonów, problem w tym, że włoska ekstraklasa nie jest już najchętniej wybieraną przez piłkarzy ligą. Największe gwiazdy preferują angielską Premier League, niemiecką Bundesligę, hiszpańską Primera Division, a nawet francuską Lique 1 (w szczególności finansowane przez katarskich szejków Paris Saint-Germain).

Dużo bardziej skomplikowana jest jednak sytuacja Borussii. Trzy lata temu zespół Juergena Kloppa był potęgą na krajowym podwórku (mistrzostwo i Puchar Niemiec). Dwa lata temu Dortmundczycy grali w finale Ligi Mistrzów (porażka 1:2 z Bayernem Monachium po golu Arjena Robbena w 89. minucie), w drodze do niego pokonali m.in. Real Madryt.
Dziś Borussia jest cieniem tamtej drużyny, nie tylko dlatego, że nie grają w niej już Mario Goetze i Robert Lewandowski. W Lidze Mistrzów tragedii jeszcze nie było (awans z pierwszego miejsca w grupie, w której rywalizowała m.in. z Arsenalem). Za to w lidze - katastrofa. Zdziesiątkowany kontuzjami zespół skończył rundę jesienną na przedostatnim miejscu i wiosną walczy o utrzymanie. Smutne...

Choć tak naprawdę jednak ani Juventus, ani Borussia nie są ewenementem. W europejskiej piłce nie brakowało spektakularnych upadków. Jeden z najgłośniejszych to historia Olympique Marsylia - młodsi kibice mogą nie pamiętać, że ten zespół był kiedyś europejską potęgą. Bajecznie bogaty właściciel Bernard Tapie - biznesmen (odbudował potęgę Adidasa), polityk (protegowany prezydenta Francoisa Mitteranda) i producent telewizyjny - zbudował na południu Francji prawdziwy dream team. Jean-Pierre Papin, Eric Cantona, Abedi Pele, Didier Deschamps, Rudi Voeller, Chris Waddle, Alen Boksić to tylko niektóre gwiazdy, które trafiły na Stade Velodrome. Marsylczycy zdominowali w efekcie nie tylko krajowe rozgrywki. W sezonie 2002/03 wygrali również Ligę Mistrzów.

Wtedy właśnie okazało się, że gwiazdy gwiazdami, ale za sukcesami Olympique stała również ordynarna korupcja. I to na szeroką skalę, bo Puchar Europy mogło zdobyć już dwa lata wcześniej. Przegrało jednak po rzutach karnych z Crveną Zwezdą Belgrad, a gwiazdor "Czerwonej Gwiazdy", później AC Milan, Dejan Savicević ujawnił po latach, że oferowano im pół miliona marek za to, by podłożyli się rywalom.

Gwoździem do sportowej trumny Tapiego i Olympique okazała się znacznie mniejsza suma, bo 250 tysięcy franków. Tyle zaoferowano piłkarzom Valenciennes za "ostrożną grę" w meczu ligowym poprzedzającym wspomniany już finał LM z Milanem. Sprawa wydawała się prosta, bo rywale byli już pewni spadku do Lique 2, nie mieli więc nawet o co walczyć. Ci jednak unieśli się honorem i poszli do sądu. Podczas procesu wyszło na jaw, że dyrektor sportowy OM Jean Pierre Bernes wydał w sumie na podobne praktyki 7 mln franków.

Tapie trafił w efekcie do wiezienia. Olympique zostało pozbawione mistrzowskiego tytułu i zdegradowane do Ligue 2. Po roku wróciło, ale już bez gwiazd. Do dawnej świetności nie wróciło do dziś.

Podobnie, jak Leeds United. W tym przypadku nie było korupcji, tylko najzwyczajniej w świecie kogoś poniosła fantazja. Konkretnie prezesa klubu Petera Ridsdale'a, któremu zamarzyły się sukcesy w Europie. Prawie mu się to udało, bo złożony z takich piłkarzy, jak Rio Ferdinand, Ian Harte, David Batty, Harry Kewell. Mark Viduka i Alan Smith dotarła w sezonie 2000/01 do półfinału Ligi Mistrzów.

Przy okazji prezes wpędził jednak klub w ogromne długi (według ustaleń "Guardiana", przekroczyły 100 milionów funtów, później ta suma wzrosła do 127,5 mln). Wyprzedaż gwiazd nie pomogła, bo Leeds stoczyło się w przepaść. Dosłownie, bo w 2004 roku spadło do The Championship (druga liga), a trzy lata później nawet do League One (trzecia).

Do czwartej (za niepłacenie podatków) trafiło w 2012 roku szkockie Glasgow Rangers. Dziś gra w drugiej. A wracając do Leeds, to we wspomnianym już półfinale LM uległo Valencii - w tamtym czasie trzeciej sile w hiszpańskiej piłce. Dwa finały Ligi Mistrzów, dwa mistrzostwa kraju, Puchar UEFA - taki był dorobek "Nietoperzy" w latach 2000-2004.
Gdy jednak do Liverpoolu odszedł skonfliktowany z działaczami trener Rafael Benitez (jego poprzednika, Hectora Raula Cupera podkupił Inter Mediolan) wszystko rozpadło się jak domek z kart. Nie tylko pod względem sportowym - w 2009 roku Valencia została by zdegradowana do trzeciej ligi za długi, gdyby nie 74-milionowa pożyczka ze strony lokalnych władz. - Upadek był bliski - przyznał prezes klubu Manuel Llorente.

Polska The Times


Polecamy