Punkty z Legią, albo strefa spadkowa już czeka na Arkę
Jeden z najbardziej ekscytujących dla kibiców Arki Gdynia meczów w kalendarzu rozgrywek, starcie z Legią Warszawa, obejrzy publiczność w sobotę o godz. 20.30 na stadionie miejskim przy ul. Olimpijskiej.
fot. Bartek Syta
„Wojskowi” ze stolicy to w ostatnich kilku latach zdecydowanie najmocniejsza marka spośród polskich klubów. Pięć razy na sześć możliwych prób, począwszy od 2012 roku, zdobywali mistrzostwo Polski, w tym trzy razy z rzędu od sezonu 2015/2016. W ciągu dziewięciu lat sięgali też siedem razy po Puchar Polski. Grali w Lidze Mistrzów wyrównane mecze z Realem Madryt, czy Borussią Dortmund, a Sporting Lizbona potrafili pokonać. To wszystko powoduje, że Legię postrzegać trzeba na krajowym podwórku jako prawdziwego hegemona, potentata, a jej wizyta nie tylko w Gdyni, ale także na każdym, innym stadionie w Polsce, budzi dodatkowy smaczek emocji.
Dla pogrążonej w potężnym kryzysie Arki tak silny rywal na obecnym etapie sezonu z pewnością nie jest na rękę. Jednak dla żółto-niebieskich żarty już się skończyły. Po czterech porażkach z rzędu, ośmiu spotkaniach bez zwycięstwa i zdobyciu w nich dwóch punktów na 24 możliwe, gdynianie nie mogą sobie pozwolić na dalsze porażki. Jeśli Legia jako piąty przeciwnik po przerwie zimowej ich jutro pokona, to przy mocno niepomyślnym scenariuszu na innych boiskach podopieczni trenera Zbigniewa Smółki już w poniedziałek wieczorem mogą wylądować w strefie spadkowej.
Optymizm przed sobotnim meczem kibice Arki mogą opierać jedynie na tym, że gdynianie nieco lepiej, niż to mieli ostatnio w zwyczaju, zagrali w ostatni weekend przeciwko Lechowi Poznań. Co prawda przegrali, ale dość pechowo, po jednej zaledwie przez 90 minut „wpadce” w obronie. Sami długo kontrolowali mecz, lecz nie potrafili z tego zrobić użytku.
- Jesteśmy wściekli - podsumował dosadnie przebieg starcia z Lechem Poznań Damian Zbozień. - Jest jednak pomyk nadziei, gdyż gra wyglądała dużo lepiej, niż w pierwszych spotkaniach w tym roku. Wierzymy, że już z Legią u siebie zaczniemy punktować, bo robi się nieciekawie.
Dobrze w Poznaniu spisali się też zmiennicy podstawowych, wykartkowanych akurat obrońców, czyli Adama Marciniaka oraz Luki Marica. Michael Olczyk na lewej flance prezentował wyższą dynamikę i lepszą technikę od kapitana Arki. Christian Maghoma, który zagrał w miejsce Chorwata, sprawiał z kolei graczom ofensywnym Lecha mnóstwo problemów. Trener Smółka otwarcie przyznał, że w kontekście wyjściowego składu, jaki desygnuje przeciwko Legii, występ dwójki wymienionych dał mu sporo do myślenia.
„Wojskowi”, prowadzeni przez ekscentrycznego szkoleniowca Ricardo Sá Pinto, są z pewnością faworytem spotkania, ale Arka nie jest bez szans. Legia finansowo jest poza zasięgiem innych klubów w Polsce, lecz sportowo już niekoniecznie. Portugalski zaciąg Sá Pinto tylko w ostatnich tygodniach przegrał z Cracovią i Lechem Poznań.
Adam Deja: Mogliśmy przegrać tylko po stałym fragmencie gry