Co w Puszczy piszczy? Beniaminek z Niepołomic na półmetku historycznego sezonu
Mówią o sobie: „Nie jesteśmy potentatem, ale każdy otrzymuje, to na co się z nami umówił. Jesteśmy wiarygodni i rozsądni”. Puszcza Niepołomice – mały klub nieopodal Krakowa. Jeszcze 14 lat temu grający w A-Klasie. Do pierwszej ligi zawitał niespodziewanie i teraz staje na głowie, aby z niej nie spaść.
fot. Małgorzata Służałek
Puszcza Niepołomice w ubiegłym roku obchodziła jubileusz 90-lecia istnienia. Choć historia niepołomickiego klubu sięga czasów międzywojennych (rok powstania 1923), to jednak trudno opisać dzieje Puszczy jako piękne i obfite w piłkarskie sukcesy. Ciężka, ale dosyć szybka przeprawa na zaplecze ekstraklasy rozpoczęła się na dobre w sezonie 2007/2008, kiedy to niepołomiczanie po sześcioletnim pobycie w czwartej lidze awansowali do trzeciej. Tam spędzili tylko dwa sezony i opuścili ją na rzecz drugiej. Szybko piłkarze z Niepołomic przekonali się, że druga liga to nie zabawa, i gdyby nie wycofanie się z rozgrywek kilku zespołów, to „Żubry” z hukiem spadłyby z ligi.
Złośliwi powiedzą, że o utrzymaniu zdecydował „zielony stolik” a nie umiejętności piłkarskie. Niepołomiczanie nie przejmowali się negatywnymi głosami i wyciągnęli wnioski. Ten kluczowy moment w drodze Puszczy do pierwszej ligi przybliża mi dyrektor klubu Roman Koroza. - W pierwszym sezonie w drugiej lidze chcieliśmy się ratować ściągając zawodników z nazwiskami i to nie wypaliło. Doszliśmy do wniosku, że lepiej jest budować zespół na zawodnikach młodych, którzy chcą coś osiągnąć w sporcie. Zaczęliśmy dobierać piłkarzy z lig niższych: czwartej, trzeciej i teraz drugiej. Nastąpiła zmiana trenera, która też miała wpływ na wzrost naszej siły.
W kwietniu 2011 roku zatrudniony został Dariusz Wójtowicz, który dokończył pierwszy sezon Puszczy w drugiej lidze. Sportowo utrzymać nie dałby rady, ale już wtedy w drużynie z Niepołomic widać było poprawę. W kolejnym sezonie niespodziewanie zajęła trzecie miejsce do końca depcząc po piętach drugiemu Stomilowi, który wywalczył ostatecznie awans do pierwszej ligi. Kampania 2012/2013 była trzecim i jak dotąd ostatnim występem niepołomiczan w drugiej lidze. Ten sezon był specjalny dla ludzi związanych z podkrakowskim zespołem. W 2013 roku Puszcza Niepołomice świętowała 90-lecie klubu. Jeszcze przed rozpoczęciem sezon zuchwali mówili o ukoronowaniu jubileuszu awansem. Ci, bardziej sceptyczni zaczęli poważnie myśleć o końcowym sukcesie po pierwszej rundzie, kiedy to Puszcza była liderem rozgrywek. Ostatecznie po niesamowitej batalii z Wisłą Płock zajęła drugie miejsce, tym samym wywalczając historyczny awans na zaplecze ekstraklasy.
- Nie było takiego nacisku i presji na trenera oraz zawodników, że na 90-lecie musimy awansować. Nie... chcieliśmy po prostu spokojnie robić swoje i zobaczyć, co z tego wyjdzie - tłumaczy Koroza i wraca pamięcią do historycznego sezonu dla Puszczy: - Pomyśleliśmy wtedy, że jeśli będziemy grali tak jak w poprzednim sezonie, to powinniśmy awansować. I tak też się stało. Bez jakiegoś „napinania się” i robienia czegoś na siłę.
