Rafał Wisłocki, czyli prezes na trudne czasy. Wyprowadził na prostą Akademię Piłkarską, a teraz ratuje spółkę Wisły Kraków
– Mam dobrego kumpla w Szwajcarii, ważną osobę, która może Wiśle pomóc. Mam też osobę, którą poznałem dwa lata temu, a która też chce nas wesprzeć. I jest jeszcze jedna postać. Myślę więc, że jeszcze trzy ciekawe osoby mogą się objawić w kontekście pomocy Wiśle. Zobaczymy, czy to w ogóle będzie konieczne – zapowiada Rafał Wisłocki, czyli prezes Wisły Kraków na trudne czasy. Nam opowiadają o nim Piotr Truchlewski, Maciej Musiał, Goncalo Feio i - uwaga - Manuel Junco.
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Trafił do klubu jako stażysta, a w wieku 32 lat został prezesem. Brzmi jak bajka? Kariera Rafała Wisłockiego w Wiśle wcale taka bajkowa nie była, ale ostatnie tygodnie pokazały, że w tej historii wydarzyło się wiele sportowych „cudów”.
Kiedy jako młody trener trafiał do Akademii Wisły szkolić młodzież, nie mógł sobie nawet wyobrażać, że po latach wejdzie w rolę ratownika całej piłkarskiej „Białej Gwiazdy”. Sam piłką bawił się jako zawodnik w ekipach niższych lig, jak Glinik Gorlice czy Orkan Szczyrzyc. Dziś – chcąc, nie chcąc - został twarzą misji ocalenia jednego z najbardziej zasłużonych polskich klubów przed spadkiem do IV ligi. Wsparli go w tej misji dawni przyjaciele i zaskakujący sojusznicy. Co takiego sprawiło, że bieg wydarzeń wywindował na stanowisko prezesa Wisły SA i p.o. prezesa Towarzystwa Sportowego właśnie Wisłockiego? Człowieka, o którym do niedawna przeciętny kibic „Białej Gwiazdy” w ogóle nie słyszał?
- Rafał ma coś takiego w sobie, że potrafi swoją wizję przedstawić tak, by inni też w to uwierzyli – mówi o Wisłockim jego przyjaciel i współpracownik z Akademii Piotr Truchlewski. Doskonale pamięta on początek drogi, jaką przeszedł w Wiśle Wisłocki. Zaczęło się od finansowych tarapatów, w jakie wpadła Akademia Piłkarska „Białej Gwiazdy” w 2015 roku. Wisłocki był tam wtedy jednym z wielu szeregowych trenerów młodzieży.
[cyt color=#000000]Maciej Musiał: - Rafał Wisłocki w czasie pracy dla Akademii bardziej dbał o nią, niż o siebie. I bardziej żył życiem Akademii, niż życiem prywatnym.[/cyt]
- Było dużo obietnic, jak to będziemy funkcjonować. Domyślam się, że skoro mnie tyle obiecywano, to tak samo opowiadano też Rafałowi i innym trenerom – wspomina Truchlewski. A rzeczywistość była taka, że brakowało ludzi, pieniędzy, boisk. - Tam trenerzy miewali takie sytuacje, że byli sami na treningu z 30 chłopakami. Dostawali małe pieniądze, a mimo to i tak w Akademii był problem z finansami. W pewnym momencie okazało się, że czterech trenerów musi odejść. Po czym dostali propozycję dalszej pracy, ale za darmo.
Jak wspomina, Wisłocki zebrał wtedy ekipę trenerów i zaczął szukać rozwiązania: - Śmialiśmy się, że takim miejscem „rewolucyjnym” był wtedy Eden, taka knajpa niedaleko Wisły, gdzie Rafał spotykał się z trenerami i opracowywali plan działania. Wiślacy stołowali się tam jeszcze za czasów Macieja Skorży. Rafał z tymi pomysłami przedyskutowanymi w Edenie chodził do zarządu. I w końcu doszli do wniosku, że trzeba jednak pewnych poważnych zmian.
W efekcie pod koniec 2015 roku Wisłocki zastąpił Dariusza Gryźlaka na stanowisku dyrektora zarządzającego Akademii. Efekty przyszły szybko. - Mając na starcie 250 tysięcy zaległości na fakturach, w niecały rok byliśmy już w stanie wyjść „na zero” – zaznacza Truchlewski. - Szybko okazało się, że nie jest wcale niemożliwością nawiązywanie współpracy z różnymi firmami.
