Puchar Polski: Garstka kibiców nie doczekała się bramek. Zawisza zremisował ze Śląskiem [RELACJA, ZDJĘCIA]
W pierwszym meczu ćwierćfinału Pucharu Polski pierwszoligowy Zawisza zremisował bezbramkowo ze Śląskiem Wrocław, któremu wciąż nie udaje się wyjść z kryzysu.
Początek meczu był dość obiecujący, Śląsk pierwszą dobrą szansę stworzył sobie już w trzeciej minucie. Flavio Paixao nie zdołał jednak z bliska trafić do bramki. I to by w zasadzie było na tyle, jeśli chodzi o groźne akcje w pierwszej połowie i generalnie można było odnieść wrażenie, że garstka kibiców, która zdecydowała się wybrać na stadion w Bydgoszczy, żałuje tej decyzji. Odnotować można jeszcze jedno niezłe dośrodkowanie Bartkowiaka, po którym zagotowało się pod bramką Damiana Węglarza. Ostatecznie młody golkiper Zawiszy do spółki z Sebastianem Kamińskim wyjaśnili sytuację.
W przerwie trener bydgoszczan Maciej Bartoszek zdecydował się na ofensywną zmianę i wprowadził na boisko Wasyla Panajotowa. Bułgar nie zaczął najlepiej, ale zespół wyraźnie się przebudził, czego efektem były dwie niezłe szanse spowodowane błędami obrońców Śląska. Najpierw po błędzie Kokoszki oko w oko z Mariuszem Pawełkiem stanął George Alaverdashvili. Kapitan gości dobrze wyszedł, skrócił kąt i wygrał ten pojedynek. Po kilku minutach Piotr Celeban wybił piłkę prosto w Jakuba Łukowskiego, ten zauważył wysuniętego Pawełka, jednak uderzył zdecydowanie za lekko, przez co bramkarz Śląska ponownie mógł skutecznie interweniować.
To ostrzeżenie wysłane przez niebiesko-czarnych spowodowało pobudkę wrocławian. Jacek Kiełb zdobył nawet bramkę, ale wcześniej na spalonym był Tomasz Hołota i gol słusznie nie został uznany. Minutę później stuprocentową sytuację miał Marcel Gecov, uderzył jednak niedokładnie i kapitalną obroną popisał się Damian Węglarz. Ostatnie minuty były zdecydowanie lepsze niż początek meczu, obie ekipy ruszyły do przodu z większą werwą, ale cóż z tego, skoro zawodnicy popełniali dziś mnóstwo błędów, a ilość strat była przerażająca.
W doliczonym czasie gry bardzo blisko zdobycia zwycięskiej bramki był Jacek Kiełb, który uderzył głową tuż obok słupka. Zabrakło niewiele, ale ostatecznie mecz zakończył się bezbramkowym remisem, który z pewnością bardziej cieszy gospodarzy. Rewanż we Wrocławiu dopiero 16 grudnia i miejmy nadzieję, że będzie to dużo lepsze widowisko, bo o gorsze będzie trudno.