Pierwsza liga. Zderzenie z rzeczywistością
Po hucznym świętowaniu awansu przyszedł czas refleksji nad pierwszoligową przyszłością. Jak zrobić z klubu, który jeszcze niedawno mierzył się Wierną Małogoszcz czy Płomieniem Jerzmanowice solidnego pierwszoligowca przynajmniej w kwestii infrastruktury?
Decyzją Komisji ds. Licencji Klubowych PZPN niepołomicki klub dostał licencję na grę w pierwszej lidze, ale z nadzorem infrastrukturalnym. - Jeszcze czternaście lat temu był to klub A-klasowy. Teraz on cały czas pnie się do góry. Pozostała infrastruktura z tamtych czasów, która jest teraz modyfikowana. W kwietniu lub maju będziemy mieli piękną trybunę. Ta, która jest teraz będzie zburzona. Powiększona zostanie także tylna trybuna. Podobny los czeka budynki klubowe. Będziemy spełniać wymogi pierwszoligowe i będzie to na odpowiednim poziomie - zapewnia dyrektor po czym podkreśla: - W naszym przypadku poziom sportowy wyprzedza poziom infrastrukturalny. To nie było tak, że mieliśmy ogrom pieniędzy i zastanawialiśmy się jak awansować, tylko to kwestie sportowe wymusiły zmiany i ruchy infrastrukturalne.
Od zespołów występujących w pierwszej lidze wymaga się posiadania stadionu, którego minimalna liczba miejsc siedzących wynosi 2000. Stadion Miejski w Niepołomicach posiada jedynie 1000 miejsc. Klub skorzystał z widniejącej w podręczniku licencyjnym możliwości przystąpienia do sezonu ze zmniejszą liczbą miejsc do 1000, jednak tym samym obligując się do przebudowy obiektu. Dlatego też wspomniana przez Korozę nowa trybuna powstanie w miejscu starej (od ulicy Kusocińskiego) i zajmie całą długość boiska. Dzięki temu będzie mogła pomieścić 1050 miejsc siedzących - dwa razy więcej niż aktualna zadaszona trybuna. Oprócz tego powiększona zostanie trybuna odkryta, która znajduje się za bramką od strony parkingu dla autokarów i grup zorganizowanych (ulica Szkolna) i mieści 500 osób.
Po przebudowie będzie dostępna dla 1000 kibiców. Tym samym łączna liczba widzów, którzy będą mogli obejrzeć mecz Puszczy w następnym sezonie wyniesie ok. 2050. - Z pozostałym rzeczami już sobie poradziliśmy. Jednak oprócz trybuny powstanie jeszcze jeden budynek oraz zostanie dobudowane piętro do istniejącego już obiektu – tłumaczy Roman Koroza. I pewnym głosem dopowiada: - Jeśli chodzi o infrastrukturę będziemy spełniać wszystkie wymogi.
Sezon 2015/2016 przyniesie za sobą kolejne zmiany w wymogach licencyjnych dla klubów pierwszoligowych. Każdy uczestnik będzie musiał posiadać sztuczne oświetlenie. Oczywiście na ten moment niepołomicki klub takim rarytasem nie dysponuje. Zresztą podobnie jak prawie wszystkie małopolskie ekipy za wyjątkiem Sandecji Nowy Sącz. - Jeśli już budujemy trybunę, to także zrobimy zasilanie – zapewnia Koroza i od razu uprzedza nasze kolejne pytanie: - Przygotowujemy się aby spełnić wszystkie wymogi. Dlatego też zasilanie będzie montowane nie tylko ze względu na sztuczne oświetlanie, ale także pod podgrzewaną murawę – kontynuuje. Bo to właśnie system podgrzewania murawy będzie kolejnym wymogiem, który zacznie obowiązywać od sezonu licencyjnego 2016/2017.