Wisłocki musiał uporządkować Akademię od samych podstaw, od detali. Na przykład ujednolicić stroje dla zawodników. – Wcześniej bywały takie sytuacje, że drużyny Akademii grały w starych trykotach Wisły z 2010 roku, z reklamą Tele-Foniki. W takiej koszulce lata temu Nourdin Boukhari strzelał bramkę w derbach – opisuje obrazowo Truchlewski. - Takie sprawy miały wpływ na wizerunek i postrzeganie Akademii.
Najważniejsze było zatrudnienie odpowiednich ludzi. Takich, którzy za niewielkie pieniądze mogliby podnieść Akademię na wyższy poziom. Nawiązano współpracę z grupą psychologów, a w pewnym momencie Wisłocki uparł się, że ściągnie z Portugalii trenera dla najstarszego rocznika Akademii – byłego pracownika Legii Warszawa Goncalo Feio.
- Mieszkaliśmy już z rodziną w Lizbonie – wspomina Feio. – I któregoś dnia Rafał zadzwonił do mnie, by mnie ściągnąć z powrotem do Polski. Nie tylko po to, bym został trenerem najstarszego rocznika, ale też po to, bym dzielił się wizją i metodami pracy z innymi trenerami Akademii.
Ciąg dalszy na następnej stronie
Nie znali się wcześniej osobiście. - Mnie o Rafale powiedział komentator Maciej Kruk – wspomina Feio. – Rafał rozmawiał z Maćkiem na mój temat i potem do mnie zadzwonił. Na początku byłem sceptyczny wobec tego pomysłu, ale Rafał był bardzo przekonujący. To dzięki niemu trafiłem do Wisły.
To motyw, który często przewija się w historiach o Wisłockim. Ma wielki dar przekonywania – podkreślają rozmówcy. Później w podobny sposób „złamał” opór Macieja Musiała, który też wcale nie widział się w roli dyrektora sportowego Akademii. - Na rozmowę w sprawie Akademii pojechałem z myślą, by posłuchać, pogadać i grzecznie odmówić. Tak to miało wyglądać. Ale po pierwszej rozmowie z Rafałem stwierdziłem, że jednak o tym pomyślę. Po drugiej stwierdziłem, że warto spróbować. Zupełnie zmieniłem nastawienie. Uznałem, że to projekt, który pozwoli mi się rozwijać – wspomina Musiał, dziś II trener w ŁKS Łódź.
Jest też inne słowo-klucz, które pada w każdej rozmowie o Wisłockim. Pracoholik. - Rafał jest pracoholikiem. On w praktyce mieszka na Wiśle. Bywa, że pracuje dzień i noc – potwierdza Feio. - Zawsze, gdy zgłaszałem, że moja drużyna czegoś potrzebuje, dokładał wszelkich starań, by nam to załatwić. Czy to boiska, sprzęt czy odżywki. Wiadomo, byliśmy ograniczeni finansami, ale Rafał robił wszystko, by sobie z tym radzić.
Wtóruje mu Musiał: - Wisłocki w czasie pracy dla Akademii bardziej dbał o nią, niż o siebie. I bardziej żył życiem Akademii, niż życiem prywatnym.
Bywało, że za życie prywatne musiało wystarczać oglądanie z Truchlewskim w kanciapie ich ulubionego serialu „Przyjaciele”. - Tak się złożyło, że obaj jesteśmy fanami tego serialu. Czasem rzucimy sobie odpowiednim cytatem. Ulubiony odcinek Rafała? Chyba ten, jak był pojedynek między chłopakami a dziewczynami o mieszkanie, gdzie Ross zadawał pytania, a reszta zgadywała – śmieje się Truchlewski.
[cyt color=#000000]Piotr Truchlewski: - W pewnym momencie Manuel Junco dążył do tego, by Wisłockiego zwolnić, ale „zapomniał” że Rafał podlegał wówczas pod TS, a nie pod Wisłę SA [/cyt]
Wisłockiemu Akademia dała możliwość podróżowania na staże do europejskich klubów. Zdobywał doświadczenie m.in. w Chorwacji, Francji czy Hiszpanii. - Nie jest tak, że wybiera sobie klub na zasadzie: jedziemy do Realu Madryt, bo skoro to Real, to muszą być w szkoleniu „kozakami”. Raczej wybierał np. PAOK Saloniki, bo jak i my trenują w kilku lokalizacjach, więc trzeba sprawdzić jak to funkcjonuje – wskazuje Truchlewski.
