Górnicy pomogli Góralom wyeliminować się z Pucharu Polski
W meczu 1/8 finału Pucharu Polski Podbeskidzie Bielsko-Biała pokonało Górnika Zabrze 4:2. Gospodarze strzelili w tym spotkaniu dwa gole samobójcze i pomogli "Góralom" wyeliminować się z rozgrywek.
Obaj trenerzy postanowili nieco namieszać w wyjściowych jedenastkach swoich zespołów. Szansę gry od pierwszej minuty otrzymali zawodnicy rzadko lub w ogóle nie pojawiający się na murawie w Ekstraklasie – w Podbeskidziu na przykład Horoszkiewicz, Lenartowski czy Cisse, natomiast w Górniku byli to między innymi Gwaze, Małkowski, Cerimagić, Plizga, a także debiutujący w Górniku zdolny młodzieżowiec Kuchta.
Od początku meczu można było gołym okiem zauważyć, że nie są to najmocniejsze jedenastki obu drużyn. W ich grze sporo było przypadku i niedokładności. Jako pierwszy dał sygnał do ataku już w czterdziestej sekundzie Chmiel, który uderzał zza pola karnego niecelnie, pół metra obok słupka. Kibice przy Roosevelta nie musieli długo czekać na pierwsze trafienie w tym spotkaniu. W 7. minucie gości na prowadzenie wyprowadził Horoszkiewicz – obrońca „Górali” dostał przytomne podanie od Koniecznego w zamieszaniu podbramkowym, zgubił kryjącego go Gwaze i technicznie uderzył obok bezradnego Kuchty. Piłka odbiła się jeszcze od słupka i wpadła do siatki gospodarzy.
„Górnicy” sprawiali wrażenie zaspanych i otumanionych w pierwszym kwadransie i to Podbeskidzie prezentowało się znacznie lepiej. W 17. minucie pierwszą groźną akcję Górnika od razu na gola zamienił Cerimagić. Bośniak był jej architektem od początku – z prawego skrzydła zszedł z piłką do środka, zagrał do lewej strony skąd dośrodkował Małkowski wprost na głowę Gwaze. Piłkarz rodem z Zimbabwe czujnie zgrał futbolówkę w okolice jedenastego metra do Cerimagicia, który bez zastanowienia uderzył z woleja. Strzał nie był atomowy, ale na tyle precyzyjny, że Zajac nie zdążył z interwencją. Od tego momentu obraz gry nieco się zmienł, gospodarze ocknęli się i zaczęli częściej atakować, natomiast zaskoczeni stratą gola „Górale” trochę się cofnęli.
Nie trwało to jednak długo. Nim minęła trzydziesta minuta meczu, obie drużyny wyprowadziły po jednym ciosie, który mógł im dać prowadzenie. Najpierw po świetnej akcji dwójkowej z Pazio uderzał z dziesięciu metrów Patejuk, ale dobrze obronił Kuchta. W odpowiedzi ładnie z dystansu przymierzył Danch, jednak był na posterunku Zajac i wybił piłkę na rzut rożny. Naprawdę sporo działo się dziś przy Roosevelta. W 33. minucie drugiego gola mogli strzelić goście – do rzutu wolnego z 18 metrów podszedł Patejuk, uderzył technicznie, trafił jednak w poprzeczkę, a dobitka Stano była niecelna.
Podbeskidzie w końcu jednak dopięło swego. W 38. minucie długi przerzut od obrońcy dotarł na prawe skrzydło, gdzie pojedynek główkowy wygrał Górkiewicz i zgrał piłkę w kierunku Chmiela. Niewytłumaczalny błąd popełnili Augustyn i Magiera, pozwalając futbolówce dotrzeć do adresata podania. Znajdujący się w sytuacji sam na sam Chmiel próbował jeszcze dogrywać do lepiej ustawionego Cisse, jednak wcześniej do piłki doszedł próbujący jeszcze ofiarnie interweniować Mańka, ale pogorszył tylko sprawę i sam wbił ją do siatki.
I właśnie z wynikiem 2:1 schodzili na przerwę piłkarze Leszka Ojrzyńskiego. Bez wątpienia to goście sprawiali lepsze wrażenie, ich akcje były ciekawsze i groźniejsze, a także zwyczajnie było ich więcej. Górnik zagrał dobrze tylko przez drugie piętnaście minut, ale przez większość czasu zawodnicy Dankowskiego i Warzychy przegrywali fizyczne pojedynki z rywalami. Gospodarze nie potrafili narzucić swojego stylu gry, zawodzili Łuczak i Plizga, a niespodziewanie błędy w defensywie zaczął popełniać Augustyn. „Górnicy” musieli zmienić sporo w swojej grze, aby odwrócić losy tego meczu.
Od początku drugiej połowy stało się jasne, że największym rywalem obu drużyn będzie… mgła, która spowiła całą murawę i utrudniała widoczność kibicom i piłkarzom. Z perspektywy trybun nie było widać przeciwległych narożników boiska. Automatycznie Przy Roosevelta działo się znacznie mniej, niż w pierwszej odsłonie tego spotkania. Na boisku dominował chaos i przypadek, piłka przebywała częściej w powietrzu niż na ziemi i żadna z drużyn nie potrafiła stworzyć jakiejkolwiek sytuacji podbramkowej.
Aż do 66. minuty. Szybka akcja „Górali” pozwoliła im wyjść na dwubramkowe prowadzenie. Kapitalnym prostopadłym podaniem popisał się Stano, świetnie w tempo wyszedł Korzym i w sytuacji sam na sam z Kuchtą bez problemu trafił do siatki. Warto zauważyć, że linię spalonego o dobre dwa metry złamał w tej akcji Magiera, który był dziś najsłabszym zawodnikiem na boisku. Popełniał katastrofalne błędy, podawał do przeciwników… A w 70. minucie strzelił bramkę samobójczą. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłkę na piątym metrze próbował wyekspediować lewą nogą właśnie Magiera, ale nie trafił w nią, odbiła się od jego prawego uda i wpadła do siatki. Nie tak swój debiut w bramce wyobrażał sobie zapewne Kuchta.
W 78. minucie padła szósta bramka w tym meczu. Miało to miejsce jednak po kuriozalnym błędzie arbitra, który dopatrzył się zagrania ręką we własnym polu karnym Horoszkiewicza. Powtórki telewizyjne wykazały, że obrońca Podbeskidzia odbił piłkę… głową. W każdym razie Magiera odkupił częściowo swoje winy, strzelając gola z karnego. Blisko udanej interwencji był Zajac, który wyczuł intencje strzelca, jednak futbolówka przełamała jego ręce i zatrzepotała w siatce. „Trójkolorowi” wciąż byli jednak bardzo daleko od doprowadzenia do dogrywki.
Dogrywki, która po prostu im się nie należała. Podbeskidzie było dziś lepsze i przede wszystkim, skuteczniejsze. Katastrofalne błędy defensywy z Zabrza musiały zostać wykorzystane. Bez wątpienia kryzys dosięgnął ekipę Górnika, bowiem to kolejna porażka z rzędu zawodników Dankowskiego. Podbeskidzie natomiast miało łatwiejszą przeprawę, niż mogło się spodziewać i przechodzi do fazy ćwierćfinałowej Pucharu Polski.