W rozmowie z Romanem Korozą bardzo często pojawia się wątek burmistrza i miasta Niepołomice. Otóż okazuje się, że w przeciwieństwie do wielu klubów w Polsce, miasto nie szczędzi grosza na klub. Co więcej, ze słów dyrektora klubu można wywnioskować, że urząd miasta jest podporą Puszczy. Z tego względu, że stadion w Niepołomicach jest miejski, to rozbudowa obiektu należy do miasta. - Pan burmistrz zawsze wywiązuje się z obietnic i nie zdarzyło się jeszcze, żebyśmy byli rozczarowani efektami. Pomoc z urzędu miasta jest bardzo duża i dzięki niej sport w Niepołomicach się rozwija – mówi Koroza.
Wszystko powoli układa się w piękny obrazek. Historyczny awans na 90-lecie klubu, przyznanie licencji z nadzorem infrastrukturalnym, plany rozbudowy stadionu do... 2000 miejsc. I w tym momencie nasuwa się nam pytanie o kibiców. Pierwszy mecz w pierwszej lidze jako gospodarz Puszcza zagrała na stadionie Hutnika Kraków. Choć z Niepołomic na obiekt nowohuckiego klubu jest 20 kilometrów, to oglądających mecz było jedynie 150 osób. I mogę się założyć, że na tę statystykę popracowali mieszkający w pobliżu „Suchych Stawów” nowohucianie.
W Niepołomicach jest już lepiej. Średnia liczba widzów to 500. Jak nie pada i świeci słońce, to przyjdzie i 600 kibiców. Pierwszoligowy rekord frekwencji padł przy okazji meczu z Arką Gdynia (2:5). Na trybunach pojawiło się 900 osób. Można śmiało tę frekwencję uznać jako rekord wszech czasów w Niepołomicach. Tak czy owak, ładna liczba, ale... Wszystko pięknie wyglądałoby, gdyby nie to, że kolorystyka na stadionie bardziej przypominała mecz Arki z Cracovią niż z gospodarzem zawodów – Puszczą. I znowu na statystykę popracowali kibice z Krakowa. Dlatego też lepiej trzymać się wersji z frekwencją na poziomie 500-600 kibiców.
Po głębszym zastanowieniu nie dziwię się, że zainteresowanie meczami ekipy Wójtowicza nie jest zbyt duże. W końcu jeszcze 14 lat temu był to klub grający w A-Klasie. Dopiero ostatnio zaczął grać przyswajalną dla oka piłkę. Niepołomice to małe miasto bardzo blisko stolicy małopolski. Łatwo się domyślić, że przeważająca cześć niepołomiczan obejrzała więcej meczów Cracovii czy Wisły niż swojego lokalnego zespołu. Dyrektor klubu Roman Koroza nie boi się jednak, że trybuny będą świeciły pustkami, bo ma plan jak je zapełnić: - Nie jesteśmy klubem z bogatą przeszłością czy nawet ekstraklasową. Musimy zapełniać stadion młodzieżą, wychowankami. Gdy zaczynałem pracę jako dyrektor w Puszczy mieliśmy trzy grupy młodzieżowe. Teraz mamy około ośmiu. Na każdym meczu są rodzice i przede wszystkim dzieci, które wyprowadzają piłkarzy. Muszą nastąpić pewne ruchy organizacyjne związane ze szkoleniem młodzieży, która za parę lat zapełni ten stadion. W tym kierunku chcemy iść, poprzez takie stopniowe zapełnianie trybun swoimi wychowankami i ich rodzinami.
Jesień. Pierwsze kroki na zapleczu ekstraklasy
Jak na drużynę Dariusza Wójtowicza przystało początki nigdy nie były dobre. Podobnie było i tym razem. Niepołomiczanie w pierwszych meczach na zapleczu ekstraklasy wyglądali jak zagubione dzieci we mgle. Tragedii nie było, ale trzy porażki z rzędu dobrze nie wyglądały. - W tych pierwszych meczach uczyliśmy się jeszcze tej pierwszoligowej piłki. Na szczęście nie było ani chwili zwątpienia i zaczęliśmy później wygrywać, co przerodziło się w punkty – mówi kapitan Puszczy Łukasz Nowak. Historyczne zwycięstwo nadeszło w 4. kolejce ligowej. Puszcza pokonała na własnym stadionie Termalicę 2:0.
