Raków Częstochowa - Śląsk Wrocław 1:0. Fatalna passa Śląska Wrocław trwa. Porażka z Rakowem w Bełchatowie
Śląsk Wrocław przegrał 0:1 z Rakowem Częstochowa na wyjeździe na zakończenie 12. kolejki PKO Ekstraklasy. Bramka na wagę trzech punktów dla Rakowa padła w 90 minucie, po strzale rezerwowego Piotra Malinowskiego. Śląsk przedłużył passę meczów bez zwycięstwa do ośmiu i wypadł poza górną ósemkę.
fot. FOT. Tomasz Hołod
Śląsk Wrocław z Rakowem Częstochowa mierzył się na Gieksa Arenie w Bełchatowie, bo to właśnie tam swoje spotkania ligowe rozgrywa tegoroczny beniaminek. Obiekt w Częstochowie nie spełnia bowiem wymogów licencyjnych i najwcześniej na wiosnę piłkarze Rakowa wrócą na własny obiekt.
Przed pierwszym gwizdkiem sędziego Łukasza Szczecha z Warszawy niełatwo było wskazać faworyta. Jeszcze miesiąc temu byłby nim Śląsk, ale seria siedmiu z rzędu meczów bez wygranej (w tym porażka w 1/32 finału Pucharu Polski z drugoligowym Widzewem Łódź) kazała być ostrożnym przy typowaniu zwycięzcy.
Raków, który początek sezonu miał kiepski, ostatnio wygrał z Pogonią w Szczecinie i udowodnił, że jest w stanie zaskoczyć.
Składem częstochowian zaskoczyć chciał trener przyjezdnych Vítězslav Lavička, który nie mógł skorzystać z pauzującego za kartki Wojciecha Golli. Jako że z poważnym urazem głowy zmaga się Piotr Celeban, jasnym stało się, że obok Israela Puerto zagra Mariusz Pawelec. Czeski trener rozważał także wystawienie na środku obrony Diego Živulicia, ale ostatecznie dla Chorwata także znalazło się miejsce w składzie. Živulić dość nieoczekiwanie wskoczył w miejsce sprowadzonego z Rakowa Jakuba Łabojki.
Co ważne, do składu po kontuzji wrócił kapitan drużyny Krzysztof Mączyński, a drobny uraz wykluczył udział Michała Chrapka.
Największym zaskoczeniem była jednak obsada ataku - nieskutecznego Erika Expósito zastąpił Filip Marković. Hiszpan usiadł na ławce rezerwowych, na której tym razem zabrakło Daniela Szczepana. Był za to 17-letni Piotr Samiec-Talar.
Mecz od początku układał się pod dyktando gospodarzy. Dłużej utrzymywali się przy piłce i szukali strzałów. Co prawda Matúš Putnocký tylko dwa razy musiał interweniować, ale to i tak o dwa razy więcej, aniżeli stojący po drugiej stronie Jakub Szumski.
Śląsk w ofensywie wyglądał blado i nie oddał ani jednego (!) strzału. Nie chodzi tu o strzały celne, tylko jakiekolwiek. Młody Kamil Piątkowski „schował do kieszeni” Przemysława Płachetę, Filip Marković biegał wszędzie, tylko nie w świetle bramki, a jakość dośrodkowań w wykonaniu gości wołała o pomstę do nieba. Efekt? Bezbramkowy remis do przerwy.
Druga połowa była ciekawsza, ale tylko z perspektywy kibiców gospodarzy. Raków dominował, a Śląsk stracił kolejnego stopera - w 70 min kontuzji nabawił się Puerto (źle nastąpił na murawę) i na środek obrony przesunięty został Dino Štiglec.
Raków nacierał, ale Śląsk ratowały parady Putnockiego. Od zejścia Puerto „Wojskowi” skupiali się na tym, by gola nie stracić. Ta sztuka się nie udała, bo po akcji przepełnionej kiksami i przypadkiem gola na wagę trzech punktów dla Rakowa w 90 minucie zdobył rezerwowy Piotr Malinowski.
Piłkarze Śląska mają czego żałować, bo gdyby wygrali mogliby nawet wskoczyć na podium, a tak są poza górną ósemką (9. miejsce). Posadzenie na ławce Erika Expósito na niewiele się zdało. WKS po prostu nie ma wartościowego napastnika, co w Bełchatowie było aż nadto widoczne.