O piłce Wisłocki może gadać godzinami. - To pasjonat. Pracował w dużym stopniu społecznie, bo choć zarabiał na tym jakieś pieniądze, to nie takie, jakie by mu się należały z tytułu realnie wykonanej pracy – wspomina Musiał. – Czasem wychodzi z pracy o 20, a jak trzeba to i o 22 – wtóruje Truchlewski.
Przyznają, że gdy w Akademii bywało krucho z pieniędzmi, Wisłocki o swoje pensje troszczył się na końcu. Czyli dokładnie odwrotnie, niż ostatnio czynił poprzedni zarząd Wisły SA, z Marzeną Sarapatą na czele.
- Szczegółami finansowymi w Akademii się nie interesowałem. Były jednak czasem takie sytuacje, że mieliśmy dostać transzę pieniędzy z Wisły SA i nie dostawaliśmy jej na czas. W efekcie nie mogliśmy wypłacić w terminie pensji pracownikom i Rafał bardzo źle się z tym czuł. Widać było to po nim, to był dla niego trudny moment – wspomina Musiał. I dodaje: - Ta Akademia wymagała nakładu pracy i sił znacznie większej liczby ludzi, niż mogła być faktycznie tam zatrudniona. W tej sytuacji tak istotna była sumienność i pracowitość tych chłopaków. Dzięki temu, mimo trudnych warunków organizacyjnych, Akademia działa bardzo prężnie. Sam byłem zaskoczony tym, jak prężnie.
Kiedy jednak w Wiśle SA na stanowisko wiceprezesa, a potem dyrektora sportowego, zatrudniono Manuela Junco, pojawiły się tarcia między nim a Wisłockim. – W pewnym momencie Manuel dążył do tego, by Wisłockiego zwolnić, ale „zapomniał” że Rafał podlegał wówczas pod TS, a nie pod Wisłę SA – twierdzi Truchlewski.
Sam Wisłocki wspomina: - Na początku naszej współpracy z Manuelem wydawało się, że będzie OK. Były fajne slogany: będziemy sprowadzać chłopaków z różnych Akademii, będą spotkania trenerów ze sztabem pierwszego zespołu. A potem okazało się, że niewiele się udało zrealizować. Przy czym, Manuel może mieć na nasze relacje inne spojrzenie. Może uważać, że jemu się nie podobało to, co ja chciałem robić.
Kością niezgody miały stać się zaproszenia na zagraniczne testy dla zawodników Akademii, np. z Premier League. - Junco miał nam dać znać do określonego terminu, czy zgadza się na wyjazd jednego z zawodników na testy. Nie dał znać w ogóle. No i Rafał - w swoim i Akademii imieniu - wydał taką zgodę. Zrobiła się afera, że niby Wisła nie jest klubem "trzeciego świata", żeby puszczać zawodników na testy za granicę. To są bzdury, bo przecież na takie testy puszczają graczy Legia czy Lech – podkreśla Truchlewski.
Ciąg dalszy na następnej stronie
Dziś już na chłodno Wisłocki tłumaczy, że testy zagraniczne mogą być świetnym sposobem na przygotowanie młodego gracza do tego, co może go spotkać na dalszym etapie kariery. - Są fajnym sprawdzianem mentalności zawodnika, bo musi sobie poradzić w innym kraju. Chłopcy przekonują się dzięki takim wyjazdom, jak wiele pracy trzeba włożyć, by się odpowiednio rozwinąć – podkreśla. - Strategia klubu była inna, ja ją zaakceptowałem, ale czy to było dobre? Jest taki chłopak z rocznika 2000, który nie pojechał do Southampton na testy. I nie ma już tego gracza w Wiśle.
Junco po czasie nie chce już podgrzewać dawnych tarć. - Moim zdaniem nie chodzi o to, czy mieliśmy dobre relacje z Rafałem, czy też nie. Mocno poróżniliśmy się w kwestii testów. Moje stanowisko było takie, że zawodnicy Akademii powinni zostawać w klubie macierzystym, by uniknąć ryzyka, że będą „podebrani” przez zagraniczne kluby. Uważam jednak, że w pracy zawodowej takie różnice stanowisk się zdarzają. Po czasie człowiek też patrzy na pewne sytuacje inaczej – tonuje sprawę Hiszpan.
