menu

Echa półfinału Totolotek Pucharu Polski. Miedź "pomogła" Mamrotowi utrzymać posadę

10 kwietnia 2019, 19:16 | Rafał Hydzik

W pierwszym półfinale Totolotek Pucharu Polski Jagiellonia Białystok wygrała z Miedzią Legnica 2:1. Tym samym podopieczni Ireneusza Mamrota zameldują się w maju w finale na PGE Narodowym.

2019-04-09 bialystok jagiellonia miedz legnica polfinal puchar polski fot. wojciech wojtkielewicz/kurier poranny gazeta wspolczesna / polska press
2019-04-09 bialystok jagiellonia miedz legnica polfinal puchar polski fot. wojciech wojtkielewicz/kurier poranny gazeta wspolczesna / polska press
fot. Wojciech Wojtkielewicz

Choć obie drużyny niewątpliwie wyszły na boisko po to, żeby zapewnić sobie awans do finału, to Jagiellonia wygrać musiała, a Miedź mogła. Od kilku kolejek sytuacja w Białymstoku bynajmniej nie napawała optymizmem, a Ireneusz Mamrot ze swojej beczki prochu właściwie nie schodził.

Dwa gole Tarasa Romanczuka pomogły Jagiellonii zrealizować swój plan minimum na to spotkanie. Piękne trafienie Petteriego Forsella z rzutu wolnego nie wprowadziło Miedzi nawet do dogrywki, której rozegranie w 90. minucie wydawało się nieuniknione.

Drugie z trafień kapitana Jagielonii padło w ostatniej minucie meczu, czyli - jak określono w białostockim radiu - w tzw. „Mamrot time”. Reprezentant Polski wyskoczył do piłki bitej z rzutu rożnego przez Guilherme, pokonując w powietrzu Artura Pikka. - Dobrze się stało, że mamy wyższy zespół i biliśmy bardzo dobrze rzuty wolne - mówił dziennikarzom po meczu Romanczuk. - Myślę, że brawa należą się całej drużynie, która grała do końca i po bramce na 1:0 mogła podwyższyć prowadzenie. Graliśmy do końca i kolejny raz pokazaliśmy, że możemy strzelić bramkę w ostatnich minutach meczu - dodał.

Mimo rozczarowującego wyniku Dominik Nowak nie mógł być niezadowolony z postawy swoich piłkarzy. „Miedzianka” na zakończenie swojej kampanii w pucharze zaprezentowała się z bardzo dobrej strony. Jak zauważył jednak sam Nowak - o finale decyduje jeden mecz. - Emocje u nas były i to duże. Liczyliśmy na więcej i chcieliśmy odnieść korzystny rezultat, mimo że graliśmy na wyjeździe. Pragnęliśmy zwycięstwa i znaleźć się w maju w Warszawie, ale tak się jednak nie stało. Wielka szkoda, bo dla wielu moich podopiecznych byłoby to spełnienie marzeń. Do tej pory nie rywalizowali o trofeum. Udział w tych rozgrywkach to była nie tylko wielka przygoda, ale także cenne doświadczenie. Teraz pozostaje nam koncentracja na meczach ligowych i walka o utrzymanie - zakończył szkoleniowiec Miedzi.

Jagiellonia wstrzymuje się z wyrokiem na trenerze

- Na pewno jesteśmy bardzo szczęśliwi, bo od pierwszego meczu mówiłem, że naszym celem jest finał Pucharu Polski - powiedział po meczu Ireneusz Mamrot, w zgoła odmiennym nastroju do swojego przeciwnika. - Oczywiście nie pojedziemy do Warszawy na wycieczkę, będziemy chcieli zagrać o zwycięstwo. Wiemy, jakie znaczenie ma Puchar Polski dla kibiców w Białymstoku ale też dla nas samych, nie każdemu jest dane zagrać albo poprowadzić zespół na Narodowym. Dziś z kolei przyszło bardzo dużo kibiców i cieszę się, że ich nie zawiedliśmy - dodał trener białostoczan.

W ubiegłym tygodniu na stronie TVP Sport ukazała się infografika przedstawiająca procentowe szanse szkoleniowców LOTTO Ekstraklasy na pozostanie na swoich stanowiskach w przyszłym sezonie. Całą klasyfikację zamknął właśnie Mamrot (4 proc.), którego głowa miała spaść jeszcze szybciej niż chociażby tymczasowego trenera Arki Gdynia, Grzegorza Witta.

Jedna jaskółka wiosny nie czyni, jednak wywalczony finał z pewnością umocnił pozycję byłego trenera m.in. Chrobrego Głogów w podlaskim klubie. W trakcie meczu z trybun było wyraźnie słychać poparcie dla niego.

Finał Totolotek Pucharu Polski odbędzie się tradycyjnie drugiego dnia maja na PGE Narodowym. Rywalem Jagiellonii będzie zwycięzca meczu Rakowa Częstochowa z Lechią Gdańsk.