Czasem było gorzej, czasem lepiej. Porażki przeplatane remisami, wyjątkowo zwycięstwem. Sytuacja nie wyglądała najlepiej. Niepołomiczanie na dobre zadomowili się w strefie spadkowej i nic nie wskazywało na to, żeby się z niej mieli wydostać. Nawet na jednej z konferencji prasowych trener Wójtowicz stwierdził, że jeśli nie zdobędą w ostatnich meczach przynajmniej sześciu punktów, to mogą zapomnieć o utrzymaniu się w lidze.
Puszcza jednak przebudziła się i po bolesnej porażce u siebie 2:5 z Arką Gdynia nagle zaczęła zdobywać punkty. Ba, odniosła trzy zwycięstwa z rzędu. - Dla mnie oraz dla większości chłopaków był to pierwszy rok na takim poziomie. Myślę, że my też czujemy niedosyt. Każdy chciałby tych punktów więcej, ale nie jest to sytuacja, w której jesteśmy pogrzebani. Te trzy ostatnie mecze dały nam „powera” i oby tak dalej – kończy optymistycznie Nowak.
Można by powiedzieć, że Puszcza zakończyła rundę jesienną niepokonana, gdyby nie ostatnim mecz z GKS-em Bełchatów, który przegrała. Jednak było to spotkanie rozegrane awansem, a więc ukłony w stronę Niepołomic za zwycięski finisz. Liczbowi zapaleńcy szybko zliczyli punkty i okazało się, że „Żubry” przezimują jedną nogą w strefie spadkowej, ale drugą już sprawdzają bezpieczny teren.
- Generalnie można być z całej rundy zadowolonym. Pewnie niedosyt pozostaje, ale biorąc pod uwagę, że jesteśmy absolutnym beniaminkiem i mamy kadrę zawodników właściwie składających się z piłkarzy grających dotychczas na niższym poziomie, a więc nigdy na poziomie pierwszej ligi, to można powiedzieć, że ilość punktów jest przyzwoita. Mogło być oczywiście lepiej, ale trzy zwycięstwa w końcówce pokazały, że zespół nawet w tym zestawieniu personalnym wznosząc się na wyżyny swoich umiejętności jest w stanie wygrywać. Daliśmy sobie tym szansę na to, żeby w rundzie wiosennej nie być drużyną, która jest skazana z góry na spadek, tylko włączymy się do rywalizacji o utrzymanie – podsumowuje rundę trener Puszczy Niepołomice Dariusz Wójtowicz.
Wiosna. Duże nadzieje związane z rundą rewanżową
Niepołomiczanie przygotowywali się do rundy rewanżowej w Dębicy. Na obóz wyjechało 28 piłkarzy, którzy spędzili tam dziewięciodniowy okres przygotowawczy. - Ogólnie rzecz biorąc to wykonaliśmy w 100 procentach to, co sobie założyliśmy. Oczywiście biorąc pod uwagę możliwości klubu, to jednak chciałoby się, żeby wyjechać na takie dwa obozy. Najważniejsze jest jednak to, żeby przez ten cały okres przygotowawczy nie było dłuższych przerw zawodników spowodowanych kontuzjami, a zwłaszcza mięśniowymi. I na szczęście tego udało nam się uniknąć – mówi Wójtowicz.
Ogółem Puszcza rozegrała 12 sparingów. Aż cztery spotkania z zespołami z ekstraklasy m.in. z Wisłą (0:4). Pięć meczów zostało rozegranych z pierwszoligowymi rywalami. Natomiast trzy mecze z przeciwnikami z niższych lig. Bilans meczów kontrolnych to trzy zwycięstwa, dwa remisy i siedem porażek. - Oczywiście wyniki sparingów są najmniej istotne. Cieszę się, że zagraliśmy cztery mecze z ekstraklasą, bo to daje nam cenne doświadczenie i możliwość sprawdzenia się na tle teoretycznie lepszych piłkarzy – wyjaśnia trener.
Nie ma sensu doszukiwać się gwiazd w Puszczy, bo takich nie ma i nie będzie dopóki klub nie stanie się solidnym pierwszoligowcem z odpowiednim budżetem. Spośród młodych piłkarzy i wychowanków można jednak wyróżnić kilku piłkarzy z ciekawą przeszłością. Latem do drużyny dołączył obrońca Wallace Peres Benevente. 28-letni Brazylijczyk grał wcześniej przez dwa lata w Arce Gdynia, z której to właśnie trafił do Niepołomic. Karierę piłkarską zaczynał w brazylijskim klubie Botafogo FR. Zimą obronę wzmocnił wypożyczony z Cracovii Tomasz Wełna, który ma na koncie trzy występy w ekstraklasie jeszcze jako piłkarz Polonii Warszawa. W przerwie do Puszczy przyszli także ciekawi napastnicy. Jeden z nich to Jacek Magdziński, który miał okazję poznać trochę angielskiej i niemieckiej piłki grając w klubach, których nazw przytaczać nie ma żadnego sensu. Drugim nowo sprowadzonym napastnikiem jest były piłkarz Widzewa Łódź Wojciech Staroń, który jesienią zaliczył aż 8 meczów w najwyższej klasie rozgrywkowej w Polsce. Strzelił nawet bramkę Legii Warszawa... w przegranym 1:5 meczu 1. kolejki Ekstraklasy.
W przerwie zimowej Niepołomice opuściło czterech piłkarzy: Czychowski, Lewiński, Zontek i Rodin. Sporo nowych zawodników zawitało do drużyny. Jak na to reaguje „szatnia” Puszczy? - Mamy tak zgraną „szatnię”, że nie ma najmniejszych problemów z aklimatyzacją. Większość chłopaków jest młodych, nowi piłkarze to są nasi rówieśnicy. Na szczęście żadnych zgrzytów nie było, co nas bardzo cieszy, bo wiadomo, że problemy w szatni odbijają się często na grze zespołu – zdradza kapitan Puszczy.
Piłkarze jacy są tacy będą. Może mało znani, może mało medialni, ale za to skromni i waleczni. Z tą walecznością czasami przesadzają. Jak dotąd „Żubry” otrzymały 49 żółtych kartek i aż 8 czerwonych. Nawet po meczu ligowym w Chojnicach, telewizja Orange Sport okrzyknęła Puszczę i Chojniczankę jednymi z najbardziej brutalnych zespołów pierwszej ligi. - Trochę się śmiejemy, ale też jesteśmy zbulwersowani, że nas się tak odbiera. My raczej preferujemy futbol, jak ja to mówię, „na tak”. Gramy w piłkę mimo, że na początku przegrywaliśmy. Absolutnie nigdy nie mówię do zawodników, że przede wszystkim mają unieszkodliwić przeciwnika. Tylko, że mają grać w piłkę. Oczywiście te kartki wynikają z różnych powodów. Czasami z braku doświadczenia, mniejszych umiejętności. Było też kilka kartek z czystej głupoty, ale przecież wciąż wszyscy uczymy się wspólnie tej pierwszej ligi. Absolutnie jednak nie jesteśmy zespołem grającym brutalnie. Taka teza mijałaby się z rzeczywistością i prawdą.
W pierwszym meczu rundy wiosennej Puszcza zmierzyła się na wyjeździe z Chojniczanką Chojnice. Niepołomiczanie sprawili niespodziankę pokonując gospodarzy 2:0. Co ciekawe, w tym meczu od pierwszych minut zadebiutowali nowo pozyskani piłkarze: Wełna, Kotwica, Zaremba i Magdziński. Ten ostatni nie może zaliczyć tego debiutu do udanych. W 70. minucie spotkania został wyrzucony za splunięcie w kierunku rywala. - Nowo pozyskani zawodnicy mają parę kroków bliżej do składu niż reszta, bo po to ich się sprowadza. Ale oczywistą sprawą jest, że najpierw oni muszą sobie to miejsce w składzie wywalczyć. To, że zagrali od pierwszej minuty oznaczało jedynie, że musieli pokazać się z dobrej strony. I jak się okazało są wartościowi dla drużyny - wyjaśnia swoją decyzję trener. Na ławce rezerwowych znalazła się też trójka innych nowych piłkarzy: Kiełtyka, Wierzba i Staroń. Żaden z nich jednak nie dostał szansy na zaprezentowanie swoich umiejętności.
Zwycięstwo na początek to dobry prognostyk na całą rundę – podpuszczam trenera Puszczy, który jednak nie daje się sprowokować: - My patrzymy na to wszystko całkiem spokojnie i realnie. Oczywiście bardzo chcemy się utrzymać, ale nie patrzymy na to przez pryzmat czerwca, tylko najbliższego meczu. Chcemy wygrywać mecze i uważam, że jeśli będziemy dobrze grali, to będziemy robić postęp. A on już jest widoczny biorąc pod uwagę rundę jesienną, sparingi i ten wygrany mecz z Chojniczanką. Nie jesteśmy na straconej pozycji. W czerwcu okaże się czy zostaniemy w lidze.
Spór o Janika: „Nikt się nie spodziewał, że on taki numer wykręci”
Sebastian Janik był jednym z wyróżniających się piłkarzy Puszczy w rundzie jesiennej. Dobrą postawę udokumentował 18 występami i pięcioma zdobytymi bramkami. Powrót do formy Janika spowodował zainteresowanie się jego osobą przez kilka klubów. Między innymi w swoich szeregach widział go Ruch Chorzów. - Był sygnał, że ma propozycję z Ruchu Chorzów i w związku z tym była przeprowadzona rozmowa i ja pierwszy powiedziałem: „Okay, Sebastian. Chcesz iść do ekstraklasy? Uważam, że miałeś bardzo dobry sezon. Idź nie ma problemu” - wspomina Wójtowicz.
Czas jednak mijał, a konkretów w sprawie transferu nie było. Pod koniec lutego w mediach pojawiła się informacja o przejściu Janika do Ruchu Chorzów. Została ona potwierdzona przez oficjalną stronę internetową „Niebieskich”. Również Puszcza Niepołomice wydała komunikat w tej sprawie. Nie było to jednak potwierdzenie transferu, a informacja o zawieszeniu piłkarza przez prezesa niepołomickiego klubu Jarosława Pieprzycę.
- Janika obowiązuje kontrakt z Puszczą do 2015 roku. Cała sprawa nie rozbija się o to, że my jesteśmy klubem, który przytrzymuje młodych zawodników posiadających szansę rozwoju, tylko chodzi o sposób rozstania się. Dwa dni przed zamknięciem okna transferowego Sebastian wysłał nam pismo, że odchodzi. To jest trochę nie w porządku w stosunku do klubu – wyjaśnia całe zamieszanie dyrektor Koroza. I dodaje: - Proponowałem mu, aby wycofał się z tego i dograł do czerwca. Przeszedłby po sezonie bez żadnych problemów. Byłoby to wtedy normalne rozstanie się na zasadach partnerskich. Tak jak powinno być, bo jeżeli my się z czegoś wywiązujemy, to on też powinien.
W podobnym tonie wypowiedział się trener Puszczy Dariusz Wójtowicz: - W dalszym ciągu twierdzę, że popełnia duży błąd, ponieważ w najlepszym możliwym czasie, czyli na początku okresu przygotowawczego miał od klubu i ode mnie zielone światło na odejście. Mógłby się wtedy lepiej zaaklimatyzować w nowym klubie i dałby też nam szansę na pozyskanie piłkarza w jego miejsce. Inna sprawa, że mógł zostać jeszcze te trzy miesiące dograć, bo liga bardzo szybko się kończy. Wtedy tak samo miałby możliwość odejścia. Życie zweryfikuje jego decyzję, ale postąpił brzydko przede wszystkim w stosunku do swoich kolegów z zespołu, których zostawił z dnia na dzień, ale także do mnie i do klubu. Na dwa dni przed zamknięciem okienka transferowego nie przyszedł na trening. Nikt się nie spodziewał, że on taki numer wykręci. Postąpił nieładnie.
Jak będzie wyglądała sytuacja Sebastiana Janika, gdy okaże się, że jednak zostaje w Puszczy? - Nie chciałbym powiedzieć czegoś, z czego będę się musiał później wycofywać. Jednak szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie tego, ale nie tylko jeśli chodzi tu o moją osobę. Mniej boję się o szatnię, bo pewnie chłopcy chętnie by go przyjęli. Myślę, żeby mu przebaczyli, bo wywodzą się z szatni, są kolegami i oni troszkę inaczej na to patrzą. Natomiast zarząd klubu, również moja osoba, podchodzimy do tego trochę inaczej, ale życie przynosi różne scenariusze i niczego nie można do końca wykluczyć, jeśli by coś zaistniało – odpowiada na moje dociekliwe pytanie trener Puszczy.
Janik zaskoczył wszystkich. Nie tylko trenera, zarząd czy kibiców. Także swoich kolegów z boiska. Nikt niczego się nie domyślał. - Dla nas też to było zaskoczenie. Wiedzieliśmy wcześniej o zainteresowaniu Sebastianem, ale można by powiedzieć, że jego ostatnia decyzja spadła na nas trochę jak grom z nieba. Dla nas to na pewno osłabienie. No, ale cóż... przyszli nowi zawodnicy. Mam nadzieję, że godnie zastąpią tych, co odeszli – mówi kapitan zespołu Łukasz Nowak.
Spór o Janika miała najpierw rozstrzygnąć Komisja ds. Rozgrywek i Piłkarstwa Profesjonalnego PZPN, która jednak decyzji nie podjęła i przekazała sprawę do Krajowej Izby ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych. Od dyrektora Romana Korozy dowiadujemy się, że ostateczna decyzja ma zapaść 25 marca. Na razie jednak Janik o ekstraklasie może tylko pomarzyć.
I grali długo i szczęśliwie...
Taki pozytywny wniosek nasuwa się na koniec po rozmowach z dyrektorem Romanem Korozą, trenerem Dariuszem Wójtowiczem i kapitanem Łukaszem Nowakiem. Puszcza Niepołomice to niewątpliwie klub nie pasujący do realiów pierwszej ligi. Jednakże, zamiast płakać i rozkładać ręce władze klubu za wszelką cenę próbują zniwelować straty do innych ligowców. Być może dostali prezent od losu w postaci szczęśliwego utrzymania się w drugiej lidze. Ale najważniejsze jest to, że potrafią z takiego prezentu skorzystać. Warto podkreślić, że po historycznym awansie do pierwszej ligi działaczom nie odbiła woda sodowa. W Niepołomicach dobrze znają powiedzenie - „nie od razu Rzym zbudowano”. I konsekwentnie się go trzymają.
- Nie ma tu wybujałych ambicji i mocarstwowych planów. Są tu rozsądni ludzie, którzy realnie podchodzą do prowadzenia klubu i zarządzania finansami. Pomalutku, małymi krokami pniemy się do góry pod każdym względem. Czy to budowy stadionu czy sportowym. Gdzieś tam budujemy w ten sposób naszą markę. Komfort pracy jest, ale wiadomo, że gdy nie ma wyników, to jak w każdym klubie trzeba się zastanowić czy ta praca trenera jest właściwa. Na tę chwilę nie ma zagrożenia i ta praca jest w miarę poukładana. Życie pokaże, co przyniesie – potwierdza moje przemyślenia Dariusz Wójtowicz.
Ktoś czytając to, mógłby powiedzieć: - Ta Puszcza, to taką Borussią mogłaby być!
Coś w tym może jest. Bezpieczny model biznesowy, stawianie na młodzież. Hmm... kto wie, może za jakieś sto lat? Tak czy owak, na ten moment Puszcza z Borussią ma tylko jedną rzecz wspólną... sponsora - Oknoplast.