Przy czym Wisłocki dodaje, że to nie był jedyny powód chłodnych relacji z dyrektorem. - Nie zgadzałem się też z ówczesną polityką transferową Wisły opartą o sprowadzanie licznych zawodników z zagranicy. Ponad dwadzieścia razy trzeba było uprawniać zawodników do gry, płacić prowizje menedżerskie… - wylicza.
Dziś jednak realia się zmieniły i Wisłocki może liczyć na słowa wsparcia od Junco w swojej nowej misji – w roli ratownika całej Wisły Kraków. - Muszę podkreślić, że zarówno Rafał, jak i inne osoby, które teraz starają się pomóc klubowi wykonują niesamowitą robotę – wyznaje Junco. – Gratuluję im i podziwiam ich za to.
Problemy piłkarskiej Wisły były jak kula śniegowa, która miesiącami pęczniała, aż w końcu zmiotła wszystko na swojej drodze. A przede wszystkim poprzedni, skompromitowany zarząd, w tym prezeskę Wisły SA i TS Wisły Marzenę Sarapatę. Tuż przed odejściem z klubu Sarapata – jak się zdawało – zdążyła jeszcze wbić gwóźdź do trumny Wisły. Pogrążoną w finansowej zapaści „Białą Gwiazdę” oddano szwedzko-kambodżańskim pseudoinwestorom, którzy wpędzili ją w największy kryzys wizerunkowy w historii. Umowa z Vanną Ly i Matsem Hartlingiem mogła być ostatnim aktem dramatu klubu.
Z delegacją w Zurychu był również Wisłocki. Już jako członek zarządu TS, do którego wszedł w czerwcu ubiegłego roku. Zastrzega jednak, że od początku głośno wyrażał swoje negatywne zdanie o tym pomyśle.
- Ja ze swojej strony zrobiłem, co mogłem. Odpowiednio się przygotowywałem do spotkań w tej sprawie, dawałem pewne negatywne sygnały. O tym wszystkim, co do mnie docierało informowałem zarząd. Mieliśmy świadomość ryzyka – stwierdza.
[cyt color=#000000]Rafał Wisłocki: - Gdy parę dni po nominacji na stanowisko prezesa byłem w Warszawie i po wszystkich spotkaniach usiedliśmy wieczorem z Bogusiem Leśnodorskim, to mnie zapytał: „Rafał, a co będziesz robił, jak to wszystko się już szczęśliwie skończy? Jak wygramy?”[/cyt]
Cała Polska śledziła oczekiwanie Wisły na mityczny przelew od Vanny Ly, który nigdy nie dotarł na konto klubu. W międzyczasie sporo osób ze świata futbolu przykładało rękę do uwiarygodnienia pseudoinwestorów, czasem nieświadomie. Aktywny medialnie w tej sprawie był m.in. wspomniany już Maciej Kruk, który na bieżąco donosił o ich planach. Wreszcie okazało się, że żadnego szwedzko-kambodżańskiego ratunku dla Wisły nie będzie.
- Mam nadzieję, że kiedyś to wszystko zostanie wyjaśnione. Może po prostu Vanna Ly oszukał wszystkich tych ludzi? Adam Pietrowski miał dobre intencje, w jakiś sposób pewnie także Mats Hartling. Maciej też w pewien sposób zaufał tym ludziom, podobnie jak wiele innych osób – mówi dziś Wisłocki. - Teraz działamy w takim kierunku, by to całe zamieszanie, cały negatywny PR przekuć na pozytywny – podkreśla.
W sytuacji zapaści wizerunkowej i finansowej trudno było znaleźć chętnego do przejęcia sterów klubu. Żadna to frajda wchodzić na tonący okręt w roli kapitana. - Mało kto w takiej sytuacji zdecydowałby się na próbę wyciągnięcia Wisły z tarapatów – przyznaje Musiał. Ale Wisłocki się zgodził. I choć tkwił w wiślackim światku od dawna, jest postrzegany jako osoba, która nie pobrudziła sobie rąk tym, co niczym wirus zainfekowało w ostatnich czasach ten klub.
– Pamiętajmy, że Rafał w zarządzie TS był krótko. Nie zarządzał Wisłą, tylko Akademią. Trudno więc, by on miał „popaprane ręce” tym, co się działo poza nim. Jestem przekonany, że jest to postać zupełnie czysta w tym aspekcie. Współpracowałem z nim przez pewien czas i na tej podstawie mogę powiedzieć, że jest to człowiek uczciwy – wyznaje Musiał.
Nie kryje, że objęcie stanowiska prezesa Wisły to dla Rafała życiowe wyzwanie. Nawet jeśli ogłoszono to jako rozwiązanie tymczasowe. - Trzeba mu oddać, że jest bardzo odważny. Z drugiej strony, to dla niego też szansa, by pokazać, że jest człowiekiem zaradnym, który potrafi „dokonywać cudów”. Sam też może na tym sporo zyskać. Ale znając Rafała, dla niego najważniejsze jest to, żeby zyskała Wisła.
Ciąg dalszy na następnej stronie
W „dokonywaniu cudów”, zwłaszcza na polu batalii prawnej od początku roku wspierał Wisłockiego Bogusław Leśnodorski, były prezes Legii Warszawa. Ale nie tylko. Okazało się, że pożyczki w wysokości 4 mln złotych klubowi postanowili udzielić – obok Jakuba Błaszczykowskiego - dwaj znajomi Wisłockiego, w tym jeden bardzo bliski – kolega z rodzinnych stron, Jarosław Królewski. Dziś to innowator i szef firmy Synerise, ale dla Wisłockiego – kolega z gorlickiego boiska sprzed lat. Drugi z biznesmenów to Tomasz Jażdżyński, prezes Gremi Media. - Moja rola w tym wszystkim? Tyle, że z Jarkiem Królewskim znamy się od lat. Co do Tomka, to jego synowie trenowali w Akademii Wisły, więc stąd też się znamy. Ja po prostu spajam to w jakiś sposób – przekonuje skromnie Wisłocki. - Teraz ci ludzie już nawzajem się poznali. Spędzają ze sobą wiele godzin, dyskutują, kłócą się, a potem cieszą razem. W tym wszystkim jest wiele wspólnych emocji.
Tylko Leśnodorskiego – jak twierdzi – nie znał wcześniej osobiście. - Jak długo się znamy? Od dnia, gdy zostałem mianowany prezesem i pojechałem do Zakopanego, gdzie porozmawialiśmy – zapewnia Wisłocki. Od tego momentu sprawy nabrały ostrego przyspieszenia. - Pamiętajmy, że to wszystko się jeszcze nie skończyło. Czeka nas jeszcze rozmowa w stolicy o odwieszeniu licencji, praca nad budżetem – wylicza Wisłocki.
- Mam nadzieję, że tym ludziom uda się wyprowadzić Wisłę na prostą – podkreśla Manuel Junco. - Naprawdę, nie mam słów, jestem pod wrażeniem tego co robią.
[cyt color=#000000]Rafał Wisłocki: - Na razie zostajemy w tym układzie, przez co najmniej tydzień sytuacja się nie zmieni. Natomiast mamy świadomość, że będzie potrzebna osoba mająca dużo większe doświadczenie w kwestii zarządzania[/cyt]
Musiał przekonuje, że mimo braku doświadczenia na tak eksponowanym stanowisku, Wisłocki ma szansę odnieść sukces w swojej misji: - Zaletą Rafała jest to, że jest już zahartowany. Bo w Akademii naprawdę bywało ciężko. Oczywiście Wisła SA i Akademia to zupełnie inny rozmiar kapelusza, ale w jakimś stopniu jest do tego przygotowany. Choć teraz Rafała czekają dużo trudniejsze rozgrywki, niż do tej pory i dużo mocniejsi przeciwnicy.
Co ciekawe, Wisłocki cały czas podkreśla, że jego „prezesowanie” jest rozwiązaniem tymczasowym.
- Gdy parę dni po nominacji na stanowisko prezesa byłem w Warszawie i po wszystkich spotkaniach usiedliśmy wieczorem z Bogusiem Leśnodorskim, to mnie zapytał: „Rafał, a co będziesz robił, jak to wszystko się już szczęśliwie skończy? Jak wygramy?”. Odpowiedziałem: „Ja to bym raczej chętnie do Akademii wrócił i tak spokojnie popracował. Tak, żeby ta Akademia była taką, o jaką walczyliśmy”.
Kluczową rolę w operacji ratowania Wisły ma teraz odgrywać tercet Królewski – Jażdżyński - Błaszczykowski. Możliwe więc, że Wisłocki dość szybko z rolą prezesa się pożegna. - Na ten moment nie mam informacji od pożyczkodawców, żeby była jakaś zmiana w tej kwestii. Na razie zostajemy w tym układzie, przez co najmniej tydzień sytuacja się nie zmieni. Natomiast mamy świadomość, że będzie potrzebna osoba mająca dużo większe doświadczenie w kwestii zarządzania – zaznacza.
Tym bardziej, że celem na najbliższą przyszłość ma być znalezienie dla Wisły potężnego inwestora.
- Budżet, jakiego potrzebuje Wisła, to są bardzo duże pieniądze. To co te osoby robią teraz to doraźne, zaradcze działania, nakierowane na wyjście z totalnego kryzysu. I dopiero jak to się wyczyści, jak się zrobi trochę lepszy klimat wokół klubu, to będą chcieli znaleźć ludzi, którzy gotowi są zainwestować w Wisłę pieniądze „z głową” - tłumaczy Musiał.
Pytanie, czy dzięki swoim międzynarodowym znajomościom Wisłocki ma jeszcze w zanadrzu kolejnego asa z rękawie? Takiego, jakim stał się Królewski?
- Mam na pewno dobrego kumpla w Szwajcarii, ważną osobę, która może Wiśle pomóc. Jarek też go zna. Mam też osobę, którą poznałem dwa lata temu, a która też chce nam pomóc. I jeszcze jest jedna postać. Myślę więc, że jeszcze trzy ciekawe osoby mogą się pojawić w kontekście pomocy Wiśle – zdradza Wisłocki. - Zobaczymy, jak to wyjdzie, czy to w ogóle będzie konieczne.
Może więc jeszcze odpalić podobną „bombę”, jaką był Królewski. - Otrzymuję dużo telefonów od osób z całej Polski, które deklarują wsparcie dla tego projektu. Polska piłka może jeszcze zostać mocno zaskoczona.
A później? Naprawdę powrót do Akademii? Wisłocki lubi podkreślać, że trenerem się jest, a dyrektorem się tylko bywa. - Ja kocham być na boisku. Na razie muszę się spełniać w innej roli i staram się to robić jak najlepiej. Ale po tych ostatnich stażach zagranicznych też pojawiły się pewne opcje, nie tylko z Polski. Zobaczymy, co przyniesie los – zaznacza.
Musiał przyznaje, że o wyborze drogi i dylemacie: działacz czy trener rozmawiali z Wisłockim już rok temu. - Powiedziałem mu szczerze, że od kilku lat był bardziej zajęty organizacją pracy Akademii, niż pracą trenera. W pewnym momencie nie miał już swojej drużyny, tylko od czasu do czasu brał jakieś zastępstwo i wtedy wracał na boisko treningowe. Powiedziałem mu wtedy: przychodzi taki moment, kiedy musisz wybrać drogę. Odchodzisz trochę od trenerki i nie będzie ci łatwo wrócić. On argumentował, że samo tak to się potoczyło, że poświęcił się pracy organizacyjnej, ale chciałby pracować jako trener.
Truchlewski dodaje: - Może Rafał ma takie przeświadczenie, że nie skończył jeszcze swojej misji w Akademii? Chciałby pewnie oddać to komuś innemu wtedy, gdy to będzie projekt kompletny. Tak, by nie było obawy, że bez niego to wszystko się rozwali.
Justyna Krupa
Przeczytaj także:
Wisła Kraków. Jarosław Królewski. Łemko z Hańczowej na ratunek Wiśle. O swojej małej ojczyźnie też pamięta
Fundusz z Kuwejtu przejmie Wisłę Kraków?! Wraca temat kupna akcji "Białej Gwiazdy" przez arabskich inwestorów
"Bijemy karnetowy rekord Polski". Kibice Wisły rozkręcają akcję sprzedaży karnetów na piłkarskie mecze przy Reymonta w Krakowie
DZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
Prokuratura analizuje, czy wszcząć postępowanie w sprawie Wisły
"Rób przelew na 12 baniek, jak Vanna Ly" TELEDYSK
Wawel Kraków. To już 100 lat! Mocna drużyna była jeszcze niedawno ZDJĘCIA
Turecki: Chciałbym widzieć w Cracovii młodych Polaków
Ewa Bilan-Stoch, Anna Lewandowska, Anna Grejman i inne. One zachwycały na Balu Mistrzów Sportu ZDJĘCIA
Stadiony przedwojennego Krakowa. Były nawet jupitery! ZDJĘCIA
[reklama]