menu

Raport Deloitte. Finansowa ekstraklasa Legią stoi, choć z transferów więcej wyciągnął Lech. Cieszy powrót Górnika

23 maja 2018, 15:24 | Maciej Badowski, Tomasz Biliński

Przychody klubów grających w Lotto Ekstraklasie w 2017 r. przekroczyły pół miliarda złotych - tak wynika z raportu firmy doradczej Deloitte „Piłkarska liga finansowa”. Mimo braku awansu do fazy grupowej europejskich pucharów, na czele rankingu siódmy raz z rzędu jest Legia Warszawa.

Legia została mistrzem Polski, Lech skończył sezon na trzecim miejscu.
Legia została mistrzem Polski, Lech skończył sezon na trzecim miejscu.
fot. Waldemar Wylegalski/Polska Press

Raport nie zagląda pod każdy kamień w ekstraklasie. Ranking oparto bowiem na wielkości przychodów pochodzących z dnia meczowego (sprzedaż biletów, w punktach gastronomicznych itd.), transmisji meczów, premii za udział w europejskich pucharach i działań komercyjnych (umowy sponsorskie, wynajem stadionu, sprzedaż gadżetów itd.). Ponadto Deloitte przygotowało klasyfikację dotyczącą przychodów z transferów. Wszystko w oparciu o dane przekazane przez kluby. Tylko Bruk-Bet Termalica Nieciecza wyłamała się ze stawki. Jej przychody oszacowali eksperci.

I tak największe w 2017 r. odnotowała Legia - 138 mln zł. To o 69 mln mniej niż w 2016 r. Główną przyczyną jest brak gry w europejskich pucharach w minionym sezonie. Mimo to mistrz Polski i tak zdystansował resztę stawki.

- Przyjemnie patrzy się na rankingi, w którym drugi zespół ma dwa razy mniej przychodów - przyznał członek zarządu stołecznego klubu Łukasz Sekuła. - Jednak wszystko dopiero przed nami. To europejskie puchary mają ogromny wpływ na przychody. Naszym celem minimum jest awans do fazy grupowej Ligi Europy.

Drugi w rankingu jest Lech Poznań, który odnotował wzrost wpływów do 66 mln zł (z 55 mln w 2016 r.). Różnica wynika głównie z gry w kwalifikacjach do Ligi Europy i walki o mistrzostwo Polski. Obie rzeczy miały wpływ na korzyść przychodów z tytułu transmisji oraz dnia meczowego. Inna sprawa, ile klub zapłaci kary za wybryki swoich pseudokibiców choćby w meczu z Legią w ostatniej kolejce. Następny rok może być jeszcze gorszy, bo stadion trzeciej drużyny rozgrywek będzie zamknięty dla kibiców przez pięć ligowych kolejek w nowym sezonie i trzy mecze w europejskich pucharach. Trzecie miejsce zajęła Lechia Gdańsk, która skończyła sezon na 13. miejscu, a przez chwilę w oczy zajrzało jej widmo spadku. Jej przychody to 40 mln zł.

- Takie rzeczy, jak w ostatnio w Poznaniu, nie powinny mieć miejsca - zaznaczył prezes Ekstraklasy S.A. Marcin Animucki. - Najważniejsze, żeby przychody miały wpływ na podnoszenie wartości sportowej. Jeżeli przez lata odbywały się olbrzymie inwestycje infrastruktury stadionowej, a także coraz częściej kluby inwestują w rozwój akademii, to czas, by działania przełożyły się na poziom zespołów. Wolę mówić o ich udziale w europejskich pucharach.

Łącznie przychody wszystkich klubów to 550 mln zł. A gdyby doliczyć do tej sumy wpływy z transferów zagranicznych, które Deloitte umieścił w raporcie po raz pierwszy, kwota wzrosłaby do 695,6 mln zł. W tej ostatniej klasyfikacji najlepszy jest Lech, który ze sprzedaży m.in. Dawida Kownackiego, Jana Bednarka czy Tomasza Kędziory otrzymał 56 mln zł. Legia - 34 mln, a Lechia - 22,7 mln.

- Przychody charakteryzuje trend wzrostowy - zwrócił uwagę Animucki. - Systematycznie rosną wpływy uzyskiwane na rynku krajowym i już pracujemy nad rozwiązaniami, które pozwolą lidze zwiększać przychody w kolejnych latach. Najważniejszym projektem będzie proces sprzedaży praw mediowych, który rusza w tym roku. Znajdujemy się w dobrej sytuacji rynkowej. Jest dużo konkurencja. Przygotowujemy się, by ligę pokazywać jak najlepiej, nie tylko w telewizorze, ale też w tablecie czy telefonie.

Biorąc pod uwagę przychody eksperci Deloitte porównują Lotto Ekstraklasę do lig szkockiej, austriackiej, szwedzkiej i duńskiej. Poza ostatnią przychody mają być niewiele większe. Największe różnice widać w kategorii przychodów komercyjnych.

Szefa Ekstraklasy S.A. nie martwi średnia frekwencja na stadionach, która wyniosła 9,4 tys. widzów na mecz. - To największa średnia na tle innych dyscyplin w Polsce. Co najmniej siedem klubów jest powyżej frekwencji. Choć oczywiście potencjał nie jest jeszcze w pełni wykorzystany. Ale to zmiany długofalowe. Szczególnie cieszy powrót i zapełnienie stadionu Górnika Zabrze - wyjaśnił.

Powodem do zadowolenia, mimo kiepskiego poziomu gry, jest optymalny poziom wynagrodzeń. Optymalny poziom wynagrodzeń w stosunku do przychodów to 60 proc. W przypadku klubów Ekstraklasy w 2017 r. średnia wyniosła 64 proc.

Prezes Lotto Ekstraklasy: Takie wydarzenia jak w Poznaniu nie powinny miejsca, ale mamy się z czego cieszyć