Skromna wygrana Lecha z Zagłębiem. Lubinianie żegnają się z Pucharem Polski, Lech gra dalej [ZDJĘCIA]
W rewanżowym meczu 1/4 finału Pucharu Polski Lech przed własną publicznością pokonał Zagłębie Lubin 1:0. Dzięki wygranej także w pierwszym spotkaniu do półfinału rozgrywek awansowali podopieczni Jana Urbana.
Rozgrywany na Inea Stadionie pojedynek nie był porywającym widowiskiem. Oba zespoły od pierwszej minuty wyglądały tak, jakby niezależnie od wyniku chciały już go mieć za sobą. W związku z tym nielicznym kibicom, zgromadzonym na trybunach poznańskiego obiektu przyszło oglądać mizerne starcie, w którym błędów było co nie miara, a widowiskowych zagrań jak na lekarstwo.
Wpływ na taki stan rzeczy miały z pewnością decyzje personalne Jana Urbana. Szkoleniowiec gospodarzy od pierwszej minuty desygnował do gry m. in. Dariusza Formellę, Denisa Thomallę oraz Davida Holmana, którzy zazwyczaj pełnią rolę rezerwowych. W spotkaniu z Zagłębiem udowodnili, dlaczego zazwyczaj siedzą na ławce, podczas gdy po boisku biegają Szymon Pawłowski, Gergo Lovrencsics i Kasper Hamalainen. Wspomniana trójka przeprowadziła parę bardzo dobrze zapowiadających się akcji, które następnie kończyły się stratami lub dziwnymi nieporozumieniami. W pierwszej połowie zawodnicy Lecha zdołali oddać zaledwie jeden groźny strzał. W 31. minucie Thomalla posłał piłkę obok wychodzącego z bramki Martina Polacka, ale nie trafił do siatki.
Bierność Lecha, choć irytująca dla widzów, może być wytłumaczona wynikiem pierwszego spotkania. Wszak poznaniacy wygrali w Lubinie 1:0 i teraz do awansu wystarczył im remis. O ile to może być zrozumiałe, o tyle niemrawa postawa Zagłębia była zaskakująca. Podopieczni Piotra Stokowca zupełnie nie wyglądali na drużynę, która chce obronić straty z pierwszej połowy i walczyć o awans. Nie potrafili w żaden sposób stworzyć zagrożenia pod bramką Jasmina Buricia i nie wyglądali, jakby mocno im na to zależało.
Po przerwie stan rzeczy nie uległ diametralnej zmianie. Zagłębie trochę bardziej próbowało zaatakować, jednakże wciąż raziło nieporadnością pod bramką rywala. Tak było w okolicy 55. minuty, gdy goście nie wykorzystali dwóch prezentów od Paulusa Arajuuriego. Fin najpierw wyłożył piłkę Damianowi Zbozieniowi, a chwilę później dał się ograć Michalowi Papadopulosowi. W obu przypadkach skończyło się dokładnie tak samo – lubinianie oddali bardzo lekkie strzały, a piłkę spokojnie łapał Burić.
Efektów nie przyniosły również zmiany, dokonane przez obu szkoleniowców. Jan Urban posłał do boju Kaspera Hamalainena i Gergo Lovrencsicsa, w Zagłębiu na murawę weszli Filip Jagiełło, Krzysztof Janus i Jan Vlasko. Ten drugi w 85. minucie postraszył poznaniaków niecelnym strzałem, ale patrząc bardziej przekrojowo na grę rezerwowych, to ciężko zauważyć, by wnieśli do gry swoich zespołów nową jakość. Bardziej dostosowali się do poziomu tych, którzy byli już na boisku.
Efekt dało dopiero wejście Szymona Pawłowskiego w 90. minucie gry. Właśnie ten zawodnik tuż przed ostatnim gwizdkiem sędziego wykorzystał kontratak zespołu Lecha i umieścił piłkę w siatce. Tym samym dał poznaniakom zwycięstwo 1:0 i przypieczętował awans do kolejnej rundy. Poznaniacy są zatem trzecim obok Legii Warszawa i Zagłębia Sosnowiec półfinalistą Pucharu Polski. Czwartego wyłoni rozgrywany za miesiąc pojedynek Zawiszy Bydgoszcz ze Śląskiem Wrocław.