Puchar Polski: Rezerwowi odmienili grę Legii w Łęcznej, "Sagan" uratował eksperyment Berga
Dopiero wejście rezerwowych odmieniło grę Legii Warszawa w wyjazdowym meczu z Górnikiem Łęczna. W pierwszej odsłonie gospodarze mocno postraszyli Wojskowych, którzy jednak po przerwie zadali im dwa ciosy.
Zobacz więcej zdjęć z meczu Górnik Łęczna - Legia!
Środowe mecze 1/16 finału Pucharu Polski zakończyło spotkanie w Łęcznej. Lokalny Górnik podejmował u siebie Legię Warszawa. A właściwie jej drugi skład. Znany z miłości do rotacji Henning Berg, wiedząc o nadchodzących meczach ekstraklasy i Ligi Europy, dzisiaj postanowił zaszaleć. Do boju od pierwszego gwizdka wpuścił aż trzech zawodników z rocznika 1996 i 1997: Roberta Bartczaka, Adama Ryczkowskiego i Rafała Makowskiego, przybyłego z Fluminense Pablo Dyego i powracającego z wypożyczenia do Wigier Suwałki, Michała Kopczyńskiego. Średnią wieku drużyny podwyższał obserwowany ostatnio na ławce, Marek Saganowski. Również Jurij Szatałow zdecydował się na dokonanie paru korekt. Przede wszystkim wreszcie zdecydował się dać szansę 19-letniemu Janowi Bednarkowi, a w pierwszym składzie wypuścił także etatowych ławkowiczów: Lukasa Bielaka, Radosława Pruchnika i Grzegorza Bonina. Posunięcia którego z trenerów okazały się tymi skuteczniejszymi i poprowadziły ich zespół do zwycięstwa?
Bardzo ciężko powiedzieć, która drużyna zaprezentowała się lepiej w pierwszej połowie spotkania. Obraz gry jawił się bowiem jako bardzo wyrównany. Oba zespoły co i raz wychodziły z ofensywnymi akcjami. Pierwszą poważniejszą sytuacje stworzyli sobie gospodarze – szybkim kontratakiem na połowę rywali wbiegł Grzegorz Bonin. W ostatniej chwili został jednak skutecznie zatrzymany przez Roberta Bartczaka. Również Legia już na początku miała szansę na otwarcie wyniku. Dośrodkowanie w pole karne Pablo Dyego, kontrowersyjnie (bo łokciem) zatrzymał Lukas Bielak. Tym razem jednak sędzia nie zdecydował się na użycie gwizdka.
Przez następne minuty, sytuacja na murawie wcale się nie zmieniała. Stołeczni piłkarze próbowali co prawda pędzić skrzydłami i dośrodkowywać do Aleksandara Prijovicia, jednak skutecznie kryty przez Jana Bednarka napastnik, nie był w stanie nic zrobić. Z podopiecznych Henninga Berga najbardziej wyróżniał się Pablo Dyego. To właśnie jego poczynania najbardziej psuły szyki rywalom i tworzyły sporo zagrożenia. Ze słabszej strony pokazali się zawodnicy ustawieni bardziej w środku boiska. Michał Kopczyński, Adam Ryczkowski i Rafał Makowski niezbyt dobrze się rozumieli, popełniając proste błędy. Wszystko to spowodowało, że siła ofensywna środka pola praktycznie nie istniała. Tam dużo lepiej czuli się gospodarze.
Jeśli chodzi o łęcznian to na plus zdecydowanie wyróżnił się Fedor Cernych. Sam stworzył wiele sytuacji w polu karnym Kuciaka, konstruując groźne sytuacje wraz z Jakubem Świerczokiem czy samemu próbując kontrataków i strzałów w światło bramki. Słowak nie dał się jednak ani razu zaskoczyć. W rezultacie mimo kilku ładnych aczkolwiek nie stuprocentowych prób obu zespołów, pierwsza połowa spotkania zakończyła się remisem.
Norweski szkoleniowiec, widząc mizerie swoich podopiecznych, zdecydował się puścić do walki potężniejsze działa. Na boisko w miejsce niewidocznych Adama Ryczkowskiego i w sumie wyróżniającego się na tle kolegów, Pablo Dyego, wbiegli Nemanja Nikolić i Guilherme. Mieli oni dać całemu zespołowi impuls do ataku i jak najszybciej zapewnić Legii awans do następnej rundy. Z początku nawet wykonywali pierwszą część planu – warszawiacy ruszyli bowiem mocniej i odważniej do przodu. Nie umieli jednak tego wykorzystać. Potencjał strzelecki Prijovicia konsekwentnie zabijał bowiem Jan Bednarek który coraz lepiej prezentował się na stoperze razem z Lukasem Bielakiem.
Nie widząc zmiany rezultatu, Berg rzucił do ataku Ondreja Dudę. Gwiazda warszawskiej Legii miała zrobić to, czego nie zrobili do tej pory koledzy. Również Jurij Szatałow dokonał zmian wśród swoich podopiecznych. Z boiska zbiegli prezentujący się naprawdę dobrze Fedor Cernych i Grzegorz Bonin, a na murawie pojawili się Grzegorz Piesio i Wojciech Kalinowski. Osłabiło to trochę potencjał ofensywny gospodarzy. W zupełnie innych nastrojach byli legioniści. Konsekwentnie próbowali konstruować ataki, by zdobyć upragnioną bramkę. I w końcu im się to udało. Silvio Rodicia w 72. minucie po strzale głową pokonał Marek Saganowski. Prawie 37-letni zawodnik udowodnił niedowiarkom, że w zespole Legii robi znacznie więcej niż tylko (albo aż) dba o atmosferę.
Po stracie bramki, Szatałow zdecydował się rzucić wszystko na jedną kartę. Ściągnął niekontentego ze zmiany Leandro i wpuścił bardziej ofensywnego Pawła Sasina. W końcu nie miał już nic do stracenia. Nie pociągnęło to jednak górników do ataku. Próbowali niby cos skonstruować, ale nie tworzyli żadnych groźniejszych sytuacji. Pochwalić za to należy szczególnie Guilherme, który nie dość że bardzo skutecznie cofał się do defensywy, to jeszcze sam wyprowadzał ataki na bramkę Rodicia. Golkipera Górnika Łęczna pokonać zdołał jednak dopiero Aleksandar Prijović. Mylący się w poprzednich sytuacjach napastnik, tym razem spokojnie mijając chorwackiego bramkarza, umieścił piłkę w siatce. To trafienie praktycznie zadecydowało o końcowym rezultacie. Gospodarze stracili nadzieję na wyrównanie, tym samym gubiąc gdzieś całą werwę i chęć gry. Również legioniści altruistycznie nie chcieli chyba dobijać przeciwników, gdyż wszystkie ich sytuacje, nawet te bardzo ofensywne, kończyły się raczej nieudanie.
Legia.